Gdynia, dzielnica Kamienna Góra. Wśród PRL-owskich wieżowców - mały, osiedlowy pawilon, a w nim od lewej: Żabka, pusty lokal, sklep monopolowy i, na końcu, "Oryginalne produkty z Niemiec". Pod ostatnim szyldem, jakby zepchnięty z dawnego piedestału, wśród reklam czekolady i żelków, wisi jeszcze jeden: "Wypożyczalnia filmów". Wtajemniczeni wiedzą, że to kultowy Video-Wojtek. W maju obchodzi 34. urodziny. - I to raczej będą ostatnie - zaznaczają właściciele.
Numer 937
Miszmasz w witrynie to zaledwie zapowiedź kalejdoskopu, którym jest wnętrze Video-Wojtka.
Od tysięcy pudełek płyt DVD trudno oderwać wzrok. Wypełniają całą przestrzeń; ciasno upchnięte na regale z napisem "wyprzedaż", na wysokiej ladzie, na ciągnących się w głąb pomieszczenia półkach. Ściany od sufitu do podłogi zakrywają plakaty całkiem współczesne, np. z "Mumii" z Tomem Cruise'em (2017 r.) i Heisenbergiem (czyli Walterem White'em z serialu "Breaking Bad", 2013 r.). Cennik wiszący nad wejściem na zaplecze zdaje się przesądzać sprawę - to nie muzeum, ale działająca wypożyczalnia. Nie zgadza się tylko zapach: intensywnie sugeruje, że w drugiej części lokalu są oferowane proszki do prania.
Przestaję czytać tytuły na plakatach i grzbietach pudełek, dostrzegając towary obiecywane na sklepowym szyldzie. Za regałem z opakowaniami płyt blu-ray (fantasy, science fiction i bajkami) równiutko stoją mydła i płyny do mycia naczyń; są też słodkie napoje w puszkach, czipsy w tekturowych tubkach i żelki w kształcie burgerów.
Jak tłumaczą właściciele, ten rozdział historii i podział przestrzeni Video-Wojtka trwa już prawie dekadę.
- Nie było innego wyjścia - opowiada współzałożyciel wypożyczalni Zbisław Borkowski. - Jakieś dziesięć lat temu serwisy streamingowe zaczęły wypierać DVD. Obroty spadły tak, że trzeba było się ratować handlem.
Na półki trafiły więc słodycze i chemia gospodarcza sprowadzane z Niemiec i Anglii. A jednak filmów na płytach przy ul. Krasickiego 10 wciąż jest około piętnastu tysięcy. - Mieliśmy też pięć tysięcy kaset VHS, od nich przecież zaczynaliśmy. W 2016 roku wystawiliśmy jakieś cztery tysiące tu, na ulicy, w kartonach, żeby ludzie sobie brali. Bo co z tym zrobić? - wspomina Borkowski. - Serce pękało.
Dziś w wypożyczalni kasety VHS wciąż są, ale na zapleczu. Dlaczego nie dumnie, na widoku, na półkach? - Bo miejsce kosztuje. Musimy eksponować to, co przynosi jeszcze jakiś dochód - mówi bez ogródek Wojciech Gebert. To jego imię widnieje w nazwie wypożyczalni.
Gdy rozmawiamy, do lokalu wpada - jak się okazuje - stały bywalec. Kupuje czekoladę i kawę. - Przychodzę tu od lat, dla nich. Wcześniej po filmy, teraz - po tych kilka produktów - mówi mi przy wyjściu, wskazując foliową siatkę z zakupami.