Autobusy w ogniu, starcia z policją i wielu zabitych. Podwyżka podatków odwołana

Źródło:
Reuters, PAP

Od kilku dni w Kolumbii trwają gwałtowne protesty przeciwko zapowiedzianym przez władze nowym podatkom. W trakcie demonstracji odbywających się w wielu miastach kraju wielokrotnie dochodziło do brutalnych starć z policją. Władze informują o kilkunastu ofiarach śmiertelnych zamieszek. - Kolumbia stoi w obliczu szczególnych zagrożeń ze strony organizacji przestępczych, które odpowiadają za te akty przemocy - oznajmił minister obrony Kolumbii Diego Molano.

Masowe protesty rozpoczęły się w Kolumbii w zeszłym tygodniu. Tysiące ludzi odpowiedziało na wezwanie największych kolumbijskich związków zawodowych, by zaprotestować przeciwko zapowiadanej przez prezydenta Ivana Duque podwyżce podatków.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Zmiany miały obejmować podwyżkę podatku dochodowego dla osób fizycznych i przedsiębiorstw oraz rozszerzenie listy towarów objętych podatkiem VAT. Rząd uzasadniał podwyżkę głębokim deficytem finansów publicznych powstałym wskutek pandemii COVID-19 i towarzyszącym jej kryzysem gospodarczym.

Tysiące ludzi na ulicach, autobusy w ogniu, starcia z policją

W liczącej ponad siedem milionów mieszkanców stolicy kraju Bogocie demonstracje odbywały się równocześnie w kilku dzielnicach, brało w nich udział wielu mieszkańców ubogich przedmieść miasta. Działające w nich organizacje społeczne ogłosiły w czwartek wspólny komunikat, w którym domagają się gwarantowanego minimalnego dochodu dla mieszkających w najuboższych dzielnicach rodzin, które najbardziej ucierpiały przez epidemię.

W położonym w Andach ponad dwumilionowym Cali demonstranci na znak protestu obalili pomnik hiszpańskiego konkwistadora Sebastiana de Belalcazara. Wśród manifestantów byli też przedstawiciele rdzennej ludności z indiańskiego plemienia Misak. Burmistrz miasta Jorge Ivan Espina wystąpił w obronie praw najuboższych do protestu przeciwko polityce rządu, potępiając jednocześnie "nieodpowiedzialne czyny wandali". Podczas protestów spalono kilka autobusów, w mieście ogłoszono godzinę policyjną, a na jego ulice wyszło wojsko.

W trakcie demonstracji dochodziło do starć z policją. Według kolumbijskiego rzecznika praw człowieka w ciągu pięciu dni zamieszek zginęło 18 cywilów i jeden funkcjonariusz. Prokuratura poinformowała tymczasem w niedzielę o 14 zabitych. Miejscowe grupy praw człowieka donoszą o ponad 20 ofiarach śmiertelnych. Media informują również o wielu rannych, w tym kiludziesięciu policjantach. W niektórych miastach funkcjonariusze użyli gazu. Wiele osób zostało zatrzymanych. W niedzielę prezydent zapowiedział wycofanie kontrowersyjnej ustawy. Mimo to dzień później Kolumbijczycy ponownie wyszli na ulice. W poniedziałek do protestów doszło m.in. w stolicy kraju, Bogocie, oraz w miastach Modellin i Cali.

"Kolumbia stoi w obliczu szczególnych zagrożeń ze strony organizacji przestępczych"

Na poniedziałkowej konferencji prasowej minister obrony Kolumbii Diego Molano obwinił nielegalne grupy zbrojne o grabieże i wandalizm podczas pięciu dni ulicznych protestów.

- Kolumbia stoi w obliczu szczególnych zagrożeń ze strony organizacji przestępczych, które odpowiadają za te akty przemocy - oznajmił Molano. Jak mówił, grupy te są finansowane i organizowane przez lewicowych partyzantów z Armii Wyzwolenia Narodowego (ELN) oraz przez byłych rebeliantów FARC, którzy odrzucają porozumienie pokojowe z 2016 roku. Molano powołał się na informacje wywiadowcze, ale nie ujawnił więcej szczegółów ani nie przedstawił dowodów.

- Przykro nam z powodu wszystkich, którzy stracili życie w wyniku działań przestępczych podczas tych protestów - powiedział Molano. Nie podał jednak szczegółowej liczby ofiar śmiertelnych zamieszek. Przekazał, że sprawę bada prokurator generalny.

Autorka/Autor:momo

Źródło: Reuters, PAP