Golden State Warriors po czterdziestu latach znowu będą mogli sięgnąć po mistrzostwo NBA. W finale Konferencji Zachodniej Wojownicy pokonali w piątym meczu 104:90 Houston Rockets, a w całej serii triumfowali 4-1. O końcowy triumf powalczą z Cleveland Cavaliers.
- Dlaczego nie my? Już czas! - mówi MVP sezonu zasadniczego Stephen Curry. Rozgrywający daje do zrozumienia, że jego drużyna nie jest bez szans w finałowej konfrontacji z Cleveland LeBrona Jamesa.
Golden State Warriors trzykrotnie byli mistrzem NBA, ostatni raz w 1975 roku. Kawalerzyści nigdy nie triumfowali w rozgrywkach. Byli w finale w 2007 roku, ale wówczas "Króla Jamesa" i jego kolegów 4-0 zmiażdżyli koszykarze San Antonio Spurs.
Zdominowali brodacza
W piątym meczu z Houston Curry jak zwykle był liderem swojej drużyny. Rzucił 26 punktów, miał osiem zbiórek i sześć asyst. dzielnie wspierał do Klay Thompson, zdobywca dwudziestu oczek.
Obaj całkowicie przyćmili gwiazdę Rakiet Jamesa Hardena. Brodaty koszykarz spisał się fatalnie. Trafił tylko dwa z czternastu rzutów z gry i zanotował 13 strat, co jest nowym niechlubnym rekordem fazy play-off. Przy takiej postawie swojego lidera rakiety były skazane na porażkę. - To więcej niż ulga. Jest wielka radość. Nasi zawodnicy i kibice na pewno to czują - triumfuje trener ekipy Golden State Steve Kerr. Pięciokrotny mistrz NBA z Chicago Bulls i Spurs przejął drużynę przed tym sezonem i od razu poprowadził ją do finału NBA. Do świetnie funkcjonującej ofensywy dodał bardzo dobrą obronę i teraz może cieszyć się z historycznego sukcesu. Pierwszy mecz wielkiego finału NBA zostanie rozegrany czwartego czerwca na parkiecie Golden State.
Autor: dasz/iwan / Źródło: sport.tvn24.pl