|

Lekarz odmówił Oli medycznej marihuany, matka pozwała szpital

Ola chorowała na padaczkę
Ola chorowała na padaczkę
Źródło: Archiwum prywatne

Jej maleńkie ciało znosiło czasem kilkadziesiąt ataków padaczki w ciągu dnia. Walczyła cztery lata. - Ostatni atak przyszedł dziewięć lat temu, uderzył w pień mózgu. Ola przesłała samodzielnie oddychać. Pięć dni jej ciało umierało w szpitalu, nie wytrzymało cierpienia - mówi matka dziewczynki. Paulina pozwała warszawski szpital, który odmówił jej córce wystawienia recepty na leczenie medyczną marihuaną, przez co, zdaniem kobiety, naraził dziecko na jeszcze większe cierpienie. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

2013 rok. Paulina i jej mama biegną do pokoju Oli. Dziewczynka ma atak padaczki, kolejny już tego dnia. Jedna z nich chwyta koncentrator tlenu, bo bez niego dziewczynka mogłaby się udusić.

W domu jest też trzyletnia siostra dziewczynki - Julia. Ciocia próbuje ją zatrzymać, nie pozwala, aby patrzyła na to, co się dzieje. Ona jednak się wymyka. - Siada w kąciku, bierze swoją ulubioną zabawkę i patrzy, jak w domu odbywa się dramat - wspomina Paulina.

Mama chorej Oli w sierpniu 2018 roku pozwała Instytut "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" w procesie cywilnym. W pozwie wskazała, że chodzi o naruszenie dóbr osobistych. Pracujący tam lekarz odmówił dziewczynce leczenia medyczną marihuaną. - My nigdy nie mówiliśmy, że medyczna marihuana uratuje Oli życie, ale jej życie w ostatnich miesiącach być może mogło wyglądać inaczej - usłyszeliśmy w środę w sądzie.

Szpital nie zgadza się z zarzutami Pauliny.

Receptę ostatecznie udało się zdobyć w innej placówce. Ola zmarła miesiąc przed dotarciem leku do Polski - w maju 2016 roku.

Proces trwał pięć lat. Wyrok w tej sprawie zapadł w środę. Matkę od początku procesu wspierali przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ponieważ ich zdaniem "sprawa ma charakter precedensowy".

W Polsce medyczna marihuana jest legalna od 1 listopada 2017 roku, a na receptę można ją kupić od 17 stycznia 2019.

"Może konopie?"

Ola urodziła się w czerwcu 2012 roku. Ważyła dwa kilogramy i 100 gramów. - Była dzieckiem, które normalnie jadło, spało. Byłam przekonana, że jest zdrowe - opowiada Paulina.

Pierwszy atak padaczki dziewczynka miała w szóstym tygodniu życia. Trafiła do szpitala. - Wtedy zaczęła się rosyjska ruletka z lekami. Kombinacja lekarstw, jeżdżenie od lekarza do lekarza. Jako rodzice zjeździliśmy całą Polskę, szukaliśmy pomocy za granicą. Niestety stan Oli nie poprawiał się, a z czasem był coraz gorszy - wspomina Paulina.

Dziecko miało nawet kilkadziesiąt napadów epileptycznych dziennie.

- Całe życie było podporządkowane Oli. Podczas ataków dusiła się, drgało jej całe ciało, siniały usta i buzia wokół. Próbowałam sama wstrzymać oddech, tak jak córka, a później płakałam, myśląc: Boże, jak to moje dziecko cierpi, a ja nie mogę jej pomóc - wspomina Paulina.

I ubolewa, że starsza o zaledwie dwa latka siostra Oli na wszystko patrzyła.

Ola zmarła w wieku czterech lat
Ola zmarła w wieku czterech lat
Źródło: Archiwum prywatne

- Chciałam wykorzystać wszystkie możliwe formy leczenia. W Niemczech od jednego z lekarzy po raz pierwszy usłyszałam: "może konopie?" Wtedy w Polsce pojawiały się przebłyski informacji na ten temat - opowiada Paulina.

Preparat zawierający tak zwaną medyczną marihuanę (a dokładnie - kannabinoid CBD) zamówiła w Holandii. Podawała go córce pod okiem neurologa.

Czy taka terapia pomogła? Według matki dziewczynki tak. - Ola zaczęła lepiej spać, a wcześniej potrafiła nie zmrużyć oka przez trzy doby, krzycząc przy tym bardzo, bardzo, bardzo mocno - wspomina Paulina.

Wyjaśnia, że to napięcie w ciele, które miała córka, powodowało bardzo silny ból. - To tak, jak my byśmy non stop uprawiali jakiś sport - to taki wysiłek dla organizmu - opisuje. A według niej, konopie powodowały, że Ola była bardziej rozluźniona, mniej ją bolało.

- Odmawianie chorym dzieciom podawania CBD, co może im pomóc, jest dla mnie po prostu niehumanitarne - ocenia Paulina. 

31.08.2018 | Matka zmarłej czterolatki pozywa szpital. Odmówiono medycznej marihuany
Matka zmarłej czterolatki pozywa szpital. Odmówiono medycznej marihuany (materiał archiwalny z sierpnia 2018 roku)
Źródło: Marek Nowicki | Fakty TVN

Lekarz nie zdążył wystawić recepty

W 2014 roku, kiedy Ola skończyła już dwa latka, Paulina dowiedziała się, że w jednej z placówek medycznych w Warszawie pracuje lekarz, który prowadzi terapię z wykorzystaniem silniejszych preparatów, zawierających nie tylko CBD, ale i THC - substancję o właściwościach psychoaktywnych, która - jak czytamy w komunikacie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który otrzymaliśmy tuż przed rozpoczęciem batalii sądowej - "w odpowiednich dawkach może wywoływać skutki lecznicze".

- Jeżeli wiem, że coś może pomóc chociaż jednej czy dwóm osobom, to ja to zdobędę. Nawet gdyby to było "g... w złotym papierku", to też bym to dziecku podała, bo wiedziałabym, że pomoże - podkreśla Paulina.

"Jednakże zanim lekarz zdążył wystawić zapotrzebowanie, został odsunięty przez szpital od leczenia pacjentów chorych na padaczkę, a następnie zwolniony, jak później zostało ustalone w postępowaniu przed sądem pracy, bezprawnie" - informuje w komunikacie Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

W 2015 roku wspomniany lekarz zalecił stosowanie u Oli preparatów Bediol i Bedica zawierających THC, które nie były zarejestrowane do obrotu w Polsce i musiały być sprowadzane z Holandii w ramach procedury importu docelowego, która wymagała wystawienia przez lekarza tak zwanego zapotrzebowania na lek i zgody Ministra Zdrowia.

15.09.2016 | Spór o medyczną marihuanę. Bachański: przynosi znacznie więcej korzyści niż szkody
Spór o medyczną marihuanę. Bachański: przynosi znacznie więcej korzyści niż szkody (materiał archiwalny z września 2016 roku)
Źródło: Jolanta Pieńkowska | TVN24 BiS

"Nowy lekarz odmówił stosowania wobec córki powódki leczenia z wykorzystaniem leków Bediol i Bedica, oświadczając, że szpital w ogóle takiej terapii nie prowadzi pomimo tego, że wobec innych pacjentów takie leczenie prowadzono" - dodają przedstawiciele fundacji.

Dzięki nim wiemy, czego dotyczył pozew. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.

- Odmówiono leczenia dziecku w bardzo ciężkim stanie. Kiedy walczymy o życie pacjenta, powinno się zastosować wszystkie możliwe metody, które świat uznaje za zasadne. W Polsce wtedy się tego nie robiło - komentuje Paulina.

"Jej ciałko nie wytrzymało cierpienia"

Paulinie ostatecznie udało się zdobyć receptę - pomogli w tym lekarze z innej placówki.

- W grudniu otrzymałam receptę. Jednak procedura trwała tak długo, że dopiero z końcem czerwca miałam odebrać lek z apteki we Wrocławiu. Pół roku załatwiania leku dla dziecka, które tego tak bardzo wymagało. Bezduszna procedura - mówi matka dziewczynki.

Ola nie doczekała się wdrożenia terapii. Zmarła wskutek silnego ataku padaczki.

- Ostatni atak, który przyszedł w maju, dokładnie 2 maja dziewięć lat temu, uderzył w pień mózgu. W ośrodek odpowiedzialny za oddech. W tym momencie Ola przesłała samodzielnie oddychać. Później jeszcze przez pięć dni jej ciało umierało w szpitalu. Jej ciałko nie wytrzymało cierpienia - wspomina jej mama.

- Czy byłoby lepiej po wdrożeniu leczenia? Nie wiem tego na pewno. Natomiast widzę po innych dzieciach, które korzystają z takiego leczenia do dzisiaj, że tym dzieciom jest lepiej. Te dzieci są, dają radość rodzicom, a oni nie wyobrażają sobie bez nich życia. Ale wielu pacjentów, tak jak moja Ola, nie doczekało się tego leku. Bo procedury - dodaje.

Ola chorowała na padaczkę
Ola chorowała na padaczkę
Źródło: Archiwum prywatne

Pozwała lekarza i szpital

Paulina postanowiła skonfrontować swoje racje w procesie cywilnym. W sądzie wspierała ją Helsińska Fundacja Praw Człowieka, według której sprawa ma charakter precedensowy.

"Zdaniem fundacji, odmowa leczenia, motywowana niejasnymi i nieprzekonującymi argumentami, z wykorzystaniem potencjalnie skutecznych środków farmakologicznych, stanowi także naruszenie prawa do ochrony życia i zdrowia" - tłumaczyli jeszcze przed rozpoczęciem procesu przedstawiciele fundacji w komunikacie prasowym.

- Prawnik powiedział mi, że to jest taka sprawa, że nawet jeżeli się ją przegra, to warto było przez to przejść dla samej idei - mówi Paulina.

- W Polsce rodzice rzadko walczą o swoje racje. Dlaczego? Bo jak mają dziecko niepełnosprawne, to są zajęci walką o jego zdrowie, a nierzadko życie. Ja do sądu poszłam, bo wtedy miałam czas, bo Olci już nie było. Głęboko wierzę, że lekarze otrzymają delikatnego pstryczka moralnego, zastanowią się i nie popełnią tego samego, według mnie, błędu - dodaje.

Co Paulina zarzuca lekarzom? O tym w komunikacie prasowym informuje Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

"W pozwie kobieta wskazuje, że szpital i lekarz naruszyli jej dobra osobiste w postaci prawa do utrzymywania i kontynuowania więzi rodzinnej i emocjonalnej z córką. Bezpodstawna odmowa prowadzenia skutecznej terapii wobec córki wywoływała u kobiety poważne cierpienie psychiczne, które pogłębiło się po śmierci dziecka. Terapia, której odmówiono córce powódki, mogła doprowadzić do spadku liczby ataków. Wskazują na to dotychczasowe efekty leczenia z wykorzystaniem marihuany medycznej innych pacjentów, jak również poprawa stanu zdrowia córki powódki po rozpoczęciu podawania jej preparatów z CBD" - napisali przedstawiciele fundacji.

"To z kolei umożliwiłoby kobiecie utrzymywanie pełniejszego kontaktu z córką oraz uchroniło od konieczności obserwowania jej cierpień. Odmowa leczenia z wykorzystaniem leków Bediol i Bedica była przy tym niezgodna ze wskazaniami aktualnej wiedzy medycznej, a tym samym bezprawna z uwagi na sprzeczność z przepisami ustawy o prawach pacjenta" - dodali.

W pozwie, jak czytamy w komunikacie HFPC, Paulina wskazała także, że doszło do "naruszenia prawa jej córki do umierania i godności". Jako zadośćuczynienie żądała 150 tysięcy złotych na cel społeczny - fundację zajmującą się promowaniem leczenia medyczną marihuaną, którą założyła po śmierci córki.

Tajemnica lekarska

Szpital nie zgadza się z zarzutami. "Ponieważ rozpoznanie sprawy odbywa się przy drzwiach zamkniętych, a rozpowszechnianie publiczne wiadomości z rozprawy prowadzonej z wyłączeniem jawności podlega karze (art. 241 § 2 k.k.), nie możemy udzielać szczegółowych informacji na temat przebiegu postępowania" - odpowiedziała nam w mailu jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Katarzyna Gardzińska, rzeczniczka prasowa Instytutu "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka".

"Możemy jedynie przekazać, że IPCZD nie zgadza się z roszczeniem powódki i wnosi o oddalenie powództwa w całości. Ponadto pragniemy wskazać, że IPCZD nie został upoważniony do wypowiadania się w sprawie procesu leczenia pacjenta, który jest objęty tajemnicą lekarską. Tym samym ewentualne precyzyjne komentarze ze strony IPCZD na temat samego leczenia pacjenta będą możliwe, o ile osoby upoważnione wyrażą zgodę na przekazanie przez IPCZD informacji w tej sprawie" - dodała.

Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami

Pierwsza rozprawa odbyła się w marcu 2020 roku, tuż po wybuchu pandemii COVID-19. Przez pięć lat odbyły się trzy rozprawy, na których przesłuchano czterech świadków, między innymi na ostatniej rozprawie biegłego. Co powiedzieli? Tego z uwagi na utajnienie procesu nie możemy napisać.

Dlaczego proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami?

- Na pierwszej rozprawie pełnomocnik pozwanych wniósł o wyłączenie jawności rozprawy - mówi nam Joanna Adamowicz z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.

Sąd na ten wniosek przystał. Pani Paulina na kolejnej rozprawie wnosiła o reasumpcję postanowienia. Bezskutecznie.

Wiemy jedynie, że w lipcu 2020 roku sąd dopuścił dowód z opinii lekarza neurologa. Dokument wpłynął w kwietniu 2023, jednak sąd poprosił o jego uzupełnienie. Opinia uzupełniająca trafiła do sądu z końcem lutego 2024. 

Co było w opinii? Tego również nie możemy zdradzić.

Wyrok i komentarze

Wyrok zapadł w środę w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga. Sędzia Ewa Harasimiuk oddaliła powództwo Pauliny. Sąd nie przyznał racji kobiecie.

Orzeczenie nie jest prawomocne. Nie udało nam się uzyskać w sądzie komentarza od przedstawicieli szpitala. Rzeczniczka poprosiła o maila.

Z kolei pełnomocnik mamy Oli - adwokat Michał Magdziak - powiedział: - Jest to rozstrzygnięcie, z którym się nie zgadzamy. Klientka na pewno rozważy złożenie apelacji. Musimy w pierwszej kolejności poznać pisemne uzasadnienie wyroku. Sąd dziś podzielił się swoimi spostrzeżeniami, natomiast ze względu na to, że została wyłączona jawność rozprawy, nie mogę ujawnić szczegółów na ten temat.

ADWOKAT_100
Jest to rozstrzygnięcie z którym się nie zgadzamy
Źródło: TVN24

Medyczna marihuana nie jest lekiem pierwszego wyboru, ale niektórzy bez niej cierpią straszny bój. Czym jest, komu się ją zaleca w terapii, czy jest refundowana? Czytaj rozmowę Igi Dziechciuchowicz z dr. Przemysławem Kapałą, internistą, specjalistą w leczeniu marihuaną medyczną.

Czytaj także: