Emerytowany oficer z Kirgistanu opowiedział, jak walczył z żołnierzami ukraińskimi w Donbasie. „Jechałem do Ługańska przekonany, że są tam faszyści. Rosyjska telewizja informowała, że na Ukrainie podnoszą głowy faszyści i naziści, pokazywała swastykę. Okazało się, że to zwykła propaganda” – mówił kirgiskiej rozgłośni Azzatyk (Radio Swoboda) mężczyzna o imieniu Manas.
„Ma pan na sobie mundur Ługańskiej Republiki Ludowej, czyli oddziałów rebelianckich. Jak pan trafił w to miejsce? Jak długo pan tam przebywał?” - rozpoczęła wywiad z emerytowanym oficerem dyrektorka rozgłośni Azzatyk (sekcji kirgiskiej Radio Swoboda) Wenera Sagyndyk Kyzy.
"Trafiłem do Ługańska w sierpniu 2014 roku. W listopadzie podpisałem kontrakt. Pojechałem jako ochotnik. Oglądałem telewizję rosyjską, w tym kanały ORT i RTR, które informowały, że na Ukrainie faszyści i naziści podnoszą głowy, pokazywały swastykę. Chciałem z nimi walczyć. Było to dla mnie ważne. Mój dziadek zginął w walce z faszyzmem w drugiej wojnie światowej w 1941 r." - odpowiadał oficer, nazwany imieniem Manas (prawdziwe na jego prośbę nie zostało ujawnione).
"Wsiadł pan do samolotu?" - pytała dziennikarka.
"Nie. Do pociągu. Kupiłem bilet do Samary. Stamtąd trafiłem do Rostowa nad Donem. Później jechałem autobusem przez rosyjski Niżnij Kamiensk do przejścia granicznego w Izwarino. Stamtąd trafiłem do Ługańska" - kontynuował.
"Che Guevara z Kaliningradu"
Kirgiski żołnierz trafił do brygady specjalnej rebeliantów, walczącej z armią ukraińską w Ługańsku i Krasnodonie. Jej dowódcą był żołnierz z Kaliningradu posługujący się pseudonimem „Che Guevara”. Manas mówił, że tuż po przyjeździe zapoznano go z grupą wywiadowczą, w której działali wojskowi różnych narodowości – Serbowie, Czeczeni, Osetyjczycy, Kazachowie.
Przed walkami Manas, wraz z siedemnastoma rodakami, którzy także przybyli do Donbasu, przeszedł pięciodniowy proces "filtracji': rebelianci sprawdzali dokumenty i specjalizację.
„W Krasnodonie stacjonowała brygada dywizji tulskiej (rosyjskiego miasta Tuła – red.). Jej żołnierze przebywali głównie w rejonie obwodu rostowskiego, blisko granicy z Ukrainą. Kiedy było trzeba, ruszali do Donbasu, atakowali cele i wracali z powrotem. Decyzję w tej sprawie podejmował wywiad rosyjski. Nasz oddział miał za zadanie identyfikowania celów dla artylerii. Na wschód Ukrainy przerzucano wraz z ciężkim sprzętem żołnierzy rosyjskich stacjonujących w Osetii Południowej (separatystycznej republice na terytorium Gruzji – red.). W Doniecku i Ługańsku wojskowi rosyjscy, walczący w wojnach czeczeńskich, szkolili rebeliantów i po pewnym czasie wracali do Osetii. Ale już bez ciężkiego uzbrojenia” – relacjonował Manas.
"Degradacja w szeregach rebeliantów"
Zeznania kirgiskiego oficera dla władz w Kijowie są kolejnym dowodem, że po stronie rebeliantów w Donbasie walczą wojska rosyjskie. Manas mówił, że więcej żołnierzy z Rosji zaczęło przybywać na wschód Ukrainy po podpisaniu porozumień pokojowych w Mińsku w lutym.
"W szeregach rebeliantów nastąpiła degradacja. Oni byli przekonani, że zostali porzuceni przez Rosję i Władimira Putina. Myśleli, że po aneksji Krymu także zostaną uznani jako Ługańska Republika Ludowa. Rebelianci chcą teraz przekonać mieszkańców Donbasu, że region otrzyma status specjalny. Ci, którzy tam walczą, obawiają się, że nadanie statusu regionowi, który pozostanie w składzie Ukrainy oznacza, że za jakiś czas nastąpią tam 'czystki'. Dlatego niektórzy zaczęli wyjeżdżać. Nie widzą tam przyszłości. Do Rostowa wyjechał jeden z moich znajomych żołnierzy rosyjskich, który walczył o Debalcewe" - relacjonował oficer.
"Przełom w świadomości"
Manas walczył po stronie rebeliantów ponad pół roku. Postanowił wrócić do kraju, kiedy doszedł do wniosku, że został oszukany przez propagandę rosyjską. Twierdzi, że do wyjazdu na Ukrainę zmotywowała go pamięć o poległym w wojnie dziadku i walka z faszystami. Wszystko to okazało się jednak "mrzonką". Nie mógł także pogodzić się z myślą, że po stronie rebeliantów z Ukraińcami broniącymi własnego terytorium walczą żołnierze rosyjscy.
"Powiedział pan, że w pańskiej świadomości doszło do przełomu. Co było powodem?"
"Miałem motyw, ale nic z tego nie wyszło. Wszystko okazało się zwykłą agitacją i propagandą. Jestem wykształconym oficerem (wojskowy kształcił się w Symferopolu na Krymie - red.) i dałem się na to nabrać".
Przed opuszczeniem Donbasu Manas poprosił dowódcę oddziału o "kilka dni urlopu". Otrzymał urlop, kiedy separatyści zajęli Debalcewe, ważny węzeł kolejowy na wschodzie Ukrainy. Kontraktu nie rozwiązał, by - jak twierdzi - nie wzbudzać podejrzeń. Do Donbasu nie zamierza wracać.
Autor: tas/tr / Źródło: azattyk.org
Źródło zdjęcia głównego: Radio Azattyk