Motywy interwencji w Syrii mogą być słuszne, ale będzie to operacja niezgodna z prawem, niezależnie od kreatywności prawników administracji USA - twierdzi prof. David Kaye z School of Law na Uniwersytecie w Kalifornii, były prawnik w Departamencie Stanu.
"Litera prawa na temat użycia siły jest dość prosta: Zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych, najważniejszym traktatem ery nowożytnej, napisanym przy udziale USA i ich sojuszników z II wojny światowej, krajom nie wolno używać siły przeciw innym krajom, chyba że działają w indywidualnej bądź zbiorowej samoobronie lub na podstawie upoważnienia Rady Bezpieczeństwa ONZ" - napisał Kaye w analizie opublikowanej w "Foreign Affairs", publikacji waszyngtońskiej Rady Stosunków Zagranicznych (CFR).
Użycie broni chemicznej "niegroźne" dla USA
Kaye przyznaje, że w historii powojennej działania powołujące się na samoobronę okazały się najbardziej kontrowersyjne. "Zwłaszcza Stany Zjednoczone starały się rozszerzyć definicję samoobrony" - wyjaśnia. W przypadku Syrii nie ma wątpliwości, że nie można powoływać się na działanie w samoobronie, gdyż niezależnie od tego, jak straszny był atak chemiczny reżimu syryjskiego przeciwko własnym obywatelom, "nie było ataku ani groźby ataku na Stany Zjednoczone lub ich sojuszników, by uzasadnić indywidualną lub zbiorową samoobronę" - pisze autor analizy.
Zważywszy, że przyjęcie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ wydaje się niemożliwe, USA pozostają bez mocnych argumentów prawnych. Ekspert przyznaje, że niektóre kraje, organizacje pozarządowe, czy naukowcy starali się w przeszłości "spreparować" wyjątki od wymogu zgody RB ONZ, zazwyczaj powołując się na "interwencję humanitarną" lub doktrynę "odpowiedzialności za zapewnienie ochrony" (Responsability to Protect, inaczej R2P).
Stany zmieniają zdanie
Oba te wyjątki - wyjaśnia ekspert - mają źródła w moralnym przekonaniu, że państwa powinny dbać o swych obywateli, a kiedy naruszają tę zasadę, popełniając przeciwko swym obywatelom poważne zbrodnie, wówczas powinien zostać użyty mechanizm zmuszenia ich siłą, by tego zaprzestały. "Ale te wyjątki nie mają mocy prawa" - podkreśla Kaye. Przypomina, że USA odrzucały "interwencję humanitarną" jako uzasadnienie prawne dla wojny w Kosowie w 1999 roku. "Takie uzasadnienie forsowała Wielka Brytania, ale ma w tej kwestii niewielu sprzymierzeńców" - dodaje Kaye. "R2P uzyskała aprobatę Narodów Zjednoczonych, ale nawet ONZ zdecydowała, że niezbędna jest zgoda Rady Bezpieczeństwa, by jakakolwiek interwencję uznać za legalną" - wyjaśnia prawnik.
Protokół genewski milczy o konsekwencjach
Obama, uzasadniając interwencję, wskazuje też w swych wypowiedziach na "normy" zabraniające użycia broni masowego rażenia, jak protokół z genewski z 1925 roku zakazujący użycia broni chemicznej, którego Syria jest stroną.
Ale nawet jeśli zakaz jest zdecydowanie wyrażony, to "sam traktat nie daje żadnej podstawy do użycia siły" - przekonuje ekspert. Dokument nie mówi bowiem o konsekwencjach naruszenia zakazu użycia broni chemicznej. "Zatem, o ile RB ONZ nie zatwierdza interwencji, USA i ich sojusznicy złamaliby prawo międzynarodowe używając siły wojskowej przeciwko Syrii" - podkreśla Kaye. "Nazwij to jak chcesz: 'nielegalnym' działaniem, jeśli jesteś uczciwy, bądź 'sprzecznym z prawem międzynarodowym', jeśli jesteś prawnikiem, bądź 'trudnym do obrony', jeśli jesteś dyplomatą. Żadne międzynarodowe prawo nie wspiera ataku USA na Syrię, nawet w obliczu masowych zabójstw z użyciem zakazanej broni" - przekonuje ekspert.
Obama patrzy na Kosowo
Administracja USA będzie więc, jego zdaniem, szukać innego uzasadnienia. Kaye uważa, że zastosuje ona podobne podejście, jak podczas wojny w Kosowie. W 1999 roku USA i ich sojusznicy podejrzewali, że na Bałkanach dochodzi do katastrofy humanitarnej w związku z domniemanymi czystkami etnicznymi dokonywanymi przez Serbów na kosowskich Albańczykach. Ale Rosja, tak jak w przypadku Syrii, uniemożliwiła zgodę RB ONZ na interwencję, co zmusiło NATO do rozważenia alternatywnej podstawy prawnej. Wówczas - przypomina ekspert - prawnicy Departamentu Stanu bali się jednak tworzenia precedensu prawnego, który inne kraje mogłyby w przyszłości wykorzystać. Zamiast tego wypracowano "zestaw czynników, które w konkretnym przypadku Kosowa zapewniły uzasadnienie dla użycia siły". Wśród tych czynników było zagrożenie katastrofą humanitarną, zakłócenie bezpieczeństwa regionalnego oraz paraliż RB ONZ. Powołano się też na niespełnienie przez byłą Jugosławię wcześniejszych żądań RB ONZ - wskazuje prawnik. Zdaniem Kaye'a Obama już stosuje podobne podejście, formułując w swych wypowiedziach "zestaw czynników" o szczególnym znaczeniu w Syrii, w tym potrzebę przestrzegania międzynarodowych norm zakazujących stosowania broni chemicznej. "Z punktu widzenia polityków jest to podejście atrakcyjne, bo sprawia, że użycie siły jest uzasadnione, nawet jeśli nie jest zgodne z prawem, zwłaszcza gdy nie ma (w wyniku tych działań) żadnych konsekwencji prawnych" - zauważa ekspert.
Niebezpieczne "sztuczki" Amerykanów
Ale przestrzega, że stosowanie takich "sztuczek" może okazać się niebezpieczne. "Wobec rosnących w siłę państw takich jak Chiny, USA mogą żałować, że pomogły osłabić prawną kontrolę RB nad użyciem siły" - ocenia Kaye.
Wyraża obawy, że po bezprawnym użyciu siły w Syrii, USA nie będą mogły skarżyć się, gdy inni użyją siły poza doktryną samoobrony lub bez zgody Rady Bezpieczeństwa.
Autor: rf/tr / Źródło: PAP