Wojsko USA umieściło w bazie lotniczej na północy Japonii swoje dwa najnowocześniejsze drony zwiadowcze dalekiego zasięgu RQ-4 Global Hawk. Samoloty będą najpewniej podglądać Chińczyków, Koreańczyków z Północy i Rosjan.
Nieuzbrojone drony zostały przeniesione na okres lata do Japonii z wyspy Guam. Amerykanie mieli problemy z wykorzystywaniem tamtejszej bazy w ciepłych miesiącach, bowiem często nawiedzają ją tropikalne tajfuny, znacząco utrudniające działanie dronom.
Sygnał polityczny
RQ-4 to największe na świecie bezzałgowce. Ich głównym zadaniem jest prowadzenie zwiadu strategicznego. Mogą latać bardzo wysoko, niemal dwa razy wyżej niż samoloty pasażerskie i utrzymywać się w powietrzu ponad dobę. Są powolne i nie zastosowano w nich szerzej rozwiązań "stealth", przez co nie nadają się specjalnie do misji szpiegowskich nad innymi krajami. Latają głównie w przestrzeni międzynarodowej.
Przebazowanie do Japonii, poza względami praktycznymi w postaci ucieczki przed tajfunami, najpewniej ma głównie znaczenie polityczne. To nie kosztujący wiele sygnał zapewniający Japończyków o wsparciu USA. Twierdzenia, iż przeniesiono je do Japonii wyłącznie ze względu na szpiegowanie Chin i Korei Północnej, są przesadzone.
W praktyce drony mogły spokojnie dolecieć z Guam nad wszystkie interesujące Amerykanów obszary w Azji Wschodniej. Ze swoim wielkim zasięgiem (mogą przelecieć około 23 tysięcy km. w jedną stronę) mogłyby nawet patrolować wody wokół Indii.
Z Japonii będzie im wyraźnie bliżej jedynie do Korei Północnej, podczas gdy nad zapalne Morze Południowochińskie będzie im dalej. Ze względu na swoją konstrukcję nie nadają się one jednak do wtargnięć w przestrzeń powietrzną dyktatury Kimów. Do takich zadań Amerykanie mają takie zbudowane w technologii stealth maszyny jak RQ-170 i najprawdopodobniej utrzymywane w tajemnicy jej wersje rozwojowe.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF