Dlaczego Ukraina nie radzi sobie z "zielonymi ludzikami"? Sześć powodów

Aktualizacja:

W marcu zatrzymaliśmy więcej szpiegów i agentów Rosji, niż przez poprzednie 23 lata – ogłosiła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, dodając, że "nie nadąża z łapaniem". Czy to powód do dumy? Przeciwnie. To pokazuje skalę penetracji Ukrainy przez rosyjski wywiad. Zresztą większym zagrożeniem są nie dywersanci w Doniecku czy Ługańsku, lecz agenci w Kijowie - na ważnych stanowiskach w administracji, wojsku i służbach specjalnych.

- To nie rosyjskie czołgi wzdłuż granicy są tym, czego się boimy – boimy się ludzi starego reżimu, którzy wciąż siedzą w swoich gabinetach i sprzedają Ukrainę - to słowa Rusłany, piosenkarki kojarzonej z Majdanem. Prawdziwie zagrażająca państwu wojna toczy się od dawna – na poziomie służb specjalnych, agentów, szpiegów, tajnych współpracowników i kompromatów.

W marcu złapano na Ukrainie „więcej agentów, szpiegów i dywersantów niż w całej historii niepodległej Ukrainy”, czyli od 1991 roku - ogłosiła rzeczniczka SBU. Szef amerykańskiego Departamentu Stanu John Kerry, zeznając 8 kwietnia w Senacie, powiedział, że rosyjscy agenci są wysyłani na wschodnią Ukrainę, żeby wywoływać „chaos”. Ale to tylko część prawdy. Wielu z tych agentów nie trzeba było wysyłać. Oni działając na Ukrainie od lat – teraz zostali "obudzeni".

Dwie służby, jeden cel

Jak informuje SBU, złapani szpiedzy głównie próbowali uzyskać informacje dotyczące reorganizacji ukraińskiej armii i jej ruchów w ostatnich tygodniach. Próbowali też "uzyskać dostęp do dokumentów rządowych i administracyjnych z klauzulą 'ściśle tajne'", "sondowały nastroje mieszkańców", a także "próbowali destabilizować sytuację społeczno-polityczną w kraju przekupując ludzi i sprzedając im broń".

Z komunikatów wydawanych przez SBU oraz ze specyfiki i podziału ról w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa wynika, że na terytorium Ukrainy aktywne są dwie służby: cywilna Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) i wojskowy Główny Zarząd Wywiadowczy (GRU). Także z raportów wywiadu amerykańskiego wynika, że to agenci GRU i FSB są bardzo aktywni w południowych i wschodnich obwodach Ukrainy. Zaś 9 kwietnia rzecznik MSZ Ukrainy oświadczył, że Kijów ma twarde dowody, że działaniami separatystów kierują FSB i GRU.

Agenci i oficerowie FSB koncentrują się na działaniach wywrotowych i destabilizowaniu sytuacji społeczno-politycznej (antyrządowe demonstracje, aktywność separatystów), zaś GRU na infiltracji sił zbrojnych Ukrainy, monitoringu ich ruchów, sabotażu i przygotowaniu ewentualnego wkroczenia wojsk rosyjskich. O ile w rejonach niestabilnych prym wiedzie GRU, to FSB skupia się na Kijowie i zachodnich obwodach.

Dlaczego to FSB, a nie agencja wywiadu SWR, szpieguje Ukrainę? Dwie agencje wywodzące się z KGB podzieliły się zadaniami: podczas gdy FSB działa na obszarze byłego ZSRR, SWR zajmuje się resztą świata. Wywiadowcza komórka powstała w FSB w 1999 r., ale rozwinęła dopiero po 2004 r. Nosi nazwę Departament Informacji Operacyjnej (DIO), działający w ramach 5. Służby FSB. To oficerowie DIO doradzali ekipie Wiktora Janukowycza, jak stłumić protesty na Majdanie.

"Zielone ludziki" i szpiedzy

Były zastępca szefa Sztabu Generalnego wojska ukraińskiego, adm. Ihor Kabanienko, uważa, że w kilku miastach Donbasu działania wywrotowe prowadzą nie cywilni separatyści, a "wojskowe pododdziały wywiadowczo-dywersyjne". Także analityk Dmytro Tymczuk wskazuje, że "akcje ekstremistyczne w południowo-wschodnich regionach Ukrainy są inicjowane i kierowane przez sieć koordynatorów GRU".

Ci "koordynatorzy" w pierwszej fazie ukrywają się w cieniu wydarzeń, w drugiej fazie – która już trwa – ujawniają się jako "niezidentyfikowani" dobrze uzbrojeni i umundurowani żołnierze. Właśnie w taki sposób przejmowali budynki rządowe i blokowali wojskowe obiekty ukraińskie na Krymie. Jeden z komunikatów SBU mówi np. o zatrzymanym w Doniecku agencie GRU. Obywatel Rosji, urodził się na Krymie, a potem mieszkał w Moskwie. Na Ukrainę przyjechał budować grupę mającą destabilizować sytuację w Doniecku i Ługańsku. Na Krym ci "koordynatorzy", którym Ukraińcy nadali miano "zielonych ludzików", byli przerzuceni z Rostowa nad Donem. Teraz odnajdują się w Donbasie.

Rosyjscy agenci są też bardzo aktywni poza gorącym południowym wschodem Ukrainy. Na przykład 20 marca SBU zatrzymała w Czernihowie na północy kraju obywatela Rosji, który pracował dla GRU. Okazało się, że W. Makarow mieszka na Ukrainie już od dwóch lat pod nazwiskiem "skradzionym" zmarłemu już Ukraińcowi. Makarow werbował głównie wojskowych ukraińskich i zbierał informacje niejawne. Często przedstawiał się jako pracownik "Antykorupcyjnego Komitetu Ukrainy", zbierając tą drogą wartościowe informacje o urzędnikach – aby móc nimi manipulować i szantażować ich.

Z kolei w Kijowie, rozbijając grupę, która planowała wywołanie zamieszek w mieście, SBU zatrzymała agenta FSB, Siergieja Razumowskiego. Niedługo potem w centrum stolicy zatrzymany został inny szpieg FSB, jeden z liderów Związku Młodzieży Euroazjatyckiej, obywatel rosyjski O. Bachtijarow.

Słabe punkty SBU

Ukrainę dosłownie zalała fala agentów FSB i GRU. Ci zatrzymani, choć jest ich już tak wielu, to tylko wierzchołek góry lodowej. Dlaczego SBU ma takie problemy z kontrwywiadowczą obroną kraju? Przyczyn jest kilka.

1) Dziurawa granica

SBU przyznaje, że pracę utrudnia im fakt, że „wielu podejrzanych ma ukraińskie obywatelstwo”. Dlatego łatwiej im podróżować nie wzbudzając podejrzeń. Wszczęta kilka tygodni temu operacja uszczelniania gigantycznie długiej granicy z Rosją przyniosła tylko połowiczne efekty, ograniczając najazd „turystów Putina”, czyli młodych bojówkarzy.

Zawodowi funkcjonariusze służb mają inne, bardziej subtelne „szpiegowskie” metody przekraczania granicy. Na dodatek, po aneksji Autonomicznej Republiki Krymu, Rosja przekształciła półwysep w sztab wsparcia separatystów. Lider zbrojnej grupy schwytanej w Odessie w marcu, "miał kontakty z rosyjskimi służbami specjalnymi na Krymie". Z kolei dowódca grupy zwiadu rosyjskiej armii, zatrzymanego przez SBU, gdy wkraczał do obwodu chersońskiego z Krymu, okazał się być obywatelem Rosji z obwodu riazańskiego, ze sfałszowanym paszportem Ukrainy. Agenci przenikają też z zachodniej strony. 31 marca zatrzymano kapitana KGB separatystycznej Naddniestrzańskiej Republiki, S. Kuźmiuka, podczas spotkania z jego ukraińskim agentem. Kuźmiuk planował przemyt broni z Naddniestrza dla bojówek antyrządowych.

2) "Piąta kolumna"

Nastroje separatystyczne Donbasie i południowych obwodach nie są tak mocne, jak na Krymie. Także lokalni Rosjanie nie zostali tak zinfiltrowani przez rosyjskie służby. Mniej aktywne i mniej liczne były tu różne promoskiewskie organizacje, służące za przykrycie dla wywiadu Rosji i za zaplecze do rekrutacji bojówek. Mimo to, ukrywający się agenci mogą tu liczyć na pomoc. SBU dużo trudniej łapać ich w społecznościach nieprzychylnych władzom ukraińskim.

Przykładem jest sprawa Marii Koledy. 23-latka przyjechała do Chersonia 4 kwietnia i przez dwa dni koordynowała aktywistów prorosyjskich. 7 kwietnia pojechała do Mikołajowa, gdzie doszło do zamieszek z użyciem broni palnej (ranne trzy osoby). Według SBU, Koleda informowała "przełożonego w Rosji", że sformowała dwie grupy do udziału w antyrządowych zamieszkach w Doniecku. Dopiero 8 kwietnia została zatrzymana – choć informacje i zdjęcia z "wycieczki" na Ukrainę zamieszczała na bieżąco w internecie.

3) Kolaboranci od Janukowycza

Rosjanie mogą liczyć na wielu ludzi związanych z obaloną władzą ukraińską. Zarówno funkcjonariuszy struktur siłowych, jak i urzędników oraz polityków. W raporcie z marca SBU przyznaje, że wśród zatrzymanych szpiegów i agentów najliczniejsze są dwie kategorie. Obywatele Rosji oraz Ukraińcy – byli funkcjonariusze milicji, którzy odeszli ze służby po ucieczce z kraju prezydenta Janukowycza. Gdy 19 marca w Ługańsku zatrzymano trzech ludzi, którzy byli organizatorami grup wywrotowych, jednym z nich okazał się były pułkownik milicji. Już wydarzenia na Krymie pokazały, że sojusznikiem Moskwy jest wielu funkcjonariuszy rozwiązanego skompromitowanego Berkutu. Odnaleźli się oni także w budynkach zajętych przez separatystów w Donbasie.

Wypadki ostatnich dni pokazały, że z buntownikami sympatyzują, często potajemnie ich wspierają, a czasem robią to wręcz otwarcie, lokalni urzędnicy. Kiedy szef SBU ogłaszał cele szeroko zakrojonej operacji antyterrorystycznej, powiedział, że Rosjanie wykorzystują lokalne struktury przestępcze (jak na Krymie), działaczy partii komunistycznej i polityków Partii Regionów. Wśród tych ostatnich, po stronie Moskwy nie brakuje nawet deputowanych do Rady Najwyższej.

4. Agentura w SBU

Kiedy pod koniec 1991 r. powstawała SBU, ostatni szef rozwiązanego republikańskiego KGB Mykoła Hołuszko wyjechał do Moskwy. Według niepotwierdzonych informacji, wywiózł najcenniejsze archiwa sowieckiej bezpieki na Ukrainie. Ile było wśród nich "haków" na ukraińskich polityków i oficerów, nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że przez ostatnie przeszło 20 lat na kierowniczych stanowiskach w SBU nie brakowało nie tylko przyjaciół Rosji, ale wprost – jej agentów. Jak pisze Borys Wołodarski, były oficer wywiadu rosyjskiego, autor książki "The KGB's Poison Factory", rosyjskie służby zadbały o swoje wtyczki u ukraińskiego partnera, żeby ich "agenci i współpracownicy byli na swoich miejscach". Nawet obecny minister sprawiedliwości przyznaje, że SBU miała dotychczas wyjątkowo ścisłe związki z FSB. Pawło Petrenko posunął się nawet do otwartego stwierdzenia, że ostatni szef SBU od Janukowycza, Ołeksandr Jakimienko, to agent FSB.

Faktycznie, dziwnym zbiegiem okoliczności, karierę Jakimienko robił na tych odcinkach, gdzie najwięcej miał do czynienia z Rosją. Gdy Janukowycz został prezydentem, natychmiast awansował Jakimienkę do stopnia generała i zrobił szefem SBU w Sewastopolu. Potem Jakimienko awansował na szefa SBU obwodu donieckiego (2011), a potem na wiceszefa SBU odpowiedzialnego za walkę z korupcją (2012). Na początku 2013 został szefem Służby. To Jakimienko miał prosić FSB o pomoc w walce z Majdanem. W grudniu i styczniu do Kijowa przyjeżdżały grupy oficerów rosyjskich, którzy doradzali kolegom z SBU jak zorganizować operację przeciwko demonstrantom.

5. Zdemontowany kontrwywiad

Skala ofensywy rosyjskiej agentury na Ukrainie nie jest niczym zaskakującym, jeśli wziąć pod uwagę, że przez blisko cztery lata nikt szpiegów z Moskwy tutaj nie tylko nie ścigał, ale nawet nie obserwował.

W styczniu 2010 Janukowycz wygrał wybory, a już w lutym doszło do tajnego spotkania szefów SBU i FSB. W "geście dobrej woli" Departament Kontrwywiadu SBU całkowicie zaprzestał działań wobec rosyjskich służb specjalnych na terytorium Ukrainy. Liczbę oficerów na "kierunku rosyjskim" na dzień dobry zredukowano o 25 proc. Na żądanie Moskwy Ukraińcy zerwali też jakąkolwiek współpracę z CIA.

19 maja 2010 w Odessie doszło do drugiego spotkania na szczycie. Aleksandr Bortnikow (FSB) i Wałeryj Choroszkowskij podpisali umowę o współpracy, m.in. w "ekonomicznym i przemysłowym kontrwywiadzie, jak też ochronie rosyjskich i ukraińskich technologii na rynkach wewnętrznych". SBU zgodziła się na natychmiastowy powrót agentów FSB do Sewastopola.

Umowa została podpisana pół roku po tym, jak z Krymu wyrzucono 19 agentów FSB. Cztery zaś miesiące wcześniej w Odessie SBU aresztowała 5 Rosjan na gorącym uczynku – próbie werbunku oficera ukraińskiego wywiadu wojskowego HUR.

SBU nie tylko przestała zajmować się rosyjskimi szpiegami, ale też pomagała FSB w walce z przeciwnikami politycznymi. Na początku 2012 Ukraińcy zatrzymali Czeczeńca, którego Rosjanie oskarżyli o planowanie zamachu na Putina. Sprawa była jednak szyta tak grubymi nićmi, że władze Janukowycza nie zdecydowały się wydać mężczyzny FSB (siedzi do dziś w tymczasowym areszcie ukraińskim). Z kolei na jesieni 2012 funkcjonariusze SBU porwali w centrum Kijowa, a potem wydali FSB Leonida Razwozżajewa, działacza opozycji, który uciekł z Rosji. - Rosja tym porwaniem pokazała, kto tutaj, na Ukrainie, jest gospodarzem. To policzek dla naszych służb specjalnych - mówił wtedy opozycyjny deputowany Taras Steckiw.

6. Powiązania z czasów KGB

Rozkwitającej za czasów Janukowycza przyjaźni SBU z FSB dziwić się nie można. Jedni i drudzy to spadkobiercy KGB. W obu służbach pracuje wciąż wielu ludzi znających się z czasów sowieckich. Po rozwiązaniu KGB Ukrainy i powołaniu w jego miejsce SBU, większość pracowników utrzymała swoje stanowiska i pracowała jak przedtem. Siatka powiązań pomiędzy weteranami z KGB rozciągała się po obu stronach granicy. Nic dziwnego, że zachodnie służby – nawet za prezydentury Juszczenki – ostrożnie podchodziły do współpracy z SBU, uznając Ukrainę za "terytorium FSB".

Liczną reprezentację byłych kagiebistów w SBU w latach 90. można jeszcze było tłumaczyć brakiem "fachowców". Ale zajmowanie przez nich wysokich stanowisk w ostatnch latach to już zdecydowane decyzja polityczna Janukowycza. W styczniu 2012 szefem SBU znów został b. oficer KGB. Na dodatek Rosjanin. 52-letni Igor Kalinin w KGB służył od 1984 r, m.in. w Afganistanie. Po upadku ZSRR przez 10 lat wykładał w wyższej szkole SBU, kierował potem ośrodkiem szkoleniowym specnazu SBU. Odszedł po "pomarańczowej rewolucji" i został szefem ochrony Janukowycza. Gdy ten został prezydentem, Kalinin awansował na szefa UDO, czyli odpowiednika naszego BOR. A potem został szefem SBU.

Jego następcą w UDO został gen. Stanisław Szuljak. W Armii Czerwonej od 1980, doszedł do stopnia szefa łączności pułku spadochronowo-desantowego. W 2000 ukończył Narodową Akademię Obrony Ukrainy. Służył w jednostkach antyterrorystycznych. Został wiceszefem UDO niedługo po wygranej Janukowycza. W 2011 r. Szuljak dostał rosyjski Imperatorski Order Św. Anny za "zasługi dla odrodzenia i rozwoju historycznych więzi i umocnienia duchowego braterstwa narodów Rosji i Ukrainy".

Co mogą Ukraińcy?

Przy tak niekorzystnej sytuacji Kijów musi szukać nadzwyczajnych rozwiązań, aby skuteczniej hamować ofensywę rosyjskich służb. Dymisje oficerów związanych z Janukowyczem (np. szefa SBU w Doniecku) to lekarstwo o ograniczonym działaniu. Podobnie jak łatanie dziur na wschodzie i południu oficerami przerzucanymi z Kijowa i zachodu kraju, czyli politycznie pewniejszymi. Wydaje się, że bez radykalnej reformy SBU Ukraina nie odzyska godnego zaufania kontrwywiadu.

Były szef SBU Ihor Smieszko mówi: - Na ukraińskiej ziemi znajdują się setki rosyjskich oficerów wywiadu. Doskonale wiemy, kim są i gdzie się znajdują. Wystarczy aresztować niektórych, żeby pokazać Putinowi, że Ukraina nie jest taka słaba, jak myśli.

Niewykluczone, że ogłoszona właśnie wielka operacja antyterrorystyczna to właśnie taki sygnał. Fakt, że SBU dodano do pomocy wojsko, kolejny raz udowadnia jednak, że nowe władze w Kijowie nie ufają zinfiltrowanej przez Rosjan służbie.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: