Wzywam do natychmiastowego zakazu zatrzymywania przedsiębiorców przez lokalne władze i wypuszczania ich za pieniądze, by finansować tak swoje budżety - taki apel pod koniec września wydał ważny chiński ekonomista. Apel został szybko usunięty przez cenzurę, jednak eksperci przyznają, że problem jest poważny i pogłębia się.
Apel prof. Zhou Tianyonga, wicedyrektora Instytutu Strategii Międzynarodowej w Centralnej Szkole Partyjnej, opublikowany został na jego blogu 26 września. Choć bardzo szybko został "zharmonizowany" - jak w Chinach określa się usuwanie treści przez cenzurę - zdążył zostać zachowany na serwerach spoza Chin.
Chiny porywają dla okupu
Profesor, będący znanym chińskim ekonomistą, opisał swoje obserwacje dotyczące działania lokalnych komisji dyscyplinarnych, mających co do zasady walczyć z powszechną w Chinach korupcją. Jego wniosek był jednak brutalny: stwierdził, że komisje te bezkarnie nadużywają swojej władzy, wykorzystując prawo do zatrzymywania przedsiębiorców jako łatwy sposób na pozyskiwanie funduszy przez lokalne chińskie władze.
Z tego powodu naukowiec zaapelował, by "natychmiast wstrzymać i zakazać lokalnym władzom zatrzymywania prywatnych przedsiębiorców i wypuszczania ich za pieniądze w celu uzupełniania dochodów podatkowych". Inaczej mówiąc, ekonomista wprost zarzucił chińskim władzom na wszystkich szczeblach porywanie biznesmenów dla okupu.
Jak podkreślił, jeśli praktyka ta będzie się nadal upowszechniać, doprowadzi to do "narodowej katastrofy gospodarczej", a kluczowe prywatne przedsiębiorstwa w całym kraju będą upadać, wstrzymywać działanie, lub uciekać za granice.
Ekspert: to nie jest nic nowego
Zarzuty Zhou Tianyonga wydają się nieprawdopodobne, ekspertów jednak w ogóle one nie zaskakują. - To nie jest nic nowego, ten proceder trwa w Chinach od lat - przyznaje dr Michał Bogusz, analityk w Zespole Chińskim Ośrodka Studiów Wschodnich.
Chińskie władze oczywiście nie nazywają tego jednak porywaniem dla okupu. Oficjalnie są to zatrzymania przez komisje dyscyplinarne z powodu, na przykład, podejrzeń korupcji, nawet jeśli całkowicie bezpodstawnych. - To formalnie nie jest porywanie, oni są zatrzymywani na potrzebny śledztwa. To taki areszt wydobywczy, tylko nie chodzi o wydobycie od aresztowanych zeznań, ale pieniędzy - wyjaśnia ekspert.
- Wobec zatrzymanych przedsiębiorców wymyślane są mniej lub bardziej wyimaginowane zaległe opłaty, podatki, ryczałty, podatki gruntowe i inne zobowiązania. Oni je opłacają bezpośrednio do budżetu lokalnego i wracają na wolność, jeśli jeszcze mają do czego wrócić, bo ich biznes nie upadł - dodaje.
Jak dotąd zatrzymania dotyczą niemal wyłącznie chińskich biznesmenów, nie oznacza to jednak, że praktyka ta nie zmieni się i zatrzymywani będą również biznesmeni zagraniczni. Ekspert OSW przyznaje, że takie przypadki również się już zdarzają. - Znam kilka przypadków zatrzymanych w ten sposób biznesmenów z Hongkongu czy Tajwanu, ale w ich przypadku nie chodziło o wyłudzenie pieniędzy, ale o całkowite przejęcie ich biznesów przez lokalne grupy interesu - powiedział.
Dług wewnętrzny Chin
Zatrzymania przedsiębiorców w celu wyłudzenia pieniędzy nie są nowym zjawiskiem, ale apel prof. Zhou pojawił się teraz nieprzypadkowo. Wszystko wskazuje bowiem na to, że problem nasila się z powodu potężnego zadłużenia wewnętrznego na wszystkich szczeblach chińskiej administracji.
Nie jest tajemnicą, że chiński rozwój gospodarczy od dekad odbywa się niejako "na kredyt", co doprowadziło wiele lokalnych władz w Chinach do katastrofalnej sytuacji. Pojawiła się silna presja, by szukać wszelkich źródeł dochodu i za wszelką cenę łatać budżety. Jak widać - nawet za cenę funkcjonowania prywatnych przedsiębiorstw, najcenniejszej części całej chińskiej gospodarki.
- Lokalne władze bywają zadłużone nawet na kilkakrotność swojego rocznego budżetu - wskazuje dr Bogusz. - Teoretycznie mają oficjalnie nałożone pułapy zadłużenia, które powinny to uniemożliwiać, ale obchodzą one te limity, tworząc spółki celowe które nie są spółkami budżetowymi, i to te spółki celowe się zadłużają - tłumaczy.
Powoływana jest na przykład spółka celowa, by wybudować most, i to na niej spoczywają zobowiązania wzięte z tego tytułu. - W ten sposób zadłużenie takich spółek nie jest wliczane do zadłużenia lokalnych władz, choć nadal jest to faktycznie dług władz, które je stworzyły, bo władze są w 100 procentach właścicielem tych spółek - zaznacza ekspert.
Nie dziwi w tej sytuacji, że wraz z poważnie rosnącym zadłużeniem rośnie również skala wymuszeń wobec przedsiębiorców. - Nie ma statystyk na temat skali tego typu zjawiska. Ale w ostatnich dwóch latach informacji o przypadkach zatrzymań biznesmenów dla wyłudzenia pieniędzy pojawia się rzeczywiście coraz więcej, więc wydaje się, że faktycznie większa liczba lokalnych władz jest przymuszona do takich praktyk - przyznaje dr Bogusz.
- To potwierdzałoby także, że lokalne władze mają coraz większe problemy z finansowaniem działalności z powodu kryzysu na rynku nieruchomości. Z jego powodu straciły źródło przychodu ze sprzedaży prawa użytkowania ziemi pod nieruchomości, a to stanowiło nawet 30-40 procent ich przychodów - zauważa.
Zarówno ogromne, ukrywane zadłużenie władz lokalnych, jak i bezpodstawne zatrzymania biznesmenów są na tyle poważnymi problemami, że władze w Pekinie doskonale zdają sobie z nich sprawę. Jednak jak dotąd niezbyt udaje im się walka z tymi nadużyciami. - Zwłaszcza, że władzom centralnym brakuje pomysłów na rozwiązanie problemu zadłużenia władz lokalnych - wskazuje ekspert OSW.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock