Niespełna jedną dziesiątą szacowanej przez organizatorów ceny osiągnął ołówek, który miał być urodzinowym prezentem Evy Braun dla Adolfa Hitlera. Zorganizowana w Belfaście aukcja oburzyła środowiska żydowskie, podważana jest też autentyczność ołówka.
Jak zaznacza BBC, organizujący licytację dom aukcyjny Bloomfield szacował, że ołówek zostanie sprzedany za kwotę w przedziale od 50 do 80 tysięcy funtów. Ostatecznie 6 czerwca wylicytowano go za zaledwie 5,4 tys. funtów. Na stronie aukcji poinformowano, że ołówek był prezentem, który Adolf Hitler otrzymał z okazji 52. urodzin od swojej wieloletniej partnerki Evy Braun. Świadczyć mają o tym wygrawerowane na nim napisy: inicjały AH, imię Eva oraz data - 20 kwietnia 1941, czyli dzień, w którym Hitler skończył 52 lata.
Podczas aukcji zorganizowanej w Belfaście pod młotek poszły też inne przedmioty związane z nazistami. Sprzedano m.in. zdjęcie, które miało zostać podpisane przez samego Hitlera. Jego cena również rozczarowała organizatorów. Przewidywali oni, że nabywca fotografii zapłaci za nią od 8 do 10 tys. funtów. Ostatecznie zwycięzca licytacji wyłożył 6,2 tysiąca.
Belfast. Kontrowersje wokół aukcji
Aukcja odbyła się mimo protestów środowisk żydowskich. Jak pisze BBC, w tygodniu poprzedzającym licytację Europejskie Stowarzyszenie Żydów zaapelowało do północnoirlandzkiego domu aukcyjnego o usunięcie z listy licytowanych przedmiotów pamiątek po nazistach. Rabin Menachem Margolin, prezes organizacji, stwierdził w liście do szefa Bloomfield, że taka aukcja napędza "makabryczny handel przedmiotami należącymi do masowych morderców" i może "gloryfikować nazistów".
W odpowiedzi na te oskarżenia dom aukcyjny wystosował oświadczenie, w którym zapewnił, że "nie chce spowodować krzywdy lub cierpienia żadnej osoby ani części społeczeństwa". W oświadczeniu dodano, że wystawiane na aukcji przedmioty "opowiadają historię konkretnych czasów", a potencjalni nabywcy to "kolekcjonerzy, którzy pasjonują się historią".
Licytacja wzbudziła też kontrowersje zupełnie innego typu. Holenderski dziennikarz Bart Droog, który specjalizuje się w demaskowaniu sfałszowanych pamiątek po nazistach, uważa, że brakuje dowodów wskazujących źródło pochodzenia ołówka . - Nie istnieje żadne zdjęcie, na którym Hitler ma go w ręku. Moim zdaniem do potwierdzenia autentyczności jakiegokolwiek przedmiotu należącego rzekomo do Hitlera potrzebne są twarde dowody - wyjaśnił Droog w cytowanej przez BBC rozmowie z tygodnikiem "Jewish Chronicle".
Źródło: BBC, Bloomfield Auctions
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock