Premium

O awans i wolność, z umową jądrową w tle. Iran zagra z USA w najbardziej politycznym meczu mundialu

Zdjęcie: Getty Images

"Iran: 2 - Anglia, Izrael, Arabia Saudyjska, miejscowi i zagraniczni zdrajcy: 6" - tak brzmiał nagłówek ultrakonserwatywnej irańskiej gazety "Kayhan" po przegranym meczu reprezentacji z Anglią. Winnymi porażki uznano tam nie piłkarzy, a protestujących przeciwko władzy. Ale zawodnikom też się dostało za demonstracyjne nieodśpiewanie hymnu przed meczem. A przecież największa piłkarska batalia dopiero przed Irańczykami. Dziś wieczorem w ostatniej kolejce fazy grupowej mundialu zagrają z USA. O awans i honor. Albo w odwrotnej kolejności.

- Powiedzieli mi, że najlepszy sposób na walkę z komunistami to gra w ping-ponga. Byliśmy pierwszymi Amerykanami w Chinach od jakiegoś miliona lat. Podobno światowy pokój był w naszych rękach - wspomina siedzący na ławeczce Forrest Gump. Filmowa scena, w której Tom Hanks niczym w transie odbija pingpongowe piłeczki, zawiera znacznie więcej niż ziarnko prawdy.

W 1971 roku grupa amerykańskich pingpongistów przyleciała do Pekinu rozegrać kilka sparingowych meczów z chińskimi zawodnikami. Charakterystyczny dźwięk plastikowej piłeczki odbił się echem w amerykańskiej historii, bo przyjezdni byli pierwszą oficjalną delegacją z USA w maoistowskich Chinach.

Pozornie niezobowiązująca wizyta tenisistów stołowych przetarła szlak dla prezydenta Richarda Nixona i z miejsca trafiła do podręczników dyplomacji. Oto bowiem sport stał się pretekstem do politycznego zbliżenia. Otworzył drzwi zamknięte przez ponad dwie dekady. Może to nie milion lat, ale wciąż całkiem sporo czasu.

Po kolejnych 27 latach sport znów trafił w tryby amerykańskiej polityki. Tym razem nie ping-pong, a piłka nożna. Nie Chiny, a Iran.

Relacje między Waszyngtonem a Teheranem były na zmianę złe i bardzo złe od rewolucji islamskiej. Przyczyniły się do tego obalenie prozachodniego szacha i kryzys zakładników, podczas którego przez 444 dni w ambasadzie amerykańskiej w stolicy Iranu przetrzymywano 52 dyplomatów i żołnierzy.

Nowe irańskie władze regularnie oskarżały Amerykanów o wtrącanie się w ich sprawy wewnętrzne. Do tego doszło amerykańskie wsparcie dla Iraku w wojnie z Iranem. Ajatollah Chomeini, wówczas najwyższy przywódca Iranu, nazwał USA "Wielkim Szatanem".

I wtedy, rękoma przewodniczącego FIFA Seppa Blattera, los skojarzył Stany Zjednoczone i Iran w jednej grupie piłkarskich mistrzostw świata we Francji w 1998 roku.

Sepp Blatter
Sepp BlatterGetty Images

"Bin Laden mógł nas wysadzić"

- Kontaktowały się ze mną osoby, które straciły bliskich w wojnie irańsko-irackiej. Matki, ojcowie dzwonili i mówili, że ten mecz jest dla nich naprawdę ważny. Że musimy go dla nich wygrać - mówił po latach obrońca Mohammad Chakpour w poświęconym temu spotkaniu dokumencie Dariusa Bazargana.

- Przez pół roku słyszeliśmy, że to najważniejszy mecz w naszej historii. Mówiło się, że to "mecz stulecia" - wtórował mu ówczesny trener reprezentacji Dżalal Talebi.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam