W latach 70. i 80. dziesiątki tysięcy noworodków z Chile zostało odebranych swoim rodzicom i przekazanych do nielegalnej adopcji. Jednym z nich był Jimmy Lippert Thyden, mieszkający obecnie w amerykańskiej Wirginii. Teraz mężczyzna po 42 latach odnalazł swoją biologiczną matkę.
W kwietniu tego roku Thyden przeczytał historię o osobach urodzonych w Chile, a następnie adoptowanych przez amerykańskie rodziny, które odnalazły swoich biologicznych rodziców dzięki pomocy organizacji non-profit Nos Buscamos (z hiszp. - szukamy się - red.). Mężczyzna postanowił zgłosić jej członkom swój przypadek. Organizacja ustaliła, że Thyden urodził się jako wcześniak w szpitalu w Santiago, stolicy Chile. Tuż po narodzinach został odebrany matce przez pracowników szpitala, którzy później powiedzieli kobiecie, że jej syn zmarł. W rzeczywistości trafił do rodziny z Arlington w amerykańskim stanie Wirginia.
- W moich papierach adopcyjnych napisane jest, że nie mam żadnych żyjących krewnych. Tymczasem w ostatnich miesiącach dowiedziałem się, że moja mama, czterech braci oraz siostra żyją - powiedział cytowany przez "Independent" 42-latek, który na co dzień mieszka w Ashburn, również w Wirginii, i pracuje jako adwokat.
Dzieci kradzione rodzicom za reżimu Pinocheta
Nos Buscamos szacuje, bazując na policyjnych raportach, że w latach 70. i 80., za reżimu generała Augusto Pinocheta, dziesiątki tysięcy chilijskich dzieci zostało przekazanych do nielegalnej adopcji i wywiezionych z kraju. - Te dzieci były kradzione biednym rodzinom, biednym kobietom, które o tym nie wiedziały i nie umiały się bronić - mówi Constanza del Rio, założycielka i dyrektorka organizacji, której udało się ponownie połączyć z biologicznymi rodzinami już ponad 450 osób.
Jak tłumaczy "Independent", pracownicy Nos Buscamos identyfikują krewnych zgłaszających się do nich osób dzięki pomocy platformy MyHeritage, zapewniającej chętnym darmowe testy genetyczne do wykonania w domu. W przypadku Thydena test potwierdził ze stuprocentową pewnością, że pochodzi on z Chile, i wykazał zgodność jego DNA z figurującym w bazie materiałem genetycznym mężczyzny, który okazał się jego kuzynem. Mieszkaniec Wirginii skontaktował się z nim i podał mu zapisane w dokumentach personalia swojej matki: Maria Angelica Gonzalez. Kuzyn stwierdził, że w jego rodzinie faktycznie jest kobieta, która tak się nazywa, i pomógł Thydenowi nawiązać z nią kontakt.
ZOBACZ TEŻ: Porwany przez handlarzy ludźmi, trafił do rodziny miliarderów. Rodzice odnaleźli go po 25 latach
Chile, Valdivia. Spotkanie matki i syna po latach
Najpierw Thyden wysłał biologicznej matce kilka zdjęć, m.in. pokazujących jego adopcyjnych rodziców, jego ślub oraz fotografię córki. Gdy Maria Angelica Gonzalez je zobaczyła, "tama pękła". Rozdzieleni ponad cztery dekady temu matka i syn zaczęli do siebie regularnie telefonować. W sierpniu mężczyzna wraz z żoną i córkami pojechał do Chile, by spotkać się ze swoją biologiczną rodziną.
W znajdującym się w mieście Valdivia - ok. 750 kilometrów od Santiago - domu Marii Angeliki Gonzalez odnaleziony syn został powitany symbolicznymi 42 balonami - po jednym na każdy rok rozłąki. "Bardzo cię kocham" - powiedział mężczyzna po hiszpańsku do biologicznej matki. Kobieta miała mu wyznać, że przez wiele nocy modliła się do Boga, aby pozwolił jej "żyć tak długo, by zdążyła dowiedzieć się, co stało się z jej synem".
Mężczyzna zapewnił, że jego adopcyjni rodzice wspierali go w walce o dotarcie do biologicznej rodziny. Dodał, że oni również stali się ofiarami procederu nielegalnej adopcji. - Chcieli założyć rodzinę, ale nie w ten sposób, nie wymuszając coś czy okradając innych - podsumował Thyden.
Źródło: "Independent"