Trup wypada z chińskiej szafy. Czy to będzie nowy Lehmann Brothers?

Źródło:
tvn24.pl
Problemy gospodarcze Chin. Upadek Evergrande
Problemy gospodarcze Chin. Upadek EvergrandeReuters Archive
wideo 2/2
Problemy gospodarcze Chin. Upadek EvergrandeReuters Archive

Na jaw wychodzi niewypłacalność prywatnych chińskich firm. W upadłości jest największa finansująca je instytucja, co tworzy w Chinach sytuację podobną do upadku amerykańskiego banku Lehmann Brothers w 2008 roku. Wówczas wybuchł światowy kryzys finansowy. Teraz konsekwencje również mogą być globalne.

Choć Chiny to druga największa gospodarka na świecie, zasady jej działania, podobnie jak jej prawdziwa kondycja, skrywają wiele sekretów. Podawane przez Pekin oficjalne dane to jedynie połowa obrazu - zdecydowanie ta lepsza. Drugą stanowi pozostająca w cieniu "chińska specyfika", taka jak fałszowanie danych na każdym poziomie administracji, potężne ukryte zadłużenie, monstrualna niegospodarność, czy krwiożerczy kapitalizm, który nielicznym przynosi majątek, a milionom rozczarowanie i wyzysk.

ZOBACZ TEŻ: Prezydent Chin w noworocznym orędziu przyznał, że chiński biznes przeżywa "trudne czasy"

Bankowa szara strefa

Obraz tej ciemnej strony chińskiej gospodarki dobrze widać na przykładzie jej sektora bankowego. Słynne chińskie banki, takie jak działające również w Polsce Bank of China czy ICBC, w Chinach działają głównie na rzecz wskazywanych przez partię komunistyczną sektorów i ogromnych projektów realizowanych przez państwowe przedsiębiorstwa. Sektor prywatny, zwłaszcza od kryzysu finansowego z 2008 roku, przeważnie nie może liczyć na wsparcie chińskich banków.

Bez dostępu do finansowania prywatne firmy nie miałyby jednak szans na rozwój, w Chinach wyrósł więc równoległy, nieoficjalny system bankowy - szara strefa (shadow banking sector) instytucji finansowych, które poza kontrolą państwa i bardziej ryzykownie obsługują prywatnych przedsiębiorców. Coś jak polskie parabanki, tylko na niewyobrażalną skalę - wartość szarej strefy bankowej w Chinach szacowana jest na 3 biliony dolarów. To tyle, ile PKB Francji.

Bez tej szarej strefy bankowej nie mogłyby istnieć całe sektory chińskiej gospodarki, na czele z budowlanym. Tymczasem właśnie zdaje się ona chwiać w posadach. Pekińska policja w ostatnią sobotę poinformowała o rozpoczęciu "odzyskiwania skradzionego mienia" od szefów Zhongzhi Enterprise Group - największej z firm, tworzących tę szarą strefę. Choć mało znana na świecie, była olbrzymem nawet na skalę Chin - jeszcze niedawno zarządzała majątkiem wartym ok. 140 mld dolarów, czyli niemal tyle, co PKB Węgier.

W styczniu Zhongzhi nieoczekiwanie ogłosiła jednak niewypłacalność i długi na 64 mld dolarów. Wzbudziło to obawy, że kryzys zadłużeniowy, który topi właśnie chińską budowlankę, zacznie rozlewać się na inne sektory gospodarki. Problem jednak jest jeszcze poważniejszy, ponieważ długi parabanku - tak samo jak prawdziwego banku - to w rzeczywistości długi jego klientów. Bankructwo oznacza więc poważny problem z wypłacalnością chińskich prywatnych przedsiębiorstw. Czyli tych, które są najbardziej dochodowe i innowacyjne.

- Prywatne firmy odpowiadają za największą część wzrostu gospodarczego Chin - wyjaśnia dla tvn24.pl dr Michał Bogusz, ekspert ds. Chin i analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. - Tę zdrową część ich wzrostu, nie tę sztucznie pompowaną przez lanie betonu i budowę nikomu niepotrzebnej infrastruktury - dodaje. Bogusz podkreśla, że wszystkie prywatne chińskie firmy muszą pozyskiwać pieniądze z szarej strefy, czyniąc ją "żywotnym elementem" całej gospodarki Chin.

Upadek Evergrande i kryzys budownictwa w ChinachPAP/Reuters - Adam Ziemienowicz

Trup wypada z szafy

Sytuacja ta dobrze obrazuje absurdy drugiej gospodarczej potęgi świata - bo ten "żywotny element" musiał powstać sam, niejako na przekór chińskim władzom, i pozostaje bez jej nadzoru. A zasada jego działania to wzorowy przykład tej ciemnej strony chińskiej gospodarki, która niewiele ma wspólnego z wolnym rynkiem.

- Trudno tak naprawdę znaleźć odpowiednik firm szarego sektora bankowego w naszym systemie. Nie mamy czegoś takiego w Polsce - zauważa dr Bogusz. - Firmy takie jak Zhongzhi zbierają pieniądze od prywatnych inwestorów, bo ci nie mają co robić ze swoimi pieniędzmi. Na chińskich giełdach boją się inwestować, wywieźć pieniędzy za granicę nie mogą (zabrania tego władza - red.), a oprocentowanie w bankach jest niskie - tłumaczy.

Inwestorzy oddają więc swoje pieniądze instytucjom z szarej strefy, które z kolei wykupują za nie obligacje emitowane przez inne prywatne przedsiębiorstwa. - W ten sposób prywatny sektor zyskuje finansowanie, na które nie może liczyć w państwowych bankach. A wszystkie banki w Chinach są państwowe - mówi ekspert.

Bankructwo Zhongzhi oznacza jednak, że trup wypada właśnie z szafy chińskiej gospodarki. To jasny sygnał, że problemy finansowe prywatnych przedsiębiorstw są naprawdę poważne, a wiele z nich przestaje mieć pieniądze na wykup obligacji skupowanych wcześniej przez parabanki. - W chińskiej gospodarce mamy teraz czarną dziurę wielkość Francji. Tylko nie wiemy, co w tej czarnej dziurze jest, ile z tych długów jest złych, a ile z nich może zostać jeszcze spłaconych - ocenia analityk OSW.

ZOBACZ TEŻ: Koniec "fabryki świata"? Chińska gospodarka właśnie ginie od własnej broni

Chińskie Lehmann Brothers?

Sytuacja ta może przypominać rok 2008 w Stanach Zjednoczonych, gdy upadek banku inwestycyjnego Lehmann Brothers ujawnił ukryte problemy i wywołał globalny kryzys finansowy. Jednak zdaniem eksperta, niezależnie od skali dzisiejszych problemów w Chinach, nie dojdzie teraz do powtórki tamtych wydarzeń i serii bankructw.

- Chiński domek z kart się nie rozleci, bo jest od początku klejony taśmą klejącą, którą jest partia komunistyczna. I ta partia wciąż ma narzędzia, wolę i środki, by zapobiec gwałtownej katastrofie gospodarczej - ocenia dr Bogusz. - Ale nie ma ona jednocześnie pomysłu jak zastąpić dotychczasowy model gospodarczy, który się już wyczerpał. Nie może choćby zlikwidować tej szarej strefy bankowej, bo odcięłaby dopływ kapitału do kluczowej gałęzi swojej gospodarki - zauważa. 

Co wobec tego oznaczają problemy gospodarcze Chin i rosnący kryzys niewypłacalności jej przedsiębiorstw? Zdaniem Michała Bogusza, Chiny co prawda unikną na razie katastrofy gospodarczej, jednak czeka je powolne wchodzenie w stagnację.

- Chiny mogą ciągle ratować ruch w biznesie, dbać o dobre statystyki makroekonomiczne, ale realna gospodarka przestanie rosnąć. Z gospodarki pozostanie szkielet pusty w środku - mówi. W praktyce może działać to tak, że bez względu na popyt zwiększana będzie produkcja, a towar po prostu będzie trafiał do magazynów. W Chinach, które błędnie wielu wciąż uznaje za gospodarkę rynkową, ten model ma długie tradycje.

- Stagnację ukrywa się dodatnim wzrostem gospodarczym, kreowanym przez ogromne marnotrawstwo. Mówi się, że w Chinach zejście poniżej 5 procent wzrostu PKB to już poważne problemy, ponieważ 4 procent wzrostu PKB jest tam przetracane, rozkradane przez struktury partyjne, ukradkiem wywożone z Chin - wyjaśnia dr Bogusz.

Czyli już deklarowany na ten rok, wydawałoby się solidny wzrost PKB Chin o 5 procent, to w rzeczywistości balansowanie na granicy stagnacji. Pekin może więc pudrować rzeczywistość i udawać, że gospodarka kwitnie, ale jej problemy cały czas piłują gałąź, na której siedzi chiński reżim.

Chińska gospodarka spowalniaPAP - Adam Ziemienowicz

ZOBACZ TEŻ: Globalny projekt Chin upada. Podzielił świat, pogrąży Pekin?

Chińskie problemy, globalne konsekwencje

Tymczasem dla reszty świata fakt, że druga gospodarka świata jest trzymana za gardło przez partię komunistyczną, może teraz okazać się korzystny. - Chińskie władze od początku reform starały się izolować chińską gospodarkę od perturbacji na zewnątrz. Na całe szczęście, bo to działa w obie strony i teraz izoluje również nas od Chin - wyjaśnia Michał Bogusz.

Oznacza to, że chińskie problemy gospodarcze nie będą miały bezpośredniego wpływu na resztę świata. Ale pośredni, i owszem. - Wobec problemów gospodarczych i rosnącego nacisku na zwiększanie produkcji będzie rosła podaż chińskich produktów i presja na ich eksportowanie - mówi ekspert. - Chińskie firmy będą więc teraz chciały przesuwać się coraz wyżej w globalnych łańcuchach dostaw, wypychać z nich zagranicznych konkurentów, i zaostrzy się międzynarodowa rywalizacja gospodarcza. To z kolei będzie prowadzić do dalszej destabilizacji światowego handlu - analizuje. Destabilizacja ta oznaczać może nie tylko spadek popytu na eksport m.in. z polski, ale także coraz więcej ceł i innych barier handlowych na całym świecie.

Chińskiego Lehmann Brothers na razie więc nie będzie, ale rosnące problemy Pekinu i tak dotkną nas wszystkich.

ZOBACZ TEŻ: Polska może odczuć problemy chińskiej gospodarki

Autorka/Autor:

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock