Do indyjskiego szpitala trafił trzymiesięczny chłopczyk, który ma według lekarzy cierpieć na jedną z najrzadszych i mało poznanych chorób. Dziecko ma doznawać "spontanicznego samozapłonu". Dojść miało do tego już cztery razy.
Chłopczyk pochodzi z małej indyjskiej wioski Nedimoliyur. Jego mama miała być wielce uradowana, gdy w kwietniu urodziła zdrowego synka. Dalsza część jego historii jest niecodzienna, ale jak podaje dziennik "The Hindu", jedna z trzech największych gazet w Indiach, jest prawdziwa.
Niewytłumaczony ogień
Ku przerażeniu matki, już dziewięć dni po narodzinach dziecko z nieznanych jej powodów zapłonęło leżąc w łóżeczku. Kobieta szybko opanowała ogień i chłopczyk był tylko trochę poparzony. W ciągu kolejnych dwóch miesięcy dziecko jeszcze trzy razy nagle ogarniały płomienie.
Mieszkańcy wioski uznali, że to kobieta podpala swoje dziecko i wykluczyli ją oraz jej rodzinę ze społeczności. Chłopczyk trafił jednak do szpitala w mieście Chennai, stolicy stanu Tamil Nadu, ponieważ jego poparzenia stały się już poważne.
Samozapłon dziecka?
Lekarze badający sprawę dziecka mieli dojść do wniosku, że cierpi ono na bardzo rzadką chorobę "spontanicznego ludzkiego zapłonu". - Sprawdziliśmy w internecie i w ciągu 300 lat zanotowano tylko 200 takich przypadków - powiedział R. Narayana Babu, szef oddziału pediatrii w szpitalu, gdzie leży dziecko.
- Udokumentowano naukowo, że w określonych przypadkach może dochodzić do samozapłonu gazów wydalanych z ciała - twierdzi Babu w rozmowie z "The Hindu".
Obok łóżeczka chłopczyka na stałe postawiono wiadro z wodą i gaśnicę. Tak na wszelki wypadek. Lekarze leczą jego oparzenia i uczą rodziców, jak powinni się obchodzić z dzieckiem, aby nie dochodziło do zapłonów. - Nie mogą go wystawiać na słońce i może nosić tylko określone ubrania - tłumaczy Babu.
Autor: mk//gak / Źródło: The Hindu
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu