Pierwszy dzień szczytu w Brukseli bez porozumienia. Zamierzano ustanowić pomoc dla najuboższych krajów w walce ze zmianami klimatycznymi. Jednak szwedzkiej prezydencji nie udało się jak dotąd zebrać zamierzonych 6 mld euro na lata 2010-12.
- Wciąż pracujemy, by zebrać razem to, co kraje UE są w stanie dobrowolnie położyć na stół. Musimy zobaczyć, jakie mamy środki i wrócimy do tego - powiedział premier przewodniczącej UE Szwecji Fredrik Reinfeld. Wyraził nadzieję, że w ciągu nocy i w piątek uda się przekonać kraje, które dotąd nie dołożyły się do unijnej koperty dla najbiedniejszych na lata 2010-2012. Źródła dyplomatyczne informowały wcześniej, że przywódcy poszczególnych państw złożyli deklaracje na łączną sumę nie większą niż 4,5 mld euro.
Na apel odpowiedziała - powiedział Reinfeld - ponad połowa krajów członkowskich. Kwot wsparcia nie ujawniły dotąd m.in. Francja, Niemcy i Włochy. Niemieccy dyplomaci tłumaczyli, że Berlin będzie hojny, ale ogłosi swój wkład później - niewykluczone, że już w piątek, podobnie Francja. Po zakończeniu szczytu klimatycznego w Kopenhadze.
- Możemy mieć lepszą liczbę jutro niż mamy dzisiaj, dlatego wciąż rozmawiamy - powiedział Reinfeld.
Zrzutka na biedniejszych
Jeszcze przed rozpoczętym w czwartek spotkaniem szefów państw i rządów "27" szwedzkie przewodnictwo apelowało do państw UE o dobrowolne środki na pomoc dla najuboższych krajów w walce ze zmianami klimatycznymi, co ma zwiększyć szanse na sukces toczących się w Kopenhadze światowych negocjacji klimatycznych.
Polska deklaruje 10 proc. przychodu ze sprzedaży AAU's w latach 2010-12, nie więcej niż 100 mln ton. To będzie kwota znacząca - kilkadziesiąt milionów euro. Kwota większa niż wpłaty kilku innych krajów z naszego regionu (...), z drugiej strony, oddająca poziom rozwoju gospodarczego i zamożności Polski. Mikołaj Dowgielewicz, szef UKIE
Sama Szwecja zapowiedziała 765 mln euro, dając przykład pozostałym państwom. Kolejni ofiarodawcy to m.in. Wielka Brytania (884 mln euro), Belgia (150 mln euro), Finlandia (100 mln euro), Dania (160 mln euro), Holandia (100 mln euro), Hiszpania (300 mln euro). Wszystkie przeznaczyły te środki na okres trzech lat: 2010-12.
Polska, jak powiedział szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz, chce na ten cel przekazać 10 proc. dochodów ze sprzedaży nadwyżek uprawnień do emisji CO2 (tzw. AAU's), czyli ok. 50-60 mln euro.
- Polska deklaruje 10 proc. przychodu ze sprzedaży AAU's w latach 2010-12, nie więcej niż 100 mln ton. To będzie kwota znacząca - kilkadziesiąt milionów euro. Kwota większa niż wpłaty kilku innych krajów z naszego regionu (...), z drugiej strony, oddająca poziom rozwoju gospodarczego i zamożności Polski - powiedział Dowgielewicz w kuluarach szczytu UE w Brukseli.
Potrzebna większa hojność
Szwedzkie przewodnictwo naciska, by na szczycie uzyskać porozumienie w sprawie maksymalnie wysokiej kwoty. - Mamy nadzieję, że poziom ambicji UE będzie odpowiednio duży - powiedział w środę szwedzki dyplomata.
W projekcie wniosków końcowych szczytu nadal jest "X" w miejscu sumy, ale zgodnie z wyliczeniami Komisji Europejskiej Szwedzi chcą uzbierać około 2 miliardów euro na rok, czyli 6 mld euro przez trzy lata, i dać je najuboższym krajom, o ile w Kopenhadze dojdzie do porozumienia.
Z kolei niektóre biedniejsze i mocno dotknięte przez kryzys kraje Europy Środkowo-Wschodniej, jak Węgry, zapowiedziały już, że nic nie zapłacą. Mają do tego prawo, gdyż - zgodnie z ustaleniami październikowego szczytu UE - składki będą w pełni dobrowolne.
Pieniądze na klimat
Od przyszłego roku kraje rozwijające się mają potrzebować 5-7 mld euro rocznie na ograniczenie emisji CO2, dostosowanie do ocieplenia klimatu, walkę z wylesianiem itd. Złożyć się mają wszystkie kraje rozwinięte.
UE ma ambicje pokryć jedną trzecią kwoty, bo widzi w tym szansę na przekonanie krajów rozwijających się do poparcia ambitnego porozumienia na kończącej się 18 grudnia konferencji klimatycznej w Kopenhadze. Jej sukces zależy w dużej mierze od tego, czy - i za ile - kraje rozwijające się wesprą ambicje uprzemysłowionych potęg w walce ze zmianami klimatycznymi. Porównywalnego wysiłku UE oczekuje od innych, w tym przede wszystkim od Stanów Zjednoczonych.
Unijni przywódcy - zgodnie z oczekiwaniami - nie podjęli decyzji o jednostronnym podniesieniu przez UE poziomu redukcji własnych emisji CO2 z uzgodnionych już 20 proc. do 30 proc. do roku 2020. UE zgodziła na to już w zeszłym roku tylko pod warunkiem, że inne uprzemysłowione kraje zobowiążą się do porównywalnego wysiłku. Tymczasem w zgodnej ocenie krajów członkowskich zapowiadane redukcje światowych partnerów, przede wszystkim USA, są o wiele mniejsze niż UE. - Ta warunkowość jest dla nas bardzo ważna - podkreślił Reinfeldt. Dodał, że przejście na 30 proc. wymaga jednomyślnej zgody wszystkich krajów członkowskich. - Jesteśmy gotowi iść w stronę 30 proc., jeśli inni także są gotowi wziąć na siebie odpowiedni wysiłek, do czego bardzo zachęcamy - dodał przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu