Gdyby mistrzem świata w piłce nożnej została Argentyna z wyborem jej najlepszego zawodnika nie miałbym problemów. Tak samo jak w przypadku zwycięstwa Holandii czy Brazylii. Lionel Messi, Arjen Robben oraz Neymar bowiem liderowali swoim drużynom w sposób bezdyskusyjny i bez ich aktywnego uczestnictwa w meczach awansu do półfinałów pewnie by nie było. Ale już w reprezentacji Niemiec wskazać takiego bezwzględnie najlepszego piłkarza nie sposób.
Odpowiedzialność za grę nie spoczywała tu nigdy na barkach jednego zawodnika. Nikt się też od niej nie uchylał, nawet bramkarz Manuel Neuer.
Nikt się nie uchylał
To, że kapitańską opaskę nosił Philipp Lahm nie znaczyło, że pozostałych z roli dowodzenia drużyną ktoś zwolnił. Każdy chciał pomóc, każdy chciał się przydać, dołożyć swoją cegiełkę do końcowego sukcesu. A perfekcyjna organizacja gry i podział boiskowych zadań, za którymi stał selekcjoner Joachim Loew, powodowały, że wszyscy mogli się tu czuć ważni i dowartościowani. Triumfowała więc w Brazylii, pozbawiona gwiazdorskich popisów, najwyższej jakości gra zespołowa.
Arsenal może się chwalić
Szukając w finale mundialu akcentów rodem z angielskiej Premier League nie sposób nie zauważyć wkładu w końcowe zwycięstwo Niemców piłkarzy występujących na co dzień na Wyspach. W niedzielę nie był on aż tak znaczący, ale rezerwowy Andre Schuerrle z Chelsea, przy zwycięskim golu Mario Goetze, zaliczył naprawdę efektowną asystę.
Za to aż trzema mistrzami w klubowej kadrze może się od wczoraj chwalić Arsenal (więcej na ich tylko Bayern Monachium i Borussia Dortmund), ale niemieckich „Kanonierów” w meczu z Argentyną, w podstawowym składzie, reprezentował tylko Mesut Oezil. Tym razem, dla odmiany, bardzo pracowity, ale w akcjach pod bramką rywali bez charakterystycznego dla niego błysku.
W końcówce dogrywki Oezila zastąpił jego klubowy kolega Per Mertesacker, który nie grał od początku, bo trener Loew - co zrozumiałe - obawiał się, że jego "wieżowiec" z "Pchełką", czyli filigranowym Messim może sobie nie poradzić. Trzeci z "Kanonierów", Łukasz Podolski finał z Argentyną oglądał z ławki rezerwowych.
Webb na ławie
W rezerwie trzymała też FIFA angielskiego sędziego Howarda Webba. Chwalony powszechnie za pracę w meczach Wybrzeża Kości Słoniowej z Kolumbią oraz Brazylii z Chile policjant z Rotherham nie dostąpił jednak zaszczytu prowadzenia drugiego finału mistrzostw świata z rzędu.
Cztery lata temu w RPA nie bał się w spotkaniu o złoto wyrzucić z boiska Holendra Nigela de Jonga i pewnie Argentyńczyk Sergio Aguero (za uderzenie łokciem w głowę Sebastiana Schweinsteigera) też czerwoną kartkę w niedzielę od Webba by dostał. Finał Niemcy - Argentyna gwizdał jednak Włoch Nicola Rizzoli, bo gdyby FIFA postawiła znów na Webba, to kibice mogliby odnieść wrażenie, że oprócz Anglika sędziować najtrudniejszych meczów nikt na świecie nie umie, a tego Sepp Blatter z pewnością wolał uniknąć.
Beckham zamiast Linekera
W trakcie transmisji meczu Niemcy - Argentyna realizator kilka razy wyszukał na trybunach byłego kapitana reprezentacji Anglii, Davida Beckhama. Choć piłkarskie buty zawiesił "Becks" na kołku już dość dawno, to jego gwiazda - jak widać - wciąż nie gaśnie.
Wydaje się jednak, że przy okazji finału MŚ w udziałem reprezentacji Niemiec, lepszym pomysłem byłoby pokazanie na trybunach pracującego w Brazylii dla stacji BBC innego byłego reprezentanta Anglii, Gary’ego Linekera. I to wcale nie dlatego, że zdobył dla Wyspiarzy więcej goli niż Beckham. Bo to przecież Lineker, a nie nikt inny, powiedział, że piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy.
Autor: RAFAŁ NAHORNY (Canal+Sport, nc+)
Źródło zdjęcia głównego: nc+