- Według francuskich władz, sprawców było trzech lub czterech.
- Muzeum zostało tymczasowo zamknięte.
- Medialne doniesienia i deklaracje władz mówią o tym, że w pobliżu i na terenie Luwru odnaleziono dwa eksponaty, które złodzieje porzucili prawdopodobnie w czasie ucieczki.
- Czytaj więcej o włamaniu do Luwru >>>
W niedzielę doszło do włamania do paryskiego Luwru. Szef MSW Francji Laurent Nunez poinformował, że sprawcy dostali się do muzeum z zewnątrz za pomocą podnośnika, który znajdował się na ciężarówce, a następnie wtargnęli do Galerii Apolla, gdzie ich celem były dwie witryny. Skradziona została historyczna biżuteria.
Miejsce remontu. Czy dlatego "nikt nie zareagował odpowiednio szybko"?
Jak opisują francuskie media, do rabunku doszło około godziny 9.30. Sprawcy weszli do budynku od strony Sekwany - z miejsca, gdzie trwają prace budowlane. Według szefa MSW całe zdarzenie "trwało 7 minut".
Jak wskazują rozmówcy TVN24, godzina rabunku oraz lokalizacja miejsca, w którym się włamano, mogły nie być przypadkowe.
Dziennikarz polskich i francuskich mediów Piotr Moszyński mówił na antenie TVN24, że "całą akcję widział bezpośrednio naoczny świadek - rowerzysta, który przejeżdżał nad Sekwaną właśnie wtedy, kiedy dokonano rabunku".
- Według jego relacji pod Luwr od strony Sekwany podjechała furgonetka wyposażona w podnośnik, którego zwykle używa się przy przeprowadzkach. Właśnie po tym wyciągniętym podnośniku weszli złodzieje - przytaczał doniesienia na temat rabunku. Przekazał też, że sprawcy "byli ubrani w żółte kamizelki, nie po to, żeby zwrócić uwagę, ale żeby wyglądali jak robotnicy". - Wdrapali się tam, rozbili okno, weszli do środka i z tego, co wiadomo do tej pory - dodał.
Także licencjonowana przewodniczka Ewa Condotta zwracała uwagę w TVN24, że sprawcy weszli od strony Sekwany, gdzie prowadzone są prace remontowe, i ubrani byli w żółte kamizelki - tak jak zazwyczaj robotnicy.
- Wszystko wskazywało na to, że coś sprawdzają, więc nikt nie zareagował odpowiednio szybko - oceniła.
Kluczowy moment, "kiedy Luwr wyłącza cały system alarmowy"
Condotta przypominała też, że złodzieje "zaczęli całą akcję o godzinie 9.30". - To chwila, kiedy Luwr wyłącza cały system alarmowy. To jest godzina, kiedy wpuszczają do Luwru wszystkich turystów. W związku z tym, oni działali w paradoksalnie prosty sposób, czekając na moment, aż system zostanie wyłączony. I w tym momencie weszli do środka Galerii Apolla - wyjaśniała.
- Podejrzewam, że właśnie to ranne podekscytowanie uśpiło być może strażników, którzy może nie doszli jeszcze do momentu sprawdzania sali. Wystarczyło im (sprawcom) siedem minut, żeby wejść do środka i żeby zaatakować gabloty. Użyli do tego piły. Ja nie wiem, jak coś takiego mogło mieć miejsce - dodała.
Także Magdalena Bogacka, przewodniczka po Paryżu, przyznała w TVN24, że do tej pory była przekonana o bardzo silnych zabezpieczeniach muzeum. - Nawet moim klientom opowiadałam, że to (Galeria Apolla - red.) jest druga po sali z Mona Lisą najbardziej strzeżona sala Luwru - powiedziała.
Podobnie Moszyński na antenie TVN24 zwracał uwagę na "śmiałość tego napadu". - To jest coś zupełnie niesłychanego. Jest niedziela, pełny dzień. To był moment otwarcia Luwru - podkreślał dziennikarz na antenie TVN24.
Przekazał, że z komentarzy jednego z policjantów wynika, że z tego powodu muzealni strażnicy byli skupieni na obserwowaniu i wpuszczaniu turystów. Ocenił, że napad "musiał być naprawdę niesłychanie dobrze zaplanowany, przemyślany".
- To musieli być fachowcy. Oni po dokonaniu tego rabunku zeszli z powrotem po tym samym podnośniku i odjechali dwoma bardzo mocnymi skuterami wzdłuż Sekwany do obwodnicy Paryża. Następnie policja straciła ich ślad na południu miasta - mówił.
Autorka/Autor: akr/ft
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Mohammed Badra