Kancelaria prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja oskarżyła amerykańską armię o zabicie ośmiorga cywilów - kobiety i siedmiorga dzieci - w bombardowaniu w prowincji Parwan, na północ od Kabulu.
Prezydent "zdecydowanie potępia atak sił amerykańskich (...), który doprowadził do śmierci jednej kobiety i siedmiorga dzieci" - napisano w komunikacie.
Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa w Afganistanie (ISAF) poinformowały, że podczas wspólnej operacji z armią afgańską przeprowadziły "atak z powietrza" na talibskich rebeliantów. Nie ujawniono, czy atak ten spowodował śmierć cywilów. Siły międzynarodowej koalicji zaznaczyły, iż "wiedzą o informacjach", z których wynika, że "dwóch cywilów poniosło śmierć przypadkowo". ISAF wyraziły ubolewanie z powodu ofiar wśród ludności cywilnej. Jak dodano w komunikacie, wspólnie z armią afgańską trwa wyjaśnianie okoliczności incydentu. W walkach z rebeliantami zginął żołnierz sił międzynarodowych.
Napięte stosunki
Stosunki między USA a Afganistanem zostały poważnie nadszarpnięte, gdy Karzaj w grudniu ub.r. w ostatniej chwili odmówił podpisania gotowego już porozumienia z Amerykanami o pozostawieniu w jego kraju po 2014 r. kilkunastu tysięcy zachodnich żołnierzy i utworzeniu dziewięciu baz wojennych USA. Umowy nie podpisał nawet wtedy, gdy zalecenie takie wydała specjalnie przez niego zwołana i posłuszna mu Loja Dżirga, czyli zgromadzenie starszyzny plemiennej i politycznej. Pakt bezpieczeństwa miałby zezwolić na pozostanie obcych wojsk w Afganistanie także po roku 2014, gdy zakończy się obecna bojowa misja sił ISAF. Gdyby paktu nie zawarto, USA mogłyby wycofać z Afganistanu wszystkie swoje wojska, pozostawiając siły afgańskie bez wsparcia w konfrontacji z talibskimi rebeliantami. W Afganistanie stacjonuje obecnie 46 tys. żołnierzy USA, ale na początku 2014 roku ma ich być już tylko 34 tys.
Autor: mtom/kwoj / Źródło: PAP