Jedni go kochają, dla innych jest zbrodniarzem. Były prezydent objęty aresztem

Źródło:
New York Times

Zatrzymanie byłego prezydenta Kolumbii Alvaro Uribe wpycha kraj w polityczny konflikt, któremu Bogota od lat próbuje położyć kres - pisze w piątkowej analizie "New York Times". We wtorek Sąd Najwyższy Kolumbii nakazał umieszczenie polityka w areszcie domowym. Były kolumbijski przywódca jest oskarżany o oszustwa i przekupywanie świadków w sprawie o przestępstwa z czasów wojny domowej. "To przełomowa decyzja w państwie, w którym politycy rzadko pociągani są do odpowiedzialności" - ocenia nowojorski dziennik. 

To pierwszy raz w historii Kolumbii, kiedy były prezydent zostaje objęty aresztem. "To przełomowa decyzja w państwie, w którym politycy rzadko pociągani są do odpowiedzialności" – ocenia w piątek "New York Times". Alvaru Uribe od dekad królował na kolumbijskiej scenie politycznej. Był najdłużej urzędującym prezydentem w historii Kolumbii i pierwszym od ponad 100 lat wybranym na drugą kadencję. Urząd sprawował w latach 2002-2010. 

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Jak pisze nowojorski dziennik, mało kto w Kolumbii pozostaje wobec niego obojętnym. Dla jednych jest ukochanym prezydentem, dla innych najbardziej znienawidzonym politykiem w kraju. Jedni postrzegają go jako "zbawiciela narodu", jedynego przywódcę, który skutecznie walczył z lewicowymi rebeliantami podczas krwawej wojny domowej. Inni widzą w nim zbrodniarza, który w swojej bezwzględnej walce z bojownikami nie oglądał się na prawa człowieka, mając na sumieniu tysiące ludzi, w tym wielu cywilów – zwraca uwagę "NYT". 

Jak pisze "New York Times", wtorkowa decyzja sądu o umieszczeniu Uribe w areszcie domowym "pogłębiła podziały w kraju, wciągając Kolumbijczyków z powrotem w zaciekłą polityczną walkę między prawicą i lewicą, której Kolumbia od lat starała się położyć kres". 

Przeciwko Alvaro Uribe toczy się śledztwo dotyczące domniemanych oszustw i zastraszania świadkówCIAT/Wikimedia CC BY 2.0

"Nikt nie stoi ponad prawem" 

Przeciwko Alvaro Uribe toczy się śledztwo dotyczące domniemanych oszustw i zastraszania świadków w sprawie o przestępstwa popełnione w trakcie wojny domowej. Były prezydent, a obecnie senator nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Sąd, tłumacząc decyzję o umieszczeniu Uribe w areszcie domowym, wskazał na ryzyko obstrukcji działań wymiaru sprawiedliwości. 

"Pozbawienie mnie wolności zasmuca mnie, moją żonę, moją rodzinę i tych Kolumbjczyków, którzy wciąż wierzą, że zrobiłem coś dobrego dla ojczyzny" – skomentował na Twitterze Uribe. 

We wtorek na ulice w całej Kolumbii wyszli zarówno prawicowi zwolennicy, jak i lewicowi przeciwnicy polityka. Okrzyki oburzenia mieszały się z dźwiękami klaksonów aprobaty.

"Sąd pokazał dziś, że nikt, nawet najbardziej potężny, nie stoi ponad prawem" - skomentował José Miguel Vivanco, szef południowoamerykańskiego oddziału organizacji Human Rights Watch. Zwolennicy byłego prezydenta twierdzą, że śledztwo w jego sprawie to ustawka, a sądy są w tej sprawie stronnicze.

Partia Centrum Demokratyczne, którą Uribe założył w 2014 roku, zajmuje obecnie 50 spośród 280 miejsc w dwuizbowym Kongresie Narodowym Kolumbii. Sąd nie pozbawił na razie byłego prezydenta mandatu senatora. Nadal kieruje on także swoim ugrupowaniem. - Pozostaje naszym liderem. Ale to oczywiście ciężki cios dla naszej partii - powiedział agencji Reutera jeden z jej członków, Santiago Valencia.

Oskarżenia o kierowanie grupą paramilitarną 

Trwające dochodzenie przeciwko Uribe ma swoje początki w 2012 roku. Wówczas senator Ivan Cepeda oskarżył Uribe, że podczas wojny domowej kierował prawicową grupą paramilitarną w swojej rodzinnej prowincji. Cepeda oparł swoje zarzuty na zeznaniach byłych członków grupy. 

Uribe oskarżył senatora o zniesławienie i manipulowanie świadkami. W 2018 sąd uznał jednak, że to były prezydent mógł próbować wpływać na zeznania świadków przez ich zastraszanie i przekupywanie. Sąd nie zdecydował jeszcze, czy istnieją wystarczające dowody, by rozpocząć w tej sprawie proces sądowy. Dochodzenie jest w toku. Jeżeli Uribe stanie przed sądem, będzie mu grozić do ośmiu lat więzienia.

Konflikt między lewicowymi rebeliantami z Sił Rewolucyjnych FARC i wojskami rządowymi, który wybuchł w 1964 roku, trwał przez ponad pół wieku. Ocenia się, że zginęło w nim ponad 220 tysięcy ludzi, a miliony musiały opuścić swoje domy. W trakcie prezydentury Uribe dochodziło do ataków prawicowych grup paramilitarnych na cywilów, których podejrzewano o sprzyjanie partyzantom. Kolumbijska armia uprowadziła i zamordowała w tamtym czasie tysiące ludzi, których oskarżono o współpracę z bojownikami. 

Autorka/Autor:momo/kab

Źródło: New York Times

Źródło zdjęcia głównego: CIAT/Wikimedia CC BY 2.0