W ostrym przesłaniu na Instagramie 36-letnia Zelda Williams określiła zachowanie niektórych fanów ojca jako "obrzydliwe". Choć od śmierci aktora minęło 11 lat, sieć zalewają filmiki stworzone za pomocą sztucznej inteligencji, na których się pojawia. A raczej postać, która "nieco go przypomina".
"Proszę, jeśli macie choć odrobinę przyzwoitości, po prostu przestańcie to robić jemu, mi, nam wszystkim. Kropka" - pisze. Apeluje też, by fani przestali wysyłać jej takie treści. "To głupie, to strata czasu i energii oraz uwierzcie mi - nie tego by chciał". Zaznaczyła, że powstające w sieci "tiktokowe bzdury" to niszczenie dziedzictwa i dorobku aktora. "Nie tworzycie sztuki, tylko obrzydliwe, przetworzone parówki - z życia ludzi, z historii sztuki i muzyki, a potem wpychacie je komuś innemu do gardła, mając nadzieję, że da kciuka w górę i że się spodoba. Obrzydlistwo" - komentuje 36-latka, która sama pracuje w branży filmowej.
Córka Williamsa ma dość wygenerowanych przez AI filmów z ojcem
"Przestańcie wierzyć, że chcę to zobaczyć, albo że to zrozumiem - nie chcę i nie zrozumiem" - napisała w mediach społecznościowych Zelda Williams. Oburza ją również, że takie filmy powstają dla zasięgów. "Nie nazywajcie tego przyszłością. AI tylko nieudolnie przetwarza i zwraca przeszłość, by ponownie mogła zostać skonsumowana".
Reżyserka już dwa lata temu wspierała swoimi wpisami strajk artystów przeciwko wykorzystywaniu ich dzieł do trenowania sztucznej inteligencji. Interweniowała w sprawie dziedzictwa osób, które - jak jej nieżyjący już ojciec - same nie mogą wypowiedzieć się w tym temacie. Skomentowała dosadnie powstające wówczas przy udziale AI filmiki z udziałem gwiazd. "Te rekonstrukcje są w najlepszym razie marną kopią wielkich ludzi, a w najgorszym - przerażającym potworem w typie Frankensteina, skleconym z najgorszych elementów wszystkiego, czym jest ta branża, zamiast tego, co powinna reprezentować" - przytacza jej wpis "The Guardian".
Robin Williams zmarł w 2014 roku w wieku 63 lat. Od dłuższego czasu zmagał się z depresją, pojawiły się u niego także objawy choroby Parkinsona. Jego nagła śmierć wstrząsnęła fanami. Szczyt jego kariery przypadł na lata 80. i 90. Wtedy powstały takie obrazy, jak "Good Morning, Vietnam" Terry'ego Gilliama, "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" Petera Weira z wielką rolą Williamsa jako charyzmatycznego nauczyciela, czy w końcu "The Fisher King" Levinsona. Za wszystkie te role otrzymał nominacje do Oscara. Odebrał go za czwartą, drugoplanową rolę w "Buntowniku z wyboru" gdzie "prostował" życiowe zakręty geniusza matematycznego granego przez Matta Damona. Największą sławę przyniosły mu komedie - zwłaszcza uwielbiana przez widzów "Pani Dubtfire", gdzie w przebraniu niani był gosposią we własnym domu.
Autorka/Autor: zeb//am
Źródło: People, The Guardian, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Everett Collection/Shutterstock