Śmierć młodej nauczycielki przelała czarę goryczy. Fala protestów

Źródło:
PAP, BBC
Seul, Korea Południowa
Seul, Korea Południowa
Archiwum Reuters
Seul, Korea PołudniowaArchiwum Reuters

Samobójcza śmierć 23-letniej nauczycielki z Seulu, która odebrała sobie życie z powodu presji panującej w pracy, wyprowadziła na ulice dziesiątki południowokoreańskich miast tysiące pracowników szkół. Nauczyciele domagają się szacunku i ochrony przed nadgorliwymi rodzicami uczniów.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

Przyczyną obecnej fali protestów jest samobójstwo młodej nauczycielki z Seulu, która w lipcu w szkolnej szatni odebrała sobie życie. Pozostawiła po sobie setki notatek, w których pisała o depresji, stresie i lęku związanymi z sytuacją w szkole. W miesiącach poprzedzających samobójstwo kobieta była bombardowana skargami od rodziców.

Jak donosi BBC, 5 czerwca 23-latka opisała w swoim pamiętniku strach, który ogarnął ją, gdy weszła do klasy. "Moja klatka piersiowa zrobiła się za ciasna. Miałam wrażenie, że spadam. Nawet nie wiedziałam, gdzie jestem" - napisała w notatniku. 3 lipca wyznała na kartach swojego dziennika, że jest tak przytłoczona sytuacją w pracy, że zamierza "odpuścić". Dwa tygodnie później znaleziono ją martwą.

Kuzyn kobiety w rozmowie ze stacją BBC powiedział, że 23-latka od zawsze marzyła o pracy w szkole. Wybierając zawód nauczycielki, poszła w ślady matki. Mężczyzna twierdzi, że uwielbiała dzieci. Obok jej niepościelonego łóżka leżał stos rysunków i laurek, w których jej uczniowie z pierwszej klasy podkreślali, jak bardzo ją kochali. Obok znajdowały się książki o depresji - relacjonuje BBC. 

Masowe protesty nauczycieli

Dramat nauczycielki z Seulu wywołał falę gniewu wśród pracowników szkół podstawowych w całym kraju i zapoczątkował akcję protestów, które w całym kraju odbywały się co weekend. W ostatnią sobotę 200 tysięcy nauczycieli zebrało się przed budynkiem parlamentu, domagając się lepszej ochrony i zmiany prawa. Masowy wiec odbył się w dniu, który - jak wyjaśnia portal dziennika "Korea Times" - w buddyzmie sygnalizuje zamknięcie żałoby i moment reinkarnacji.

Według BBC dziesiątki tysięcy nauczycieli rozpoczęło w poniedziałek strajk, domagając się lepszej ochrony w pracy.

Nauczyciele oskarżają rodziców o naużywanie ustawy o ochronie praw dziecka, zgodnie z którą nauczyciel oskarżony o znęcanie się nad dziećmi zostaje automatycznie zawieszony. W rezultacie nauczyciele nie są w stanie dyscyplinować uczniów. Powstrzymywanie agresywnego dziecka może być uznane za fizyczne znęcanie się nad nim, a upomnienie - za znęcanie się emocjonalne.

Jeden z nauczycieli - jak twierdzi BBC - miał problemy z powodu skargi rodzica, któremu odmówił, gdy ten domagał się, aby pedagog codziennie budził telefonicznie dziecko. Inny miał sprawę o znęcanie się emocjonalne, bo odebrał chłopcu dawane w nagrodę naklejki po tym, jak skaleczył nożyczkami kolegę z klasy.

Wyścig szczurów

Według BBC praprzyczyną problemu jest "hiperkonkurencyjność" społeczeństwa Korei Południowej, w którym niemal wszystko zależy od sukcesu akademickiego. Uczniowie od najmłodszych lat zaciekle rywalizują o najlepsze oceny, by pewnego dnia dostać się na najlepsze uniwersytety.

Na szkole się nie kończy: po lekcjach rodzice wysyłają dzieci do drogich dodatkowych szkół zwanych "hagwon", które kończą zajęcia o godz. 22. "Znam wiele matek-nauczycielek i wszystkie wysyłają dzieci do 'hagwonów'. Wszystkie. Bez wyjątku" - pisze publicystka dziennika "Korea Times". Co więcej, jak zauważa BBC, większość rodzin w Korei Południowej ma tylko jedno dziecko, co oznacza dla nich tylko jedną szansę na sukces. Presja jest więc tym większa.

Seul, Korea PołudniowaShutterstock

Profesor Kim Bong-je, który kształci przyszłych nauczycieli na Uniwersytecie Pedagogicznym w Seulu w rozmowie z BBC zauważył, że tradycyjnie w Korei panowała bardzo silna kultura szacunku wobec nauczycieli. Dzisiaj, ze względu na szybki wzrost gospodarczy kraju, wielu rodziców może pochwalić się wyższym wykształceniem. - Sprawia to, że często patrzą z góry na nauczycieli. Myślą, że skoro zapłacili za nich ze swoich podatków, to są uprawnieni do takiego zachowania - tłumaczył. 

Jeden z nauczycieli, który wypowiedział się dla BBC stwierdził, że zachowanie rodziców w zamożnych częściach kraju jest znacznie gorsze. - Ich mentalność jest taka, że ​​"liczy się tylko moje dziecko". A gdy jedyną rzeczą, na której ci zależy, jest wysłanie swojego dziecka na dobrą uczelnię, stajesz się bardzo samolubny - mówił. Zaznaczył, że ta presja odbija się na dzieciach, wpływając również na ich zachowanie. - Nie wiedzą, jak uwolnić się od tej presji, więc ranią się nawzajem - dodał.

Obietnica zmian

Ministerstwo edukacji w skierowanej do prasy informacji przyznało, że liczba skarg na nauczycieli rośnie, zaś "prawa ucznia były nadmiernie uwypuklane, podczas gdy prawa nauczycieli naruszano".

Resort zapowiedział wsparcie nauczycieli, by mogli "skoncentrować się na uczeniu, wolni od obaw o nieuzasadnione skargi o znęcanie się nad uczniami" - poinformowała agencja Reutera.

Władze zapowiedziały również ochronę przed telefonami od rodziców. Będą one mogły być nagrywane. Obecnie rząd wydał nowe wytyczne dla nauczycieli, pozwalające na usuwanie z klasy uczniów zakłócających porządek i powstrzymywanie ich w razie potrzeby.

Autorka/Autor:momo/dap

Źródło: PAP, BBC