Berlin nie chce się wtrącać


- Tu chodzi o komercyjne interesy - skomentował gazowy konflikt między Ukrainą a Rosją niemiecki minister gospodarki Michael Glos. W odróżnieniu od wielu komentatorów Niemiec nie uważa, że spór Moskwy z Kijowem ma podłoże polityczne.

Glos w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" uznał, że ani Niemcy ani UE nie powinny mediować w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Jego zdaniem zarówno Niemcy jak i cała UE są "odbiorcami gazu przesyłanego przez Ukrainę, ale nie są ani mediatorem, ani stroną w obecnym sporze".

- Po pierwsze Gazprom musi wypełnić wszystkie wynikające z umów zobowiązania. Dotyczy to dostaw do państw UE. Po drugie, oczekuję bezzwłocznego wznowienia negocjacji. A po trzecie, należy znaleźć długofalowe rozwiązanie. Każdego roku spór wybucha na nowo, oszczędźmy sobie tego - powiedział Glos.

Według ministra Rosja i Ukraina powinny zawrzeć wieloletni kontrakt, który regulowałby ważne punkty, jak ceny gazu, ilość przesyłanego surowca i opłaty za przesył.

Ostrzegł, że stawką jest wizerunek Rosji jako wiarygodnego dostawcy i wizerunek Ukrainy jako wiarygodnego kraju tranzytowego. - Tylko zaufanie, które nie zostanie zawiedzione, może stanowić dobrą podstawę do dalszego rozwoju stosunków z obu państwami - ocenił Glos.

"Nord Stream jest potrzebny"

Co więcej, Glos uznał, że konflikt pokazuje, iż potrzebna jest dywersyfikacja zarówno źródeł dostaw, jak i dróg przesyłu gazu.

Jednak jego zdaniem dywersyfikacja powinna polegać nie tylko na proponowanym przez Unię Europejską gazociągu Nabucco, który uniezależniłby Europę od Rosji, ale także na budowie Gazociągu Północnego, który to uzależnienie tylko by wzmógł.

Według Glosa spór między Gazpromem a ukraińskim Naftohazem nie wpłynie na zaopatrzenie w surowiec odbiorców niemieckich. Magazyny gazu w Niemczech są pełne, a surowiec sprowadzany jest również z innych niż Rosja kierunków.

Źródło: PAP