W protestach w Syrii przeciwko reżimowi prezydenta Baszara al-Asada zginęło dziś co najmniej 21 osób. Demonstracje, które trwają od siedmiu tygodni, odbyły się w wielu miastach kraju, w tym w Damaszku i jego okolicach. W Hims, na zachodzie kraju, trzecim co do wielkości mieście Syrii, siły bezpieczeństwa zabiły 15 demonstrantów, a w Hamie - sześciu. W centrum Hims stoją czołgi armii syryjskiej.
Tysiące syryjskich wieśniaków zebrały się w miejscowości Tafas w pobliżu Dary na południu kraju, by protestować przeciwko rządom prezydenta Baszara al-Asada. Usiłowali się oni dostać do Dary, jednak miasto otoczone jest przez czołgi sił rządowych.
Protestujący, którzy zgromadzili się w Tafas na placu w pobliżu meczetu, nieśli ze sobą transparenty z jednym słowem: "Odejdź".
Dziesiątki demonstrantów w Damaszku
Dziesiątki demonstrantów pojawiły się także na ulicach Damaszku po południowych modłach w meczetach. Protesty zostały szybko spacyfikowane przez służby specjalne. Telewizja Al-Dżazira pokazała ludzi najpierw maszerujących, a potem biegnących ulicami i nawołujących do "obalenia reżimu".
Siły bezpieczeństwa zatrzymały dysydenta
Agencja Reutera podała, że podczas prodemokratycznej demonstracji w historycznej dzielnicy Midan, w centrum Damaszku, syryjskie siły bezpieczeństwa zatrzymały dysydenta i byłego deputowanego Riada Seifa. Agencję poinformowała o tym córka działacza. - Mój ojciec został wepchnięty do autobusu wraz z innymi protestującymi, których zatrzymano podczas demonstracji - oświadczyła Dżumana Seif.
"Naród chce obalenia reżimu"
Ulicami miejscowości Sakba, na wschodnich obrzeżach Damaszku, przeszło tymczasem ok. 2 tys. osób, domagając się uwolnienia setek ludzi zatrzymanych w ostatnich dniach przez siły bezpieczeństwa - poinformowali świadkowie.
- Naród chce obalenia reżimu - wykrzykiwali uczestnicy protestu. Według świadka, niektórzy demonstrujący próbowali dostać się do centrum Damaszku, oddalonego o sześć kilometrów od Sakby. Jednak siły bezpieczeństwa uniemożliwiły im to, blokując drogi.
Ponad pięć tysięcy ludzi z gałązkami oliwnymi i syryjskimi flagami państwowymi demonstrowało w nadmorskim mieście Banias, domagając się ustąpienia prezydenta Baszara al-Asada.
Także w mieście Al-Tall siły bezpieczeństwa strzelały w piątek do protestujących. Są ranni - informuje agencja Reutera, powołując się na świadków.
"Nie chcemy więcej zabijania"
Tymczasem w Darze na południu kraju, gdzie armia ogłosiła w czwartek koniec 11-dniowej operacji wojskowej, świadkowie twierdzili, że oddziały rządowe uprzedzały na ulicach miasta potencjalnych demonstrantów o sankcjach wynikających z udziału w zaplanowanych na ten dzień protestach.
- Na każdym rogu ulicy stoi czołg. Nie ma możliwości przeprowadzenia dzisiaj demonstracji. Oznaczałaby ona więcej zabitych. Dara chce odpocząć. Nie chcemy więcej zabijania - powiedział w rozmowie telefonicznej z agencją Reutera jeden z mieszkańców miasta.
"Władze zgodziły się na akcję humanitarną ONZ"
Minister spraw wewnętrznych zaapelował do Syryjczyków, aby "powstrzymali się od demonstracji". Natomiast sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun poinformował, że władze syryjskie zgodziły się, aby ekipy tej organizacji sprawdziły sytuację humanitarną na miejscu.
ant//gak
Źródło: PAP