Hasan Zakajew, którego rosyjski wymiar sprawiedliwości oskarża o udział w ataku terrorystycznym na Teatr na Dubrowce w 2002 roku, na wtorkowej rozprawie w sądzie w Moskwie częściowo przyznał się do winy. Zeznał, że przewoził broń do stolicy Rosji. Nie przyznał się natomiast do pozostałych zarzucanych mu przestępstw.
Śledczy zarzucają 41-letniemu Hasanowi Zakajewowi, którego proces rozpoczął się na początku listopada, udział w przygotowywaniu akcji, w tym przewożenie do Moskwy broni i ładunków wybuchowych użytych w ataku na teatr.
Na pierwszej rozprawie przedstawiono mu zarzuty uczestniczenia w przestępczej grupie zbrojnej, przygotowywania zamachu terrorystycznego, współudziału we wzięciu zakładników i targnięcia się na życie co najmniej dwóch osób.
Inne zarzuty dotyczą nielegalnego przechowywania broni i umyślnego zniszczenia cudzego mienia.
Zakajew powiedział, że w 2001 i 2002 roku przywoził do Moskwy broń i przyznaje się do tych oskarżeń, natomiast nie przyznaje się do pozostałych zarzucanych mu przestępstw.
Zakajew został zatrzymany w 2014 roku - jak podaje rosyjska agencja TASS - podczas próby przedostania się z Ukrainy na Krym na podstawie fałszywych dokumentów. Wcześniej poszukiwany był międzynarodowym listem gończym.
900 zakładników
23 października 2002 roku uzbrojony odział terrorystów czeczeńskich dowodzony przez Mowsara Barajewa zajął budynek Teatru na Dubrowce, biorąc ponad 900 zakładników. Napastnicy żądali natychmiastowego wycofania wojsk rosyjskich z Czeczenii.
Trzy dni później siły specjalne odbiły gmach, używając gazu bojowego, który natychmiast uśpił zarówno napastników, jak i ich ofiary. Terrorystów dobijano strzałem w głowę, zabijając wszystkich, w tym Barajewa. Później okazało się, że na skutek użycia gazu zginęło także - według danych oficjalnych - 130 zakładników. Blisko 800 zostało uwolnionych.
Do zorganizowania ataku na teatr przyznał się czeczeński dowódca polowy Szamil Basajew. W lipcu 2006 roku zginął on w Inguszetii.
Okoliczności szturmu
W czasie akcji sił specjalnych panował chaos. Karetki pogotowia miały problemy z dojazdem na miejsce zdarzenia. Oszołomionych gazem ludzi ładowano do autobusów i rozwożono do szpitali. Wielu zakładników zmarło w szpitalach. Lekarze skarżyli się, że nie mogli udzielić poszkodowanym fachowej pomocy, gdyż nie znali składu użytego gazu.
Przez następne lata ocalali zakładnicy i bliscy ofiar domagali się skutecznego śledztwa w sprawie ataku oraz wyjaśnienia wszystkich okoliczności szturmu sił specjalnych, w tym ujawnienia składu gazu użytego podczas szturmu.
Autor: tas\mtom / Źródło: PAP