FSB zatrzymała polskiego dziennikarza. Usłyszał, że "pisze antyrosyjskie teksty"

Aktualizacja:
Wacław Radziwinowicz jest korespondentem "Gazety Wyborczej" w Rosji
Wacław Radziwinowicz jest korespondentem "Gazety Wyborczej" w Rosji
tvn24
Wacław Radziwinowicz jest korespondentem "Gazety Wyborczej" w Rosji tvn24

Korespondent "Gazety Wyborczej" Wacław Radziwinowicz został w sobotę zatrzymany w Symferopolu przez funkcjonariuszy FSB, od których usłyszał m.in. że "pisze antyrosyjskie teksty z wrogich pozycji". Zwolniono go po kilkugodzinnych przesłuchaniu.

Wacław Radziwinowicz to wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Rosji. Na Krym przyjechał w w związku z 70. rocznicą deportacji Tatarów krymskich.

W sobotę rano został zatrzymany w restauracji, w której spotkał się z ukraińskim dziennikarzem i miejscową Tatarką.

- Naskoczyło na nas kilku facetów z krzykiem: żadnych gwałtownych ruchów, ręce na stół, wyłączyć telefony - opowiadał Radziwinowicz. - Nie przedstawili się. Nie chcieli pokazać żadnych legitymacji. Powiedzieli: "przedstawiciele prawa i porządku" - dodał. Ukraiński dziennikarz widział - mówił Radziwinowicz - że jeden z funkcjonariuszy trzymał pistolet przykryty kurtką. Ten sam - opowiadał - miał też komputer, a po sprawdzeniu nazwiska w wyszukiwarce, funkcjonariusz zarzucił mu, że pisze "antyrosyjskie teksty z wrogich pozycji". Radziwinowicz relacjonował, że usłyszał iż nie ma prawa do nikogo zadzwonić, choć nie jest zatrzymany, ani aresztowany, a tylko "zaproszony na rozmowę". Odpowiedział, że w takim razie nie przyjmuje tego zaproszenia, na co padła odpowiedź: - To my wezwiemy policję, która skuje w kajdanki i zabierze.

"To nie przesłuchanie, tylko ankieta"

Następnie funkcjonariusze przewieźli go do lokalnej siedziby FSB, gdzie był przesłuchiwany przez kilka godzin. - Przesłuchiwało mnie dwóch ludzi. Interesowali się skąd jestem, czego tu szukam, czy byłem w Kijowie na Majdanie - mówił. Pod koniec przesłuchania dziennikarz się dowiedział, że jest podejrzany o nielegalne przekroczenie granicy. Jeden z funkcjonariuszy miał usłyszeć, że podczas rozmowy w restauracji Radziwinowicz sam o tym powiedział. - To jest absolutna bzdura - zaznacza korespondent. - Za to, co mówicie powinniście siedzieć. Przyleciałem z Moskwy, którą się uważa za stolicę Rosji, na Krym, który uważacie za region rosyjski. Jaka granica? Powinniście się z tego wytłumaczyć przed swoimi przełożonymi - przywołuje swoje słowa skierowane do funkcjonariuszy. Na koniec - jak mówił - dostał do podpisu jakiś dokument, którego nie podpisał, a od funkcjonariuszy usłyszał, że nie było to przesłuchanie tylko ankieta; następnie został zwolniony. Radziwinowicz ocenia, że został zwolniony w związku z prawdopodobną decyzją zezwalającą na demonstrację z okazji rocznicy wywiezienia na rozkaz Stalina 200 tys. Tatarów krymskich do Azji Środkowej. Władze Krymu zakazały wcześniej organizowania tam masowych zgromadzeń do 6 czerwca. - Jestem podobno jedynym korespondentem zachodnim tutaj. Potrzebują mnie do tego, żeby ktoś napisał, że odbędzie się legalna demonstracja- ocenił.

Kilka godzin na komisariacie

O zatrzymaniu korespondenta poinformowała "Gazeta Wyborcza". Radziwinowiczowi udało skontaktować się z sekretarzem redakcji Romanem Imielskim, a po godzinie 13 odbył krótką rozmowę z córką, Agnieszką.

W rozmowie z TVN24 Imielski relacjonował, że Radziwinowicz nie wiedział początkowo, jaki jest powód jego zatrzymania. - Wacek nie wie, pod jakim zarzutem został zatrzymany, jakie są zamiary rosyjskich władz, ani ile czasu będzie musiał tam spędzić - mówił.

- Moim zdaniem Rosjanom może zależeć na tym, żeby uniemożliwić Wacławowi relacjonowanie jutrzejszych obchodów rocznicy wywiezienia na rozkaz Stalina 200 tys. Tatarów krymskich do Azji Środkowej - ocenił Imielski. Jak oceniał, że z tego powodu Rosjanom może zależeć, by Radziwinowicz jak najdłużej przebywał na komisariacie.

Przed godziną 16 poinformował, że korespondent został wypuszczony.

Polskie MSZ po uzyskaniu informacji o zatrzymaniu dziennikarza zapewniło, że resort prowadzi "intensywne działania dyplomatyczne w celu wyjaśnienia sytuacji".

Autor: kg//gak / Źródło: "Gazeta Wyborcza", TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Raporty: