Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zwrócił się z orędziem do narodu i parlamentu. Mówił o przerzuceniu do kraju "kolejnego oddziału bojowników" i przestrzegał przed opozycją, która jego zdaniem chce powrotu do "złych lat dziewięćdziesiątych".
Ponad 2,5 tysiącom ludzi zgromadzonym w Pałacu Republiki w Mińsku Łukaszenka mówił między innymi o próbach "zdestabilizowania sytuacji przed niedzielnymi wyborami prezydenckimi". - Dziś otrzymaliśmy jeszcze jedną informację o przerzuceniu kolejnego oddziału na południe naszego kraju. My musimy teraz, w czasie zbiorów, biegać po lasach i ich łapać. Wszystkich wyłapiemy - zapewnił. Nie wyjawił jednak, z jakiego kraju "przerzucono oddział". Stwierdził również, że "przeciwko Białorusi skierowano miliardowe kwoty i wykorzystano najnowocześniejsze technologie informacyjne".
Według Łukaszenki "pewne siły zewnętrzne postanowiły przetestować na Białorusi tak zwane kolorowe rewolucje, a kraj został w istocie wciągnięty w wojny hybrydowe". Wykorzystywane są do tego między innymi internet, komunikatory, sieci społecznościowe, zwłaszcza Telegram, które - zdaniem prezydenta - dążą do tego, by "skłócić ludzi ze sobą".
- Współczesna broń informacyjna działa nie tylko na świadomość, ale także na podświadomość człowieka, co jest najbardziej niebezpieczne. On nawet nie zauważa, że staje się obiektem manipulacji. Zakładaliśmy i nie myliliśmy się, że wszystkie te metody wpływu zostaną na szeroką skalę zastosowane w bieżącej kampanii wyborczej. Celem jest skierowanie ludzi przeciwko sobie, oszukiwanie, zastraszanie, dezorientowanie i ostatecznie prowokowanie na dokonanie przestępstw - mówił prezydent, cytowany przez agencję państwową BiełTA. - Na razie nie ma gorącej wojny i nie strzelają. Jeszcze nie pociągnęli za spust. Ale próba zorganizowania rzeźni w centrum Mińska jest już oczywista. Przeciwko Białorusi rzucono miliardowe zasoby, zmobilizowano najnowsze technologie - stwierdził prezydent.
Wspomniał też o wcześniej zatrzymanych w pobliżu Mińska 33 rosyjskich najemnikach z grupy Wagnera, którzy - według białoruskich służb - mieli zdestabilizować sytuację w kraju przed niedzielnymi wyborami prezydenckimi. - Ci ludzie byli skierowani specjalnie na Białoruś. Otrzymali rozkaz: czekać. Bilety do Stambułu to była legenda – oświadczył Łukaszenka. - Nie kłamcie! – krzyczał, wygłaszając orędzie. Jak powiedział, otrzymywał sprzeczne informacje: - Najpierw mówiono, że mężczyźni mieli lecieć do Stambułu, potem – do Wenezueli, a potem – już sami nie wiedzieli gdzie - skwitował.
"Białorusini będą w stanie się obronić nawet beze mnie"
Łukaszenka stwierdził w przesłaniu, że "dziś wszystkie trujące, covidowe (nawiązanie do pandemii COVID-19) strzały, są skierowane przeciwko niemu po to, by go upokorzyć, podeptać, zniszczyć". - Białorusini będą w stanie się obronić nawet beze mnie. Wiedzą, że nie będą mieli innej ziemi na świecie poza Białorusią. Nigdzie - ani w Australii, ani w Stuttgarcie - nie ma dla nich miejsca. A wy [siły destrukcyjne - red.] nie będziecie w stanie zmusić ludzi, by założyli łykowe buty, nie uda wam się popędzać ich biczem. Pamiętajcie, mamy policję, wojsko i służby specjalne. To są dzieci tych, kogo chcecie zaprzęgnąć do wozu. To ludzie w mundurach, nie pozwolą na to. Nawet beze mnie - ostrzegł.
Prezydent mówił, że "Białorusini mocno trzymają w swoich rękach przyszłość swojego niepodległego kraju". - Miliony zdumionych i zaciekawionych oczu narodów Uzbekistanu i Tadżykistanu, Kazachstanu i Turkmenistanu, Kaukazu, naszej braterskiej Rosji i Ukrainy są dziś zwrócone ku naszej ojczyźnie, cierpiącej Białorusi, zawierają jedno pytanie: - Czy Białoruś wytrzyma? Czy będzie w stanie wytrzymać tę hybrydową bitwę, tę wojnę? - zaakcentował.
W orędziu, wygłoszonym przed niedzielnymi wyborami, w których Łukaszenka ubiega się o szóstą kadencję z rzędu, prezydent zaapelował do rodaków, by "nie popełnili błędów w krytycznym dla kraju momencie". Przypomniał, że na Białorusi prezydent, który ma kolosalne uprawnienia, jest odpowiedzialny za wiele spraw. - Czy wy, Białorusini, jesteście gotowi, by te uprawnienia przekazać komuś innemu? Nie jestem święty, mam wszystko, zarówno dobre, jak i złe. Ale znacie mnie, wiecie, czego się podejmę, a czego nie, co mogę i czego nie mogę - mówił.
"Oni chcą bałaganu"
Łukaszenka krytykował w orędziu krajową opozycję, nawiązując do zgłaszanych przez nią postulatów, między innymi przywrócenia na Białorusi - o co apelują kandydatka w wyborach prezydenckich Swiatłana Cichanouska i niedopuszczony do startu w nich Wiktar Babaryka - konstytucji z 1994 roku, która przewiduje ograniczenie liczby kadencji prezydenckich oraz trójpodział władzy.
Jak stwierdził Łukaszenka, "przywrócenie konstytucji z 1994 roku oznacza chaos, brak władzy, bezkarność urzędników". - To prezent dla elementu kryminalnego i przestępczego biznesu - oświadczył. - Oni chcą bałaganu, żeby podzielić przedsiębiorstwa państwowe, wprowadzić własność ziemi – dodał, mówiąc o "złych latach dziewięćdziesiątych". To określenie nawiązuje do burzliwego okresu po rozpadzie ZSRR, kiedy kraje poradzieckie zmagały się z poważnym kryzysem gospodarczym, socjalnym i chaosem prawnym.
W wystąpieniu Łukaszenka uznał również, że jego oponenci w wyborach "składają puste obietnice, a także snują plany groźne dla kraju". - Co wy im piszecie! Te trzy nieszczęsne dziewczynki nie wiedzą, co czytają i co robią – oznajmił, odnosząc się do kandydatki w wyborach Swiatłany Cichanouskiej i wspierających ją Maryi Kalesnikawej i Weraniki Cepkały (reprezentują odrzuconych kandydatów w wyborach, Wiktara Babaryki i Waleryja Cepkały).
- Wypuścimy więźniów politycznych, narkomanów, kryminalistów, ogłosimy nowe wybory – oto cała retoryka. Nawet nie wiedzą, że to nie prezydent ogłasza wybory – powiedział Łukaszenka o ekipie swojej głównej oponentki. Oświadczył, że białoruskie władze wiedzą, "kto za nimi stoi" i są przygotowane, by przeciwdziałać zagrożeniom.
Łukaszenka ostrzegł też przed udziałem w nielegalnych, czyli nieuzgodnionych z władzami akcjach, zapewniając, że "reakcja będzie natychmiastowa, a odpowiedź – brutalna". Ostrzegał też rodziców, by "pilnowali swoich dzieci i przemówili im do rozumu".
- Uchrońcie dzieci przed zgubnymi działaniami. Ci, którzy pociągają za sznurki, nic nie zdziałają, a cierpieć będą nasi ludzie – ostrzegł. Jego zdaniem Białoruś "wyczerpała limit rewolucji w ubiegłym stuleciu".
"Jedyne spokojne ogniwo w Eurazji"
Najwięcej emocjonalnych wypowiedzi znalazło się w drugiej części orędzia. Pierwsza, którą prezydent odczytywał z kartki, była spokojna i poświęcona niespokojnej sytuacji na świecie i planom walki z wyzwaniami gospodarczymi. Po raz kolejny Łukaszenka zapewnił, że "reformy są potrzebne, ale nie powinny być gwałtowne".
Białoruś przedstawił jako "jedyne spokojne ogniwo w Eurazji" w sytuacji, gdy cały świat ulega poważnym turbulencjom z powodu koronawirusa, kryzysu gospodarczego i wojen handlowych, a także konfliktów zbrojnych. Według niego światowi gracze wykorzystali pandemię jako "przykrywkę dla bezceremonialnego realizowania swoich interesów w polityce zagranicznej i gospodarce".
- Uzależnienie od jednego, dwóch krajów stawia nas na słabej pozycji – powiedział, mając na myśli relacje z Rosją. Według niego w ciągu pięciu lat z powodu wojen handlowych, niesprawiedliwych cen i drogich kredytów Białoruś straciła 9,5 mld dolarów wzrostu gospodarczego. Odpowiedzią na to, jak wyjaśnił, stało się między innymi dążenie do dywersyfikacji źródeł surowców. Łukaszenka zauważył, że z powodu sporów naftowych z Rosją, Białoruś straciła 1,5 mld rubli białoruskich (ok. 540 mln euro).
Jednocześnie Łukaszenka podkreślił, że Rosja zawsze była i będzie najbliższym sojusznikiem Białorusi. Jego zdaniem niepotrzebnie jednak zamieniła "bratnie stosunki na partnerskie". Obecnie, jak zaznaczył, "Rosja nie chce utracić Białorusi, bo ta jest jej jedynym bliskim sojusznikiem".
Źródło: PAP, BiełTA
Źródło zdjęcia głównego: president.gov.by