Atak zbrojny Rosji na Ukrainę trwa już piętnastą dobę. Czwartek był kolejnym dniem, kiedy z miast w okolicach Kijowa próbowali wydostać się cywile. - Koszmar, ile tego bombardowania, ile śmierci. Komu coś takiego przyszło do głowy? To jest niewyobrażalne - mówiła jedna z uciekających kobiet w rozmowie z reporterem TVN24 Wojciechem Bojanowskim, który jest w Żytomierzu.
Jak przekazał w czwartek mer Żytomierza Siergiej Suchomlin, bomba spadła na kotłownię, która dostarczała ciepło do jednej trzeciej miasta. W wyniku wybuchu wybite zostały także szyby w dwóch szpitalach: miejskim i dziecięcym. - W nich na szczęście nikomu nic się nie stało - relacjonował w czwartek obecny na miejscu reporter TVN24 Wojciech Bojanowski.
Relacja tvn24.pl: Atak Rosji na Ukrainę
Uciekające kobiety: komu coś takiego przyszło do głowy?
- Dziś przyglądaliśmy się, jak wygląda ewakuacja miejscowości wokół Kijowa, między innymi Borodzianki i Irpienia. Tysiące ludzi chciałoby te miejscowości opuścić, ale w tym momencie jest to bardzo trudne. Główna autostrada, która wychodzi z Kijowa do Żytomierza, jest pod kontrolą Rosjan. Bezpiecznie nie da się wyjechać, ale są ludzie, którzy jeżdżą tam busami i codziennie udaje się wywieźć 20, może 40 osób - mówił reporter.
Bojanowski rozmawiał z osobami, które w czwartek opuszczały Irpień, gdzie - jak mówił - sytuacja humanitarna wydaje się być katastrofalna.
- Jedziemy z Kijowa, jest ze mną mój brat, który jest inwalidą. Tacy ludzie są najbardziej narażeni na stres, na zranienie, ale nie możemy czekać - opowiadała jedna z uciekających kobiet.
- W tych miejscowościach wciąż jest pełno dzieci. Ze mną jest moja czwórka. Wszyscy uciekamy, bo się boimy. Chcielibyśmy dostać się do Polski, tu nie możemy zostać, jest zbyt niebezpiecznie - pokreśliła inna.
- Irpień nie jest jeszcze cały zbombardowany. Tam poznaliśmy się z ludźmi, którzy z tego miasta wychodzili, ale mówili, że uciekali po trupach, trupy leżały na ulicach. Koszmar, ile tego bombardowania, ile śmierci. Komu coś takiego przyszło do głowy? To jest niewyobrażalne. Bydlaki - dodała trzecia z kobiet spotkanych przez reportera TVN24.
Jak mówił Bojanowski, jest już wiele miejsc, w które dziennikarze dotrzeć nie mogą. Przekazał też informacje, że kierowcy wywożący ludzi są zmuszeni meldować się w punktach kontrolowanych przez Rosjan. - Tak naprawdę ciągle ryzykują życie - podkreślał.
Czytaj też: Zobaczył żonę i dzieci na zdjęciu ofiar rosyjskiego ostrzału. "Rozpoznałem walizkę, tak się dowiedziałem…"
TVN24 na żywo w TVN24 GO
Źródło: tvn24.pl