Wtorek, 7 grudnia 89-letnia kobieta przykuta do łóżka umierała w domu w czasie, gdy jej syn, który się nią na co dzień opiekował, leżał w szpitalu po wypadku. Przez cały ten czas policja wiedziała, że kobieta jest bez opieki, a personel szpitala uspokajał jej syna, że wszystko jest w porządku.
Do Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie pana Zbigniewa Sekulara przywiozła karetka. Na przejściu dla pieszych, niedaleko domu potrącił go samochód.
- Ja tylko pamiętam z 4. listopada ten urywek, jak zdzierano ze mnie ubranie i powiedziałem, że moja matka jest pozbawiona opieki - opowiada.
Tego samego dnia szpital po zapoznaniu się z sytuacją rodzinną pacjenta poinformował o wszystkim policję.
- Policjanci przyjęli zgłoszenie, byli w naszym szpitalu, pytali pacjenta o matkę. Pytali też o sytuację lekarza prowadzącego i na tej podstawie mieli podjąć wszystkie inne, niezbędne czynności - mówi Beata Mastalerz, rzecznik szpitala
Wszyscy wiedzieli, nikt nic nie robił
Martwą matkę pana Zbigniewa po 19 dniach od wypadku jej syna znaleźli w mieszkaniu policjanci i brat kobiety.
- Przeczuwałem, bo dzwoniłem, a nikt się nie odzywał - mówi Sławomir Kosakowski, wuj pana Zbigniewa. O interwencję policji zaniepokojony poprosił dopiero wtedy, kiedy sam wyszedł ze szpitala. O wypadku siostrzeńca nic wcześniej nie wiedział.
Przez cały czas pobytu w szpitalu pan Zbigniew dopytywał, co dzieje się z matką, której był jedynym opiekunem.
- Wielokrotnie prosiłem wszystkich, których tam napotkałem na intensywnej terapii. Zapewniano mnie o jednym, że opieka społeczna się matką zajęła, że są poinformowani - mówi mężczyzna.
Rzecznik szpitala potwierdza, że pracownicy pacjenta uspokajali. Nie wiadomo jednak, czy mieli jakąkolwiek podstawę ku temu.
- Nie sprawdzaliśmy. Uznaliśmy, że policja, jako organ zaufania publicznego dopełni wszystkich niezbędnych czynności - mówi Beata Mastalerz.
Prokuratura znajdzie winnych?
W dniu wypadku, w szpitalu czerniakowskim policjanci z komendy Mokotów pojawili się dwukrotnie. Trzecia potwierdzona interwencja była prawie trzy tygodnie później - wtedy, kiedy w domu pana Zbigniewa znaleziono zwłoki matki. Czy ktokolwiek tam w tym czasie zaglądał? - Tego nie wiadomo. Policja o szczegółach mówić nie chce, bo jak twierdzi - nie może.
Sprawą od blisko dwóch tygodni zajmuje się prokuratura, która zabezpieczyła materiały do śledztwa i zamierza przesłuchać policjantów, którzy mieli kontakt z całą sytuacją. Sekcja zwłok ma wyjaśnić dokładne przyczyny śmierci kobiety.