Najpierw adrenalina, później zaskoczenie odwołanym meczem, kłopoty z zaśnięciem, na koniec wielka radość, o której będzie opowiadał dzieciom - tak ostatnie godziny przed meczem z Anglikami i samo spotkanie opisuje strzelec bramki dla Polski Kamil Glik. Nasz obrońca uważa, że to nie rywale byli w środę słabi, ale Polacy mocni. - Zagraliśmy bardzo dobry mecz. Dziś nie można powiedzieć o nas złego słowa - podsumowuje.
Kamil Glik środowy wieczór 17 października zapamięta jako jeden z najpiękniejszych w jego sportowej karierze. - Byłem odwrócony tyłem, piłkę zobaczyłem dopiero w "sieci" i zacząłem się cieszyć. Strzelić bramkę Anglii i to na Stadionie Narodowym... Piękny moment, jeden z najpiękniejszych w życiu. Będę miał co opowiadać dzieciom - mówi o sytuacji z 70 minuty, kiedy po dośrodkowaniu Ludovica Obraniaka z rzutu rożnego wpakował piłkę do bramki Joe Harta.
Dach obudził... sportową złość
Był to drugi gol Glika w reprezentacji. - Dwójka chyba jest dla mnie szczęśliwa. W polskiej lidze mam dwa gole, w poprzednim sezonie strzeliłem dwa dla Torino, teraz drugiego w kadrze, choć tego pierwszego - w debiucie z Tajlandią - nie można traktować zbyt poważnie. Dopiero bramka zdobyta dziś ma prawdziwą wartość - mówi środowy bohater suchego Stadionu Narodowego.
Glik twierdzi, że fakt przełożenia meczu z wtorku na środę nie wpłynął demobilizująco na niego oraz jego kolegów. Raczej odwrotnie. - Wywołał taką zdrową sportową złość. Przełożenie spotkania nie było przecież naszą winą - przypomina.
Ani jednego złego słowa
Obrońca włoskiego Torino przyznaje jednak, że we wtorek długo nie mógł zmrużyć oka. - Zeszło mi do trzeciej w nocy. Ale stanęliśmy na wysokości zadania. W ciężkich momentach pokazaliśmy, że stanowimy zespół, że potrafimy się sprężyć, że trudności nas mobilizują - ocenia. Jego zdaniem remis z Anglikami to nie efekt słabej gry rywali, ale naszego "zaskoczenia na plus". - Zagraliśmy bardzo dobry mecz, nie pozwoliliśmy im się rozpędzić. Nasza postawa napawa optymizmem. Dziś nie można powiedzieć o nas złego słowa - zaznacza.
Do euforii Glikowi jednak daleko. Pewniakiem w kadrze po strzelonej bramce się nie czuje. - Trzymam się zasady, że droga do reprezentacji wiedzie przez grę w klubie. Na tym się skupiam. A występy w Serie A to naprawdę dobra szkoła życia, zwłaszcza dla obrońcy - tłumaczy.
Autor: ŁOs / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Leszek Szymański