Proces karny, który trwa przed stołecznym sądem, odsłania kulisy walki o zachowanie kontroli nad Bankiem Pekao przez środowisko polityczne ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Po tym, gdy na sali sądowej kilkukrotnie padło nazwisko ministra sprawiedliwości oraz jego brata, sędzia nagle zarządziła przerwę, a po niej utajniła rozprawę, która do tego momentu odbywała się jawnie.
Dziennikarze i politycy wielokrotnie zwracali uwagę, że polityczne środowisko Zbigniewa Ziobry i on sam mogli nieraz wykorzystywać podległe sobie instytucje, na czele z prokuraturą, do realizacji politycznych, a czasem prywatnych celów. Przykłady można mnożyć:
- sprawa śledztwa i procesu przeciwko lekarzom, którzy zajmowali się ojcem Zbigniewa Ziobry,
- sprawa Mariki, kobiety skazanej za próbę wyrwania innej kobiecie tęczowej torby,
- sprawy zmiany prawa i umorzenia śledztwa przeciwko Danielowi Obajtkowi,
- sprawa odmowy wszczęcia śledztwa w sprawie spółki Srebrna,
- sprawa śledztwa przeciwko Jakubowi Karnowskiemu, byłemu prezesowi PKP.
Sprawa, którą opisujemy poniżej, to kolejny możliwy przykład takiego działania.
Anonim
Na początku był anonim adresowany do rąk własnych ówczesnego prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego (dziś sędziego Trybunału Konstytucyjnego), który na jego biurko trafił 22 czerwca 2020 roku.
Już tydzień później w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie rozpoczęło się śledztwo. Przez kolejne dwa lata w jego prowadzenie angażowało się trzech prokuratorów, którzy do pomocy zatrudniali wieloosobowe policyjne ekipy i zlecali kosztowne ekspertyzy.
Tydzień później anonim o podobnej treści został wysłany także do Komisji Nadzoru Finansowego. Jednak tu, w przeciwieństwie do prokuratury, postępowania nawet nie rozpoczęto. Treść anonimu sprawdzono, by następnie odrzucić ją jako pomówienia bez pokrycia w faktach.
Autorzy anonimu do Bogdana Święczkowskiego przedstawili się jako "długoletni pracownicy Banku Pekao S.A., związani z tą ważną instytucją niezależnie od zmian politycznych, właścicielskich czy personalnych". Dodawali, że ich pracy "przyświecają zasady etyki, moralności", a piszą, gdyż "właśnie usuwane są dowody przestępstw, działać więc należy szybko".
List wysłali w burzliwym okresie dla drugiego na krajowym rynku banku pod względem wartości aktywów (288 miliardów na koniec czerwca 2023 roku). Ten okres zaczął się osiem miesięcy wcześniej, gdy pod koniec listopada 2019 roku prezes Michał Krupiński niespodziewanie złożył rezygnację.
Koniec "złotego dziecka PiS-u"
Media zgodnie określały tego menadżera jako "złote dziecko PiS". Stanowisko wiceministra skarbu objął w wieku 25 lat (w 2006 roku, w czasie pierwszego rządu PiS), a do 42. roku życia zdążył wzbogacić swoje CV o stanowisko prezesa PZU, a następnie właśnie o stanowiska prezesa Banku Pekao odkupionego przez spółki z udziałem Skarbu Państwa od włoskiego UniCredit.
Od zawsze jednak najbliższy był środowisku Zbigniewa Ziobry, a wieloletnia przyjaźń łączyła go z rodzonym bratem ministra sprawiedliwości, Witoldem.
Gdy w 2017 roku Krupiński pojawił się w centrali banku, powierzył funkcję "doradcy do spraw cyberbezpieczeństwa" właśnie Witoldowi Ziobrze. Brat ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego natychmiast stał się "szarą eminencją", z zarobkami sięgającymi kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie, samochodem marki BMW do swojej dyspozycji. To on rekrutował wielu nowych pracowników banku, m.in. dyrektorów pionu bezpieczeństwa.
Krupińskiego najpierw zastąpił wieloletni pracownik banku Marek Lusztyn, który jednak w równie niejasnych okolicznościach jak Krupiński zrezygnował ledwie siedem miesięcy później.
Ostatnie aktywo
Branżowe media nie miały wątpliwości, że drugi polski bank kontroluje Zbigniew Ziobro ze swoim politycznym środowiskiem. "Bank Pekao, po repolonizacji w 2017 roku, trafił w nieformalną strefę wpływów Zbigniewa Ziobro" - to cytat z artykułu Business Insider Polska.
Jednak po "rezygnacji" Michała Krupińskiego oraz Marka Lusztyna ta kontrola stanęła pod znakiem zapytania.
"Dla partii Zbigniewa Ziobry bank ma niezwykle istotne znaczenie. Obecnie to ostatnie aktywo w rękach środowiska ministra sprawiedliwości, które jeszcze kilka lat temu kontrolowało PZU, Pekao i Alior Bank" - tak pisali w tamtym czasie dziennikarze branżowego "Pulsu Biznesu".
Anonim wylądował na biurku prokuratora Święczkowskiego, gdy od niemal dwóch miesięcy w banku rządził Leszek Skiba, w latach 2015-2020 wiceminister finansów, przez dziennikarzy wiązany z obozem premiera Mateusza Morawieckiego.
Jego pojawienie się w banku oznaczało, że "ostatnie aktywo" może całkowicie wymknąć się spod kontroli środowiska Zbigniewa Ziobry.
"Duże pakiety akcji"
1 lipca 2020 roku decyzję o wszczęciu śledztwa na podstawie informacji zawartych w anonimie podjął osobiście naczelnik pionu przestępczości gospodarczej Prokuratury Regionalnej w Warszawie prokurator Przemysław Baranowski.
Z napisanego później aktu oskarżenia wynika, że podstawą do wszczęcia śledztwa były materiały, które trafiły do prokuratury regionalnej "za pośrednictwem Prokuratury Krajowej", czyli właśnie m.in. anonim z biurka prok. Święczkowskiego.
Postępowanie trwało przez kolejnych szesnaście miesięcy. Trzech śledczych z prokuratury poszukiwało "grupy przestępczej", której działalność opisywali autorzy donosu.
Według nich nowy prezes banku Leszek Skiba zatrudnił doradczynię, która miała działać w grupie przestępczej. W skład tej grupy miał wchodzić również mąż doradczyni oraz dziennikarz specjalizujący się w tematyce bankowej.
"Doradczyni i dziennikarz pozostają w relacjach z grupami finansowymi, które dokonały manipulacji kursowej. (…) Grupy te nabyły duże pakiety akcji Pekao SA po kursie na poziomie 49 złotych. Pakiety te zostały sprzedane, kiedy kurs wynosił 58 złotych. Manipulacja kursem to najgorsze z możliwych przestępstw giełdowych. Dziennikarz już wcześniej poprzez wyłudzenie informacji i ich publikację brał udział w manipulacjach kursowych" - to fragment anonimu.
W jaki sposób doradczyni i dziennikarz mieliby, według autorów donosu, manipulować kursem akcji banku? Za pośrednictwem artykułu opublikowanego w połowie czerwca 2020 roku. Dziennikarz napisał w nim, kto wkrótce dołączy do zarządu kierowanego przez Leszka Skibę i jakie będą inne wewnętrzne awanse.
Autorzy anonimu utrzymywali, że zmiany personalne zostały dobrze odebrane przez rynek, bo awansowano fachowców i to wpłynęło na wzrost kursów.
Rozmawialiśmy zarówno z autorem artykułu, jak i redaktorem naczelnym gazety. Zdaniem redakcji artykuł, stanowiący podstawę prokuratorskich zarzutów, zawierał rzetelne, zweryfikowane i prawdziwe informacje, a jego publikacja realizowała ustawowe prawa i obowiązki prasy.
List do KNF
Podobny anonim trafił do Komisji Nadzoru Finansowego 1 lipca 2020 roku - czyli w dniu, w którym ruszyło śledztwo prokuratury.
"Zastrzegając anonimowość informuję o nieprawidłowościach, za które odpowiada osobiście p.o. prezesa PEKAO SA Leszek Skiba" - tak brzmią pierwsze słowa listu.
W tym wypadku autorzy anonimu (przyjmujemy, że to więcej niż jedna osoba, choć narracja dokumentu jest niekonsekwentna) znów opisują, że doradczyni prezesa Skiby przekazała "w sposób nieuprawniony informacje poufne do dziennikarza swojemu znajomemu", by zarobić następnie dzięki wzrostom kursu akcji banku.
Autorzy tym razem jednak dodali, że sprawa była badana przez departament bezpieczeństwa banku. "Prezes Skiba zablokował zawiadomienie organów, w tym Komisji Nadzoru Finansowego, gdyż boi się o autoryzację" - przekazano w liście.
Leszek Skiba był wtedy jedynie pełniącym obowiązki prezesa banku - zgodnie z prawem bankowym jego kandydaturę musiała jeszcze "autoryzować", po weryfikacji kompetencji, Komisja Nadzoru Finansowego.
KNF: rynek nie zareagował
W KNF sprawdzono informacje z anonimu. Powstał specjalny raport. "Wpływ przedmiotowego artykułu na kurs był niezauważalny, a notowania akcji (…) zmieniły się w sposób zbliżony do WIG20" - uznali kontrolerzy.
Ocenili też, że informacja opublikowana w artykule nie była informacją poufną, w obrocie akcjami nie występowały osoby, które mogły mieć wiedzę o planowanych zmianach personalnych w Banku Pekao ani też autor artykułu prasowego.
"Przedmiotowy artykuł nie zawierał nieprawdy (…) rynek nie zareagował na jego publikację, a notowania akcji nie cechowały się niestandardową zmiennością" - tak to ujęli w raporcie analitycy KNF.
Na tym Komisja zakończyła swoje działania, a Leszek Skiba otrzymał na początku 2021 roku "autoryzację" urzędu na stanowisko prezesa.
Ustalenia KNF nie miały jednak znaczenia dla prokuratury, która intensywnie prowadziła śledztwo. Było tak ważne, że zostało objęte bezpośrednim nadzorem Prokuratury Krajowej - co oznacza, że śledczy musieli na bieżąco raportować swoje postępy najwyższym przełożonym.
Trwało szesnaście miesięcy i zakończyło się skierowaniem do sądu aktu oskarżenia wobec doradczyni prezesa Skiby. Według prokuratora Michała Gołdy doradczyni dopuściła się przestępstwa z artykułu 266 paragraf 1 Kodeksu karnego.
Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu ujawnia lub wykorzystuje informację z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.Kodeks karny, artykuł 266 paragraf 1
W zarzutach nie ma jednak mowy o manipulowaniu kursem akcji banku. Według prokuratora Gołdy przestępstwo zarzucane doradczyni polegało na przekazaniu dziennikarzowi informacji o tym, kto konkretnie zostanie wiceprezesem w banku, dyrektorem audytu, a także m.in. programu obrad rady nadzorczej.
Doradczyni zarzucono również, że złamała artykuł 107 ustawy o ochronie danych osobowych w ten sposób, że od pracownika banku dostała CV przyszłego wiceprezesa w trakcie współtworzenia komunikatu o zmianach personalnych.
Doradczyni nie przyznała się do winy. Przed sądem walczy o pełne oczyszczenie z oskarżenia. Zaprzeczyła, by przekazała informacje dziennikarzowi.
Wskazała, że poznała go, umawiając osoby z banku na wywiad, ale była to płytka, zawodowa znajomość bez poufałych kontaktów. Twierdzi, że świadczą o tym SMS-y (zabezpieczone przez prokuraturę) związane z umawianiem przez nią wywiadu. Do dziennikarza zwraca się w nich, zachowując formę "panie redaktorze".
Co ciekawie, na etapie śledztwa żaden z trzech prowadzących je prokuratorów nie wezwał dziennikarza na przesłuchanie. Nie wiadomo, czy reporter będzie zeznawał w sądzie, nie ma go na liście świadków wezwanych przez prokuraturę. Nie ma go również na liście świadków obrony. Listy świadków, o których przesłuchanie wnioskuje obrona (m.in. Bogdan Święczkowski), sędzia nie rozpatrzyła od marca.
Prokurator nie wnosił o utajnienie procesu
Proces doradczyni rozpoczął się przed warszawskim sądem w maju tego roku. Dotąd odbyło się siedem rozpraw. Sędzią przewodniczącą w procesie jest Agnieszka Wróbel-Chabrzyk. W Sądzie Rejonowym dla miasta stołecznego Warszawy orzeka od niespełna dwóch lat. To jej pierwsze miejsce pracy po zdaniu egzaminu sędziowskiego w maju 2021 roku i rekomendowaniu jej na stanowisko asesora sądowego przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa w lipcu 2021 roku.
Od początku proces toczył się jawnie. Ani prokurator, ani oskarżona nie wnosili o utajnienie sprawy. O utajnienie procesu, na przykład ze względu na ryzyko ujawnienia tajemnicy bankowej, nie wnosił również pełnomocnik Banku Pekao. Choć bank ma w procesie status pokrzywdzonego, nie wsparł aktu oskarżenia, nie dołączył do sprawy jako oskarżyciel posiłkowy.
Niezwykły przebieg miała rozprawa, która odbyła się 13 czerwca. Na pytania oskarżonej oraz sądu odpowiadał wicedyrektor pionu bezpieczeństwa w banku z czasu, kiedy anonim wpłynął do prokuratury. Dziś świadek ten jest jedną z najważniejszych osób w Służbie Więziennej, odpowiadając m.in. za włączanie podsłuchów i inwigilację. W Banku Pekao pojawił się wraz z prezesem Michałem Krupińskim oraz bratem ministra sprawiedliwości Witoldem.
To właśnie ten świadek osobiście przygotował wewnętrzny raport bankowy, który w ślad za anonimem trafił do prokuratury. Raport opisywał tę samą sytuację, którą przedstawiona była w anonimie.
Z raportu wynikało, podobnie jak z anonimów, że doradczyni przekazała informacje o zmianach personalnych dziennikarzowi, by następnie zarobić na dużym wzroście kursu.
Wicedyrektor tworzył raport, gdy prezesem banku był już Leszek Skiba. Jednak na sali sądowej wyszło na jaw, że raport nie powstał na zlecenie członków zarządu banku, a z inicjatywy pionu bezpieczeństwa. Również bez decyzji zarządu banku trafił do prokuratury.
Sam wicedyrektor odpowiadał na pytania przez około dwie godziny na temat okoliczności, w jakich powstawał jego dokument. W trakcie tych zeznań kilkukrotnie padło też nazwisko ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Z późniejszej rozprawy, otwartej dla publiczności, wiadomo, że efektem tego przesłuchania jest zawiadomienie złożone do prokuratury przez obrońcę oskarżonej o możliwości popełnienia przestępstwa składania fałszywych zeznań przez wicedyrektora.
Przerwa dla odpoczynku
Kilkanaście minut po wyjściu z sali tego świadka sędzia, dosłownie w pół słowa, przerwała zeznania kolejnemu świadkowi, drugiemu z ówczesnych dyrektorów pionu bezpieczeństwa banku. Ten świadek również związany jest zawodowo ze środowiskiem Zbigniewa Ziobry. Świadczy o tym fakt, że przed objęciem posady dyrektora pionu bezpieczeństwa był doradcą prokuratora Bogdana Święczkowskiego.
Gdy sędzia po kilkunastu minutach wróciła na salę, poinformowała, głosem świadczącym o silnym wzburzeniu, o utajnieniu rozprawy.
- Sąd przyznaje się do błędu, powinien od początku utajnić rozprawę ze względu na tajemnicę bankową i przedsiębiorstwa. Przypominam, że dziennikarzom grozi wysoka odpowiedzialność karna za ujawnienie przebiegu rozprawy - mówiła sędzia Agnieszka Wróbel-Chabrzyk.
W związku z tymi wydarzeniami zwróciliśmy się z pytaniami do rzecznika prasowego warszawskiego sądu. Chcieliśmy wiedzieć m.in., czy sędzia Wróbel-Chabrzyk została pilnie wezwana do przełożonych, z kim konsultowała decyzję o utajnieniu sprawy.
Zapytaliśmy również, czy sędzia nie popełniła przestępstwa, skoro dopuściła do ujawnienia osobom postronnym (obecnym dziennikarzom i publiczności) potencjalnych tajemnic bankowych.
- Asesor sądowy w sprawowaniu swojego urzędu jest niezawisły i podlega tylko Konstytucji oraz ustawom. Postanowienie o wyłączeniu jawności rozprawy jest wyrazem woli sądu; natomiast, jak wynika z protokołu rozprawy, przerwę zarządzono dla odpoczynku - przekazała nam sędzia Mirosława Chyr, rzecznik do spraw karnych Sądu Okręgowego w Warszawie.
Od tamtej pory sędzia Agnieszka Wróbel-Chabrzyk konsekwentnie zamyka drzwi przed publicznością, gdy są przesłuchiwani kolejni świadkowie. Sędzia nie utajniła jedynie aktu oskarżenia, jawne pozostają też wyjaśnienia samej oskarżonej, która składała je przez wiele godzin. I jeszcze będzie je składać.
Przeszukanie "na cito"
Doradczyni prezesa Skiby mówiła przed sądem m.in. o tym, jak bardzo wydarzenia dotyczące środowiska Solidarnej Polski (dziś nazwa partii to Suwerenna Polska) splatają się z działaniami prokuratury.
- Przeszukanie w moim domu realizowano na cito, w piątek 4 września 2020 roku. To moment dużych napięć w banku, bo jak donosiły media 3 września miał być zwolniony, a właściwie został zwolniony z posady doradcy banku Witold Ziobro, czy też po zmianie nazwiska aktualnie Witold Kornicki - wyjaśniała oskarżona.
W rzeczywistości Witold Ziobro został wezwany do stawienia się 3 września w pracy w banku. Nie pojawił się tam jednak aż do ostatecznego rozwiązania umowy, co nastąpiło w kilka miesięcy później.
W domu oskarżonej pojawiło się wówczas pięciu funkcjonariuszy z elitarnego wydziału odzyskiwania mienia Komendy Stołecznej Policji. Zabrali wszystkie telefony i komputery - łącznie z tymi należącymi do dzieci. Szukali dowodów na manipulowanie kursem giełdowym.
- W mojej opinii działania prokuratury miały wystraszyć prezesa Skibę, by nie zwalniał z banku Witolda Ziobry i co za tym idzie - całej grupy ludzi z nim kojarzonej między innymi szefów pionu bezpieczeństwa - mówiła w sądzie doradczyni prezesa.
Podczas sądowego przesłuchania wskazywała, że od momentu, gdy tylko pojawiła się w banku, pracownicy departamentu bezpieczeństwa banku inwigilowali ją, np. śledząc na ulicach Warszawy. Podkreślała również, że dziennikarza zna jedynie pobieżnie, a jej mąż nie zna go wcale.
Dlaczego to ciekawy szczegół? Ponieważ autorzy anonimu pisali, że członkiem grupy wpływającej na giełdę jest doradczyni, jej mąż i dobrze mu znany dziennikarz. Te same stwierdzenia co w anonimie znalazły się w raporcie wicedyrektora bankowego pionu bezpieczeństwa. A następnie autor aktu oskarżenia prokurator Michał Gołda uznał to za fakt.
"Przeprowadzone rozpoznanie wykazało, że najlepsze kontakty z [tu pada nazwisko dziennikarza - red.] ma doradczyni oraz jej mąż" - to cytat z aktu oskarżenia, pod którym podpisał się prokurator Gołda. W materiałach śledztwa nie ma żadnego dowodu na istnienie tej relacji, poza treścią anonimu.
Polityczne tło
W swoich wielogodzinnych wyjaśnieniach doradczyni szeroko cytowała świadków, którzy przesłuchiwani przez prokuratorów mówili o politycznym tle całej sprawy.
"Wiem, że miała [doradczyni - red.] liczne grono przeciwników wśród kluczowych dyrektorów banku i doradców zarządu powiązanych ze środowiskiem Solidarnej Polski" - to fragment zeznań złożonych w prokuraturze przez jednego z wieloletnich dyrektorów banku.
"Oskarżenie wobec doradczyni miało w mojej ocenie charakter polityczny i zostało przygotowane przez grupę osób, do której należał były doradca w zarządzie banku pan Witold Ziobro" - to z kolei fragment cytowanego przez doradczynię zeznania samego prezesa Leszka Skiby.
Według jego zeznania, przywołanego przez oskarżoną, w banku było silne stronnictwo m.in. pracownicy departamentu bezpieczeństwa, któremu przewodził właśnie brat ministra, mający zabiegać o innego kandydata na prezesa.
"Oprócz uderzenia w doradczynię chodziło, w mojej ocenie, o utrudnienie lub uniemożliwienie mi uzyskania autoryzacji w Komisji Nadzoru Finansowego jako prezesa banku" - zeznał w prokuraturze prezes Skiba.
Doradczyni cytowała także zeznania innego z dyrektorów banku. To były szef biura poselskiego ministra aktywów państwowych Jacka Sasina. Potwierdził on, że na "poszlakowym" oskarżeniu doradczyni zależało środowisku Solidarnej Polski.
"Apogeum tego konfliktu stanowiły rozmowy służące deeskalacji napięcia w drugiej połowie lipca 2020 roku. Jednym z efektów tych rozmów był warunek postawiony przez środowisko polityczne Solidarnej Polski, czyli zwolnienie doradczyni z pracy w banku. Z moich obserwacji linią sporu było realne zarządzanie bankiem (…) między prezesem zarządu Leszka Skibą a osobami mniej lub bardziej związanymi politycznie ze środowiskiem Solidarnej Polski. Uważam też, że te działania, o których wspomniałem [czyli działania departamentu bezpieczeństwa - red.] oraz donosy do KNF służyły próbie powstrzymania autoryzacji prezesury Leszka Skiby przez KNF" - to zeznanie w prokuraturze jednego z urzędników Ministerstwa Aktywów Państwowych, które w swoich wyjaśnieniach cytowała oskarżona.
Bank milczy, bo proces tajny
Objęta najpierw prokuratorskimi zarzutami, a następnie aktem oskarżenia doradczyni jest od trzech lat bez stałej pracy.
- Inwigilowano mnie, obrzucano błotem w anonimach, w końcu oskarżono, by utrudnić czy też uniemożliwić mianowanie prezesa Skiby. Nie mam wątpliwości, że w taki sposób działało środowisko polityków Solidarnej Polski, którzy chcieli zachować kontrolę nad drugim co do wielkości polskim bankiem. Jestem niewinna, dowiodę tego przed sądem, a moje oskarżenie jest efektem podległości prokuratury od polityków Solidarnej Polski - mówiła w sądzie doradczyni.
Na pytania o to, czy interesy politycznego środowiska ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego miały wpływ na śledztwo, Prokuratura Regionalna w Warszawie nam nie odpowiedziała.
Brata ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego zapytaliśmy m.in., czy w tej sprawie kontaktował się z bratem, a także prokuratorem krajowym Bogdanem Święczkowskim, zabiegając np. o wszczęcie śledztwa.
"Wszystkie insynuacje zawarte w pytaniach mają za zadanie realizować strategię obrony, wpływać na niezależny proces sądowy, w którym [doradczyni prezesa - red.] występuje w charakterze oskarżonej" - odpisał. Zapewnił jednocześnie, że "podczas kilkuletniej pracy w banku zawsze realizował swoje obowiązki i kierował się interesem banku".
Z biura prasowego Banku Pekao przyszło jednie krótkie wyjaśnienie, że przez wzgląd na utajnienie rozpraw nie jest możliwe udzielenie odpowiedzi na żadne pytanie, dlaczego bank nie przystąpił do procesu jako oskarżyciel posiłkowy, a także czy o ewentualnym incydencie ujawnienia danych osobowych kiedykolwiek został poinformowany Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Autorka/Autor: Robert Zieliński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock
Temat: Zbigniew Ziobro