Amerykański rząd podał do wiadomości publicznej, że miał miejsce wypadek lotniczy, ale nigdy nie uściślił, jak blisko było do momentu eksplozji.
B-52 z dwoma bombami na pokładzie
23 stycznia 1961 roku samolot B-52 odbywał planowy lot, kiedy w pewnym momencie zaczęło się z nim dziać coś złego. Kłopoty zaczęły się, kiedy leciał nad Północną Karoliną. Samolot rozerwało w powietrzu, a system kontrolny uwolnił dwie bomby wodorowe Mark 39, które spadły w okolicach Goldsboro.
Jedna z nich spadła nieuzbrojona, ale druga przeszła niemal wszystkie - z wyjątkiem jednego, najważniejszego - etapy procesu detonacji i prawie wybuchła.
Do takich informacji dotarł dziennikarz "Guardiana" Eric Schlosser. Ujawnił on, że gdyby nie awaria pojedynczego przełącznika niskiego napięcia, to doszłoby do jednej z największych katastrof w dziejach ludzkości. Bomba była prawie 260-krotnie silniejsza od tych, które spadły na Hiroszimę i Nagasaki w czasie II wojny światowej.
Do katastrofy doszłoby w samym środku zimnej wojny pomiędzy USA a Rosją i zaledwie rok przed kryzysem kubańskim.
Na razie strona amerykańska nie skomentowała doniesień prasowych.
Skutki atomowej pożogi na filmie
Skutki atomowej pożogi na filmie
Autor: pk\mtom / Źródło: BBC News
Źródło zdjęcia głównego: US Air Force, Wikipedia-CC-BY