Uszanować granice nadane przez Pekin. Opozycja mówi o "upadku Hongkongu"


Mój rząd nie będzie tolerował przekraczania granic wytyczonych przez Pekin - stwierdziła w niedzielę szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam podczas uroczystości z okazji 21-lecia przyłączenia tego autonomicznego regionu do Chin. Według opozycji Hongkong stopniowo traci autonomię.

Lam wzięła udział w porannej ceremonii wciągnięcia flagi na maszt na placu Złotej Bauhinii – kwiatu, który zdobi flagę Hongkongu od przyłączenia tej byłej brytyjskiej kolonii do ChRL w 1997 roku. Obecni byli również trzej wcześniejsi szefowie rządu regionu Tung Chee-wah, Donald Tsang i Leung Chun-ying.

"Właściwe" relacje z ChRL

Hongkong funkcjonuje w ramach ChRL jako specjalny region administracyjny, który zgodnie z zasadą "jeden kraj, dwa systemy" powinien dysponować szeroką autonomią we wszystkich dziedzinach, za wyjątkiem obronności i polityki zagranicznej.

Lam oceniła, że odkąd rok temu została mianowana na szefową administracji, jej rząd "we właściwy sposób" prowadził relacje z Chinami kontynentalnymi. Jak stwierdziła, wykorzystał "dwa systemy", by promować inicjatywę logistyczną Pasa i Szlaku lansowaną przez chińskiego prezydenta Xi Jinpinga oraz integrację z prowincją Guangdong w ramach projektu Większego Obszaru Zatokowego.

Zaznaczyła, że rząd Hongkongu nie będzie jednak wykazywał tolerancji dla przekraczania granic wytyczonych przez Pekin, respektując zasadę "jeden kraj".

Dziennik "Renmin Ribao" - organ prasowy Komitetu Centralnego rządzącej niepodzielnie Chinami partii komunistycznej – ocenił w niedzielę, że przez ostatni rok środowisko polityczne w Hongkongu stało się bardziej stabilne, ale wciąż pozostają do rozwiązania głęboko zakorzenione konflikty.

Żółci kontra niebiescy

Społeczeństwo Hongkongu jest obecnie głęboko podzielone politycznie. Po jednej stronie stoją zwolennicy demokracji, nazywani "żółtymi", którzy niechętnie odnoszą się do władzy Pekinu i żądają dla Hongkongu politycznej autonomii. Po drugiej stronie znajdują się "niebiescy", czyli obóz propekiński lub proestablishmentowy.

Po południu z Parku Wiktorii w centralnej części Hongkongu jak zwykle przy okazji rocznicy ruszył wielotysięczny marsz demokratyczny zorganizowany przez środowiska opozycyjne. Przez wiele lat demonstranci rozpoczynali marsz z boisk piłkarskich w parku, ale po raz kolejny władze udostępniły to miejsce grupom propekińskim, które organizują tam wystawy rocznicowe.

W tym roku motywem przewodnim marszu, organizowanego przez zrzeszenie około 50 grup demokratycznych, jest sprzeciw wobec "jednopartyjnej dyktatury" w Chinach oraz wobec "upadku Hongkongu". Organizatorzy spodziewają się około 60 tysięcy uczestników.

Hongkońscy demokraci twierdzą, że Pekin łamie zasadę "jeden kraj, dwa systemy", coraz śmielej wtrącając się w wewnętrzne sprawy miasta, które stopniowo traci autonomię. Obawiają się, że Hongkong utraci swój wyjątkowy charakter i stanie się kolejnym "chińskim miastem".

Autonomia pod presją

Rząd centralny nasilił działania w kierunku zacieśnienia kontroli nad Hongkongiem po "rewolucji parasolek" z 2014 roku. Setki tysięcy demonstrantów zablokowały wtedy miasto na prawie trzy miesiące, domagając się pełnej demokracji przy wyborze szefa administracji regionu, ale Pekin nie ugiął się pod tym żądaniem.

Zaniepokojenie rosnącymi naciskami Pekinu na Hongkong wyrażał między innymi szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson. We wrześniu 2017 roku stwierdził on, że "ważne obszary" modelu "jeden kraj, dwa systemy" znajdują się pod coraz większą presją, a w marcu tego ocenił, że presja ta jest kontynuowana.

Obawy Londynu pogłębiła m.in. sprawa brytyjskiego obrońcy praw człowieka Benedicta Rogersa, który w ubiegłym roku nie został wpuszczony na teren Hongkongu. - Udział Pekinu w tej sprawie wzmocnił nasze przekonanie, że szeroki zakres autonomii Hongkongu znajduje się pod coraz większą presją - wskazał Johnson w półrocznym sprawozdaniu na temat Hongkongu.

Według władz regionu cieszy się on obiecaną autonomią i zgodnie z Prawem Podstawowym (hongkońską minikonstytucją) "Hongkończycy zarządzają Hongkongiem". - Zagraniczne rządy nie powinny w żaden sposób wtrącać się w wewnętrzne sprawy Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkong - oświadczył rzecznik hongkońskiego rządu w odpowiedzi na marcowe uwagi Johnsona.

Autor: mm//kg / Źródło: PAP