Oscary rzadko są okazją do manifestowania poglądów politycznych. Z tradycji wyłamał się niepokorny jak zawsze Jared Leto, nagrodzony za drugoplanową rolę w "Witaj w klubie". W swoim przemówieniu odniósł się do wydarzeń na Ukrainie i Wenezueli mówiąc, że Hollywood myśli o mieszkańcach tych krajów.
"Dla wszystkich marzycieli... na Ukrainie i w Wenezueli, myślimy dzisiaj o was" - powiedział Leto odbierając Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Swoją nagrodę zadedykował wszystkim, którzy "kiedykolwiek czuli niesprawiedliwość z powodu tego, kim są i kogo kochają".
Za jego słowa podziękował na swoim profilu na Facebooku Euromajdan. "Dziękujemy Jaredowi Leto za zwrócenie uwagi na Ukrainę podczas gali rozdania nagród. Tym samym zabronił on transmisji ceremonii w Rosji" - napisano.
Rosyjska telewizja Oscarów nie pokaże
Faktycznie, rosyjska telewizja państwowa, która zazwyczaj pokazuje Oscary na żywo, w tym roku nie zdecydowała się na transmisję gali. Jak tłumaczyła redakcja, to dlatego, by móc pokazać wydarzenia na Ukrainie. W rzeczywistości jednak chodziło o unikanie pokazywania deklaracji takich jak ta, którą wygłosił Leto.
Aktor tak tłumaczył swoje słowa: "Mamy za kilka tygodni koncert na Ukrainie. Za kilka tygodni - w Tajlandii. Mieliśmy koncert w Wenezueli. Ten świat na nas wpływa. To ważne, by mówić o takich rzeczach". Leto oprócz tego, że jest aktorem, przede wszystkim pracuje jako muzyk - Ukrainę zamierza odwiedzić ze swoim zespołem 30 Seconds to Mars.
Autor: /jk / Źródło: tvn24.pl