Atak Rosji na Ukrainę. Milion uchodźców przekroczyło polską granicę, uciekają przed wojną

Źródło:
PAP
Jabłczyńska i Chajzer o pomocy dla uchodźców z Ukrainy. "Oni wiedzą, że są tutaj na dłużej"
Jabłczyńska i Chajzer o pomocy dla uchodźców z Ukrainy. "Oni wiedzą, że są tutaj na dłużej"TVN24
wideo 2/5
Jabłczyńska i Chajzer o pomocy dla uchodźców z Ukrainy. "Oni wiedzą, że są tutaj na dłużej"TVN24

Kolejny dzień na przejściach granicznych Polski z Ukrainą i kolejni cywile uciekający przed tragedią wojny. Ich liczba przekroczyła już milion. Na przejście w Dorohusku (Lubelskie) z Kijowa przybyła Julia z 12-letnią córką. Opowiada, że uciekały w trakcie ostrzału. - Nie ma do czego wracać, zostałyśmy na ulicy - mówi.

Droga do przejścia w Dorohusku zajęła Julii i jej 12-letniej córce dwa dni. Ruszyły z Kijowa. Ostatnią noc spędziły w samochodzie. - Po wybuchu wojny osiem dni byłyśmy poza miastem, a następnie wróciłyśmy na chwilę do swojego domu, żeby się spakować. Po drodze zaczął się ostrzał. Spakowałyśmy się w 10 minut, brałyśmy wszystko, co pod ręką: ubrania, pościele, poduszki. Strzelali do domów, szkół, przedszkoli, szpitali. Szyby wypadały z naszych okien - opowiada kobieta.

- Nie mamy tam już mieszkania, pracy. Nie ma do czego wracać, zostałyśmy na ulicy - mówi.

Posiłek, odpoczynek i w dalszą drogę

Jedną noc spędzą w Polsce, a następnie planują wyjechać do Niemiec, bo mają tam więcej znajomych. - Może pomogą nam znaleźć pracę. Nie chcemy komuś siedzieć na głowie. Chcemy pracować, bo jesteśmy przyzwyczajeni do pracy - zaznacza Julia.

Przejście w Dorohusku jest jednym z czterech polsko-ukraińskich przejść granicznych w województwie lubelskim. W ciągu minionej doby odprawiono tam ponad 16 tysięcy osób.

Po przekroczeniu granicy czekają na nich bezpłatne posiłki przygotowane przez wolontariuszy. W niedzielę do wyboru była między innymi ogórkowa, pomidorowa i grochowa. Na innym stoisku oferowane są kiełbaski z grilla, kanapki. Pod namiotami znajdują się dary przekazane od osób z całej Polski, głównie ubrania, suchy prowiant, artykuły kosmetyczne.

Relacja w tvn24: Atak Rosji na Ukrainę

Dary, by "ludzie nie stracili z czasem zapału"

Na parkingu przed przejściem spotykają się także osoby, które przekazują dary dla Ukraińców. W niedzielę grupa osób z okolic Rawicza przywiozła zebrane wcześniej przedmioty dla dwóch Ukrainek z Kowla w obwodzie wołyńskim (północno-zachodnia Ukraina).

- Nawiązaliśmy kontakt poprzez siostrę jednej z nich, która jest w Stanach Zjednoczonych. Napisała na Facebooku, czego teraz najbardziej potrzebują. Tylko ich auto okazało się trochę za małe. Zbieraliśmy głównie rzeczy dla mężczyzn: kominiarki, czapki, rękawice, skarpety, kalesony. Uważam, że trzeba pomagać, tylko, żeby ta pomoc za szybko się nie skończyła; żeby ludzie nie stracili z czasem zapału - mówi Daniel, jeden z wolontariuszy.

W niedzielę przed szlabanami na uchodźców czekało kilkadziesiąt osób, głównie rodziny i bliscy. Przy koksowniku ogrzewali się Taras i Iwan, którzy po 16 godzinach dojechali z Danii do Dorohuska, aby odebrać swoje żony i dzieci z Ukrainy. - W naszym mieście, Równem, zostało zbombardowane lotnisko - mówi Taras.

Czytaj więcej. Co czeka dzieci z Ukrainy w polskich szkołach?

Wolontariusze o pomocy, jaka jest potrzebna uchodźcom i osobom, które walczą na froncie
Wolontariusze o pomocy, jaka jest potrzebna uchodźcom i osobom, które walczą na froncie

Córka nie chciała zostawić psa

Natomiast Patryk z Lublina czekał na babcię kolegi, która miała dotrzeć do Dorohuska autobusem. Wcześniej przyjął już jego mamę i siostrę do domu. - Przyjaźnimy się, studiujemy razem trzy lata, bardzo dobrze się znamy, więc zaoferowałem mu pomoc. Jego rodzina mieszka 90 kilometrów od Żytomierza. Sąsiednia wioska została już zbombardowana. Postanowili, że nie ma już na co czekać. Na miejscu został tylko jego tata - mówi student turystyki i rekreacji z Lublina.

Na transport do ośrodka recepcyjnego czekała ekonomistka Tania z dwójką dzieci. Podróż z Żytomierza do Polski zajęła im sześć godzin. Jej 8-letnia córka trzymała w owiniętego w koc małego pieska o imieniu Dżeki. - Córka nie chciała go zostawić na Ukrainie, więc pojechał z nami. Planujemy wyjechać dalej do Niemiec, gdzie mieszka moja siostra. Na Ukrainie zostali moi rodzice i druga siostra, która ma 19-letniego syna, nie chciała go zostawić - wyjaśnia Tania.

Od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę lubelskie przejścia graniczne z Ukrainą przekroczyło około 450 tysięcy osób, z czego 64 tysiące tylko w sobotę. Straż Graniczna przekazała, że w niedzielę o godz. 20.00 ogólna liczba osób, które uciekły z Ukrainy do Polski przekroczyła milion.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO

Autorka/Autor:eŁKa/kab

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: