Poszukiwania ofiar katastrofy w lodowatych wodach Potomaku w Waszyngtonie przypomniały podobne sceny sprzed 43 lat, które rozgrywały się zaledwie kilka kilometrów dalej. Był również styczeń, gdy samolot pasażerski wpadł do tej samej rzeki.
Przed północą w środę (w czwartek w nocy czasu polskiego) w Waszyngtonie samolot pasażerski linii American Airlines z 64 osobami na pokładzie zderzył się ze śmigłowcem wojskowym Black Hawk z trzema żołnierzami na pokładzie i spadł do rzeki Potomak obok lotniska Ronalda Reagana.
Amerykańskie media przypominają, że 43 lata temu doszło do podobnej katastrofy, na tej samej rzece. W odległości zaledwie kilku kilometrów od obecnego miejsca tragedii.
ZOBACZ TEŻ: To pierwsza taka katastrofa w USA od 16 lat
Katastrofa lotnicza z 1982 roku w Waszyngtonie
13 stycznia 1982 roku Boeing 737 linii Air Florida wystartował z waszyngtońskiego lotniska Ronalda Reagana (wówczas nazywane Washington National Airport) i miał kierować się w stronę Fort Lauderdale na Florydzie. Tuż po starcie maszyna miała jednak znaczne trudności ze wznoszeniem się i zaledwie kilka sekund po starcie uderzyła w most - 14th Street Bridge na Potomaku. Następnie wpadła do skutej lodem rzeki.
Na pokładzie znajdowało się 74 pasażerów i pięciu członków załogi. - Ludzie krzyczeli, a potem zrobiło się bardzo cicho - wspominała potem Nikki Felch, jedna z ocalonych kobiet w rozmowie z News4. Jak pisze portal stacji NBC Washington tylna część samolotu oderwała się, dając pięciu osobom na pokładzie szansę na ucieczkę.
NBC opisuje, że na pomoc poszkodowanym natychmiast ruszyło kilka osób. Jednym z pierwszych był Roger Olian, świadek wypadku pracujący w pobliskim szpitalu. Widząc ludzi w lodowatej wodzie przywiązał linę do pasa i wskoczył do Potomaku, próbując do nich dopłynąć i mając nadzieję, że "może uda im się wytrzymać jeszcze trochę". Ale lodowata woda pokonała i jego. W ostatniej chwili wyciągnęli go ratownicy ze śmigłowca National Park Service, którzy dzięki wyjątkowym umiejętnościom (pilot nabył je m.in. w Wietnamie) niemal stawali płozami na powierzchni rzeki.
NBC opisuje też pasażerkę samolotu Priscillę Tirado, której mąż i dwumiesięczne dziecko zginęli w katastrofie. Ona sama, zmarznięta, osłabiona i oślepiona, ledwo trzymała się wiszącej kamizelki ratunkowej. Była o krok od utonięcia. Uratował ją Lenny Skutnik, pracownik rządowy i przypadkowy świadek zdarzenia. Wskoczył do wody, złapał Tirado i wyciągnął ją na brzeg.
Jednym z bohaterskich ratowników był też pasażer samolotu, który przeżył zdarzenie - 46-letni Arland D. Williams, Jr. Mężczyzna zapłacił najwyższą cenę - sam utonął w lodowatej wodzie. Został uhonorowany pośmiertnie przez prezydenta Ronalda Reagana Medalem za Uratowanie Życia (Coast Guard's Gold Lifesaving Medal). Na jego cześć nazwano też most na Potomaku.
W sumie zginęło 70 pasażerów, czworo członków załogi, w tym kapitan, a także kolejne cztery osoby, które znajdowały się w pojazdach na ruchliwym moście. Następne cztery osoby zostały ranne.
Przyczyny katastrofy Air Florida
Przeprowadzone przez Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) śledztwo wykazało, że do katastrofy doprowadziło wiele błędów załogi, w tym nieusunięcie nadmiaru lodu i śniegu ze skrzydeł i silnika maszyny przed startem. Ustalono także, że kapitan - choć miał informację o niekorzystnych warunkach pogodowych - nie podjął decyzji o rezygnacji ze startu. Wcześniej lotnisko przez pewien czas pozostawało zamknięte z powodu intensywnych opadów śniegu.
Według śledczych do tragedii mógł się przyczynić dodatkowo fakt, że załoga nie miała doświadczenia w warunkach zimowych. Jak ujawniono, samolot sunął po pasie startowym nawet mimo faktu, że - jak wynikało z zapisu z czarnych skrzynek - jeden z pilotów powtarzał kilkukrotnie: "Boże, spójrz na to! To nie wygląda dobrze, prawda?". Śledczy zwracali też uwagę, że na lotnisku, po wielu godzinach zamknięcia go z powodu złej pogody, istniała presja, by przyspieszyć odloty, zmniejszyć zator i wrócić do normalnego rozkładu połączeń.
Źródło: NBC Washington, CNN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images/Bettmann