Helikopter LPR o mało co się nie rozbił. "Pilot w ostatniej chwili zauważył druty"

Lapinski
Helikopter LPR o mało co się nie rozbił. "Pilot w ostatniej chwili zauważył druty"
Źródło: Dariusz Łapiński/Fakty TVN

Na pokładzie śmigłowca LPR-u nie było żadnego pacjenta - byli pilot, lekarz i ratownik. Podczas startu pilot nie zauważył linii średniego napięcia i gwałtownym manewrem ominął ją dosłownie w ostatniej chwili. Na nagraniach widać, jak blisko było do katastrofy.

W lotnictwie zawsze istnieje ryzyko, że coś może pójść nie tak, jak powinno. Oto przykład - prosty start śmigłowca LPR, który o mało nie skończył się tragedią. - Pilot w ostatniej chwili zauważył druty, które były w poprzek, które ominął. Ten manewr wygląda dosyć nieskoordynowanie, wręcz niebezpiecznie, ale był jedyną formą ucieczki - wyjaśnia Dominik Punda, pilot liniowy, instruktor lotnictwa i ekspert lotniczy. 

Pilotowi udało się wyjść z opresji cało. Nie ucierpiał ani śmigłowiec, ani jego załoga. Były jednak błędy, które o mało nie doprowadziły do tragedii. 

- Nie powinien wykonywać startu płaskiego na wprost, nie znając i nie mając pełnej informacji na temat potencjalnych przeszkód - ocenia Bartłomiej Florczak, zastępca dyrektora do spraw szkoleniowych Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. 

W sytuacji, gdy przy starcie pilot nie jest pewien, że ma wolną drogę odejścia, powinien wzbić się pionowo. Taki start bardziej obciąża silniki, ale w sytuacji, gdy nie ma pewności, że są w pobliżu przeszkody, jest bezpieczniejszy. Pilot wybrał inny wariant. 

- Ryzyka w stu procentach nie da się wyeliminować. Ryzyko pojawia się tam, gdzie jest człowiek - podkreśla prof. Robert Gałązkowski, były dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.  

LPR Bartosz Miazgowski 
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe pokazało, co widzi załoga śmigłowca, gdy jest oślepiana laserem
Źródło: Bartosz Miazgowski/Lotnicze Pogotowie Ratunkowe

Pilot popełnił kolejny błąd: nie wylądował od razu po ryzykownym manewrze

Kolejnym błędem było to, że po ryzykownym manewrze pilot od razu nie wylądował. - Po to, żeby zweryfikować stan techniczny śmigłowca, ponieważ miał świadomość przekroczenia parametrów eksploatacyjnych śmigłowca - wyjaśnia Bartłomiej Florczak.

Automatycznie włączył się sygnał ostrzegawczy, ale pilot kontynuował kilkunastominutowy lot do bazy w Lublinie. Udało mu się dolecieć, a śmigłowiec poddano testom. Okazało się, że mimo przeciążeń nie został uszkodzony. Maszyna może latać, ale pilot został zawieszony. 

- To jest młody, bardzo zaangażowany pilot, który przez lata pracował też na symulatorze. Ja patrzę na to trochę tak, że ewidentnie trzeba mu dać szansę - uważa prof. Robert Gałązkowski.

Pilot ma przejść dodatkowe testy i szkolenia. - Będzie dotyczyło to odświeżenia pewnego zakresu informacji, wiadomości, ze znajomości procedur i stosowania tych procedur. Na pewno będzie pewien pakiet lotów operacyjnych pod nadzorem doświadczonego dowódcy - informuje Bartłomiej Florczak.

Czytaj także: