Gorzej być nie mogło. Lider Washington Wizards John Wall w tym sezonie prawdopodobnie już nie zagra. Czwartkowe badania wykazały pięć złamań w lewej ręce rozgrywającego. To ogromny cios dla drużyny, która w tegorocznych play-offach gra wybornie.
Już w drugiej kwarcie pierwszego meczu serii z Atlanta Hawks Wall doznał kontuzji nadgarstka, gdy po jednym z wejść pod kosz spadł na lewą rękę. Pomimo dużego bólu dograł to starcie do końca. Zdobył 18 punktów i zaliczył 13 asyst, czym walnie przyczynił się do zwycięstwa swojej ekipy.
Twardy jak Wall
W drugim spotkaniu już nie zagrał - wyszedł co prawda na rozgrzewkę, ale ból i opuchlizna nie pozwoliły mu pomóc kolegom. Bez Walla Jastrzębie bez większych problemów wygrały w środę i wyrównały stan serii na 1:1.
- Jeszcze nie spotkałem tak twardego koszykarza jak John, więc gdy powiedział, że nie może grać, to od razu wiedziałem, iż jest to coś poważnego - stwierdził trener Wizards Randy Wittman.
Czwartkowe badania wykazały aż pięć złamań bez przemieszczenia w okolicach nadgarstka lewej ręki. Pomimo tak dotkliwego urazu ekipa Czarodziejów nie zdecydowała się ogłosić zakończenia sezonu Walla i wciąż łudzi się, że ich lider pomoże im w tych play-offach.
Większa presja
Nic dziwnego, bo z nim w składzie Wizards nie przegrali - oprócz zwycięstwa z Hawks, w pierwszej rundzie z zaskakującą łatwością pokonali wyżej rozstawiony zespół Toronto Raptors 4:0. Pod nieobecność szybkiego pointa guarda większy ciężar gry spadnie na pozostałych graczy pierwszej piątki, w tym na Marcina Gortata.
Polak jest trzecim najlepiej zarabiającym zawodnikiem Wizards, po Wallu i Nene, więc pewnie fani i właściciele drużyny ze stolicy USA uważają, że jest to doskonały moment by pokazał, iż jest wart zainwestowanych w niego ogromnych pieniędzy (ma dostać 60 mln dolarów w pięć lat). Z większą presją będzie musiał też sobie radzić Brazylijczyk. Jak na razie Nene zawodzi na całej linii - w dwóch spotkaniach z Hawks zdobył dwa punkty i ani razu nie trafił z gry.
Plusem jest, że kolejne dwa spotkania Czarodzieje rozegrają na swoim parkiecie - pierwszy z nich już w nocy z piątku na sobotę polskiego czasu. W finale Konferencji Wschodniej zagra drużyna, która jako pierwsza wygra cztery mecze.
Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: sport.tvn24.pl