Nie zaszły jeszcze okoliczności, które wskazywałyby na to, że konieczne będzie użycie w Iraku amerykańskich żołnierzy - nawet w bardzo ograniczonym stopniu - ale sytuacja ta może się zmienić. Amerykańskie śmigłowce Apache w Iraku już walczą.
Przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Martin Dempsey oświadczył w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji ABC, że na razie nie ma konieczności użycia wojsk lądowych USA w Iraku. Zaznaczył jednak, że mogą nastąpić takie okoliczności, kiedy wysłanie Amerykanów - jako doradców na polu bitwy - może okazać się konieczne.
Dempsey zasugerował, że taka sytuacja może nastąpić, gdy Irakijczycy będą szykowali się do odbicia zajętego w czerwcu przez Państwo Islamskie Mosulu. - To będzie najprawdopodobniej w przyszłości decydująca bitwa w kampanii lądowej - powiedział generał.
USA i ich sojusznicy rozpoczęli ataki lotnicze na bojowników Państwa Islamskiego w Iraku 8 sierpnia, a w Syrii 23 września. Pomogło to m.in. w powstrzymaniu szturmu dżihadystów na kurdyjskie miasto Kobane w Syrii, ale nie powstrzymało ofensywy Państwa Islamskiego.
Wielu obserwatorów podkreśla, że samymi atakami z powietrza nie da się powstrzymać IS i konieczna będzie lądowa operacja Amerykanów i aliantów. Waszyngton z prezydentem Barackiem Obamą na czele zastrzega się jednak, że nie da się wciągnąć w kolejną wojnę lądową na Bliskim Wschodzie. Amerykańscy wojskowi - z gen. Dempseyem na czele - dają jednak co jakiś czas do zrozumienia amerykańskiej opinii publicznej, że lądowa zaangażowanie Waszyngtonu może okazać się nieuniknione.
Pierwszą oznaką takiego zaangażowanie może być użycie w boju w ubiegłym tygodniu, po raz pierwszy w historii najnowszego konfliktu, amerykańskich śmigłowców Apache, które wespół z Irakijczykami powstrzymały dżihadystów przed możliwym zajęciem pozycji do ataku na bagdadzkie lotnisko.
Autor: mtom / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: US Army | Tech. Sgt. Andy Dunaway