Niedziela, 15 stycznia Przez dwa tygodnie szary hyundai stał na pasie awaryjnym trasy ekspresowej S8 biegnącej przez Warszawę. Był nieoznakowany i nieoświetlony ale ani według policji, ani straży miejskiej samochód nie stanowił zagrożenia dla ruchu. Niedawno auto zniknęło. Jednak jak dowiedział się reporter TVN24, to nie żadna z wymienionych służb go odholowała. Według operatora drogi auto nigdy nie powinno się tam znaleźć.
Szary hyundai wprawdzie już nie tkwi na pasie awaryjnym na wysokości ulicy Księcia Janusza w stronę Powązek, ale gdyby w tajemniczy sposób samochód nie zniknął z tego miejsca, to próżno byłoby czekać na to, by o bezpieczeństwo przejeżdżających tamtędy kierowców zadbała policja czy straż miejska.
Gdy tylko auto pojawiło się na pasie, o usunięcie go apelowała do wymienionych służb Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. - Żaden samochód nie może stanąć, zatrzymać się na autostradzie, czy trasie ekspresowej - mówiła Małgorzata Tarnowska, rzeczniczka GDDKiA. Argumentowała, że auto stwarza zagrożenie, bo jest nieoznakowany i nieoświetlony.
Podstaw brak?
Policja jednak informowała, że w sprawie odholowania samochodu należy zwrócić się do straży miejskiej, a ta, gdy już pojawiła się na miejscu stwierdzała, że "musi sprawdzić" sprawę, bo prawdopodobnie nie ma dla niej podstaw do usunięcia pojazdu.
- Samochód stoi za linią krawędziową i w tym momencie nie ma podstaw do odholowania go przez nas - tłumaczył reporterowi TVN24 stanowisko policji Tomasz Oleszczuk, rzecznik prasowy śródmiejskich funkcjonariuszy. Dodał, że zgodnie z rozumieniem przepisów samochód nie stwarza zagrożenia dla ruchu. Dziennikarz dopytując co się stanie jeśli jednak w tym miejscu dojdzie do wypadku usłyszał, że "to jest przypuszczenie i wymyślanie sytuacji hipotetycznych, które nie miały miejsca".
Tezę o braku zagrożenia powtarzała też straż miejska. Gdy reporter chciał porozmawiać z rzecznik strażników - Moniką Niżniak usłyszał, że jej nie ma i żadne wypowiedzi w tej sprawie nie będą nagrywane. - Nie ma w tym przypadku podstaw do podjęcia interwencji - oświadczyła inna kobieta, która w siedzibie straży odebrała telefon. Dodatkowo poinstruowała recepcjonistę, by nie zwracała uwagi na ekipę telewizyjną, bo "tak jest uzgodnione z górą".
W wyjaśnieniu sprawy porzuconego auta nie pomogła też rozmowa z komendantem straży - Zbigniewem Leszczyńskim, bo ten odesłał reportera do biura prasowego. Po raz kolejny jednak zapewnił, że nie ma podstaw do odholowania pojazdu, a ten, kto by to zrobił przekroczyłby swoje uprawnienia.
Jednak mogą?
Adwokat Rafał Dębowski zapewniał jednak, że podstawa do zajęcia się samochodem była. - Przepisy wprost zabraniają parkowania poza miejscami wyznaczonymi – zapewniał mecenas którego zdaniem auto w oczywisty sposób stwarzało zagrożenie dla ruchu. – Wydaje mi się, że odmowa zajęcia się ewidentnym naruszeniem przepisów prawa ruchu drogowego jest po prostu niedopełnieniem obowiązku ciążącego na policji i straży miejskiej - dodał Dębowski i wymienił przepi, na podstawie którego można było auto odholować.
- Artykuł 50 daje prawo do usunięcia na koszt właściciela pojazdu pozostawionego w okolicznościach, które wskazują, że jest on nieużywany – wskazał adwokat.
Wygląda jednak na to, że służby nie skorzystały z takiej możliwości, bo z informacji reportera wynika, że ani policja, ani straż miejska nie odholowały pojazdu.