Biuro koronera przekazało we wtorek, że nie ma dowodów wskazujących, że udział w prowadzonym w mediach społecznościowych wyzwaniu spowodował trwałe uszkodzenie mózgu 12-letniego Archiego Battersbee. Los chłopca był wiosną i latem przedmiotem głośnej w Wielkiej Brytanii batalii prawnej.
Hipotezę, że przyczyną wypadku, któremu uległ Archie Battersbee było wyzwanie prowadzone w mediach społecznościowych, polegające na jak najdłuższym odcięciu dopływu krwi do mózgu, sugerowała jego matka. 7 kwietnia znalazła nieprzytomnego syna w ich domu w Southend. Chłopiec został przewieziony do szpitala w Londynie, ale lekarze na podstawie przeprowadzonych badań ocenili, że nastąpiło trwałe uszkodzenie mózgu i nie ma szans, by odzyskał świadomość.
Los chłopca był przedmiotem ciągnącej się przez kilka miesięcy batalii prawnej. Jego rodzice wskazywali, że serce chłopca nadal bije i chcieli, by leczenie było kontynuowane. Lekarze przekonywali, że nastąpiła u niego śmierć pnia mózgu i dalsze podtrzymywanie życia nie leży w jego najlepszym interesie.
Opinia koronera w sprawie śmierci Archiego Battersbee
Na każdym etapie postępowania sądowego sędziowie przyznawali rację lekarzom. 6 sierpnia, po odłączeniu od aparatury, chłopiec zmarł.
We wtorek Lincoln Brookes, koroner prowadzący dochodzenie w sprawie przyczyny zgonu poinformował, że "na tym etapie nie ma dowodów na potwierdzenie informacji, że Archie brał udział w wyzwaniu internetowym".
Inspektor Sarah Weeks z policji hrabstwa Essex przekazała, że w pobranych z telefonu chłopca danych "nie ma dowodów, by w dniu wypadku nagrywał jakiekolwiek wideo, ani żadnych zdjęć bądź filmów, które sugerowałyby, że brał udział w wyzwaniu internetowym". Dodała, że znaleziono za to serię wiadomości sugerujących "bardzo niski nastrój" chłopca i wokół tego wątku prowadzone będzie dalej śledztwo koronera.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock