Etiopscy rebelianci ostrzelali rakietami lotnisko w Erytrei

Źródło:
PAP, Reuters

Przywódca etiopskiego regionu Tigraj poinformował w niedzielę, że jego siły ostrzelały w nocy lotnisko w stolicy sąsiedniej Erytrei - Asmarze. Potwierdził tym samym wcześniejsze doniesienia agencji Reutera. Oznacza to poważną eskalację konfliktu, w którym etiopskie oddziały rządowe walczą z siłami zbrojnymi zbuntowanego stanu na północy kraju.

Agencja Reutera donosiła w niedzielę, powołując się na kilku informatorów, że w sobotę w nocy ze zbuntowanej etiopskiej prowincji Tigraj, gdzie toczą się walki wojsk rządowych z rebeliantami, wystrzelono co najmniej trzy rakiety w kierunku Erytrei. Co najmniej dwie z nich miały spaść na w lotnisko w Asmarze.

Lotnisko w Asmarze

Później tego dnia informacje agencji potwierdził dowódca Frontu Wyzwolenia Tigrajczyków (TPLF) Debretsion Gebremichael. Dodał, że od kilku dni jego siły walczą z armią Erytrei "na kilku frontach".

Wcześniej twierdził, że erytrejscy żołnierze zostali rozmieszczeni wzdłuż granicy z Etiopią, by wesprzeć etiopskie siły rządowe. Nie podał jednak na to żadnych dowodów ani precyzyjnej lokalizacji wrogich sił. Twierdzenie to zostało zdementowane przez MSZ Erytrei, którego szef Osman Saleh Mohammed oświadczył, że "Erytrea nie jest stroną konfliktu w Tigraju".

Wcześniej w sobotę rządzący w Tigraju Front Wyzwolenia Tigrajczyków groził atakiem na cele w Erytrei. - Rozpoczniemy atak rakietowy, by udaremnić wszelkie ruchy wojska w Asmarze i Massawie - oświadczył rzecznik ugrupowania Gaachew Reda na antenie lokalnej telewizji. Massawa to erytrejski port na Morzu Czerwonym. 

W 2018 roku zwaśnione od 20 lat Etiopia i Erytrea ogłosiły, że zakończył się okres, w którym były w stanie wojny. Przywódcy obu państw podpisali wówczas "wspólną deklarację pokoju i przyjaźni" kończącą konflikt. Rząd Erytrei, która od 1993 roku jest niepodległym państwem, jest wrogo nastawiony do przywódców Tigraju po roli, jaką odegrali w krwawej wojnie z Etiopią z lat 1998-2000.

Stan wyjątkowy i "inwazja z zewnątrz"

Od ponad tygodnia etiopskie siły federalne walczą z siłami TPLF w północnym stanie Tigraj, gdzie ataki z powietrza i walki na lądzie pochłonęły setki ofiar - pisze agencja Reutera. Informacje te jednak trudno zweryfikować. Rząd Etiopii zarzuca władzom Tigraju dążenie do secesji. We wrześniu w regionie tym odbyły się wybory wbrew władzom federalnym, które uznały głosowanie za nielegalne.

Od 4 listopada w Tigraju obowiązuje wprowadzony przez władze centralne półroczny stan wyjątkowy. Również TPLF, który rządzi górzystym stanem, ogłosił lokalny stan wyjątkowy w związku z - jak to nazwał - "inwazją z zewnątrz". Władze Tigraju oskarżają sąsiednią Erytreę o wspomaganie sił etiopskich i wysyłanie przez granicę wojska i atakowanie lokalnych sił. Erytrea temu zaprzeczyła.

Agencje pomocowe twierdzą, że sytuacja w zamieszkanym przez ponad 5 milionów ludzi Tigraju na północy Etiopii staje się tragiczna. Jeszcze przed konfliktem 600 tysięcy ludzi było tam zależnych od pomocy żywnościowej. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) oceniło, że agencje pomocowe nie są w stanie uzupełnić zapasów żywności, zapasów dotyczących ochrony zdrowia i innych doraźnych dostaw z powodu braku dostępu.

PAP/Reuters

Autorka/Autor:momo//now

Źródło: PAP, Reuters

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock