|

"Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd

PREMIUM GettyImages-1236417978
PREMIUM GettyImages-1236417978
Źródło: STR/NurPhoto via Getty Images

Barbara Socha, wiceminister rodziny i polityki społecznej, przekonuje, że ograniczenie prawa do aborcji to metoda kontroli urodzeń. Eksperci nie kryją oburzenia: - To przerażające. Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Wiceminister nie widzi, że atmosfera wokół prokreacji to głównie strach? 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Barbara Socha, pełnomocniczka rządu ds. strategii demograficznej, patrzy na Czechy. Marzy, by przeszczepić na polski grunt czeską politykę demograficzną. Czy to możliwe? Demografowie uważają, że nie. Przede wszystkim w Czechach dostępna jest aborcja, niepłodność leczą tam nawet obywatelki innych krajów, a związki osób nieheteronormatywnych są legalne.

Tymczasem w Polsce wszystko jest na odwrót. Rząd Zjednoczonej Prawicy chwali się "Strategią Demograficzną 2040", w której gwarantem większej liczby urodzeń ma być "trwała rodzina", a pełnomocniczka ds. polityki demograficznej przekonuje, że zakaz aborcji jest metodą kontroli urodzeń.

Do Czech jeszcze wrócimy.

Aktualnie czytasz: "Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd

Prawie pół roku próśb o rozmowę

Według prognoz w 2050 roku obywateli Polski będzie 34,1 miliona, czyli o 4,5 miliona mniej niż teraz. Prognozy ONZ na całe stulecie są jeszcze bardziej pesymistyczne. Do 2100 roku populacja Polski ma spaść do 24 milionów.

Że jesteśmy starzejącym się społeczeństwem - zobaczyć można gołym okiem, wystarczy wyjść na ulice, wsiąść do tramwaju czy autobusu. Jak temu zapobiec? Co zrobić, by w Polsce rodziło się więcej dzieci? Chcieliśmy o tym porozmawiać z pełnomocniczką rządu ds. strategii demograficznej.

Aktualnie czytasz: "Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd

Od grudnia 2019 roku jest nią Barbara Socha, wiceminister rodziny i polityki społecznej. Wcześniej wiele lat pracowała w korporacji IBM. W latach 2018-2019 współpracowała z Fundacją Mamy i Taty, koordynowała dla niej kampanie, a także przygotowywała raport o powiązaniach finansowych i politycznych "lobby LGBT". Prywatnie jest matką pięciorga dzieci.

Niełatwo skontaktować się z Barbarą Sochą. Gdy w lipcu ubiegłego roku próbowaliśmy zapytać ją o kwestie demografii przy okazji wprowadzenia tzw. rejestru ciąż, nie odbierała telefonów. Poprosiła o wiadomość SMS, ale na naszą prośbę o komentarz już nie odpowiedziała. Ministerstwo Zdrowia przekonywało wówczas, że "rejestr ciąż" to europejski standard. Wiele kobiet obawiało się jednak, że to kolejne narzędzie kontroli, które może ułatwić poszukiwanie "zaginionych ciąż". Demografowie wskazywali, że zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej i wprowadzenie rejestru ciąż zniechęci kobiety do rodzenia.

Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: rejestr ciąż może stać się kolejnym narzędziem polowania na kobiety
Źródło: TVN24

Kolejną próbę rozmowy podjęliśmy jesienią po słynnych słowach prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o tym, że Polki nie rodzą dzieci, bo "dają w szyję". Kaczyński tłumaczył potem, że nie chciał nikogo urazić, tylko "powiedzieć prawdę o pewnym szkodliwym zjawisku". Prezesa PiS za te słowa ukarała naganą Komisja Etyki Poselskiej. Ale skąd wzięły się wnioski prezesa? - dopytywał 6 listopada 2022 rzecznika rządu Piotra Muellera prowadzący program TVN24 "Rozmowa Piaseckiego". Rzecznik unikał odpowiedzi. Najpierw ironicznie zapytał: "Czy ja wyglądam na profesora demografii?", a potem podkreślił, że właściwą osobą do rozmowy na ten temat jest Barbara Socha.

Spróbowaliśmy więc znów. I znów okazało się, że pełnomocniczka jest niemal nieuchwytna. Nie odbierała telefonów, prosiła o SMS. Na wiadomość nie odpowiedziała, więc ponowiliśmy prośbę o kontakt. Wreszcie Barbara Socha zapytała, czy chodzi o rozmowę na żywo i w jakim programie. Odpowiedzieliśmy, że zależy nam na rozmowie, ale nie przed kamerą, a materiał będzie w formie pisanej. Na tę wiadomość już nie odpowiedziała. Po prawie dwóch tygodniach, gdy pytaliśmy, czy podjęła decyzję, w jakiej formie może odbyć się wywiad, przeprosiła, że "umknęła" jej ta sprawa. Poprosiła o pytania mailem.

Wysłaliśmy. Zapytaliśmy m. in. o to, na ile trwałe małżeństwo jest ważne dla polskiej demografii, o główne przyczyny odkładania decyzji o rodzicielstwie, o filozofię rządu dotyczącą aborcji i in vitro. Na wszystkie pytania pełnomocniczka odpowiedziała 21 grudnia, krótko przed świętami.

Strategia rządu: dzieci w "trwałej rodzinie"

Kilka tygodni wcześniej, w połowie listopada 2022 r. rząd przyjął "Strategię Demograficzną 2040" - dokument, który ma być planem walki z niską dzietnością w Polsce. Choć jest lepszy od pierwszej wersji z 2021 roku (Prezydium Komitetu Nauk Demograficznych PAN wystosowało oświadczenie, w którym skrytykowano strategię za ignorowanie potrzeb kobiet, brak wiedzy merytorycznej i "myślenie życzeniowe"), eksperci wciąż mają wątpliwości. Wyliczają, że strategia pomija kwestie leczenia niepłodności, brak w niej analizy sytuacji rodziców samodzielnych czy rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Dla rządu gwarantem większej liczby urodzin jest trwała rodzina i spadek liczby rozwodów. Choć według danych GUS za 2019 rok już 25 procent dzieci w Polsce urodziło się w związkach nieformalnych, to zjawisko w "Strategii Demograficznej 2040" nie jest analizowane. Przeciwnie - jest ono określone jako szkodliwa "norma" pokazywana w filmach i serialach, tuż obok samotnego rodzicielstwa i "przygodnych relacji seksualnych".

Tylko w 2020 r. rozpadło się ponad 20 tys. małżeństw ze stażem krótszym niż dziewięć lat

W dokumencie można przeczytać o trzech głównych założeniach rządowej strategii. Brzmią enigmatycznie: "wzmocnienie rodziny", "znoszenie barier dla podejmowania decyzji prokreacyjnych dla rodziców chcących mieć dzieci". Trzeci, najmniej zrozumiały punkt, to "podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk dla rozwoju kompetencji administracji". 

Aktualnie czytasz: "Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd

By osiągnąć te cele, rząd proponuje 12 kierunków działania. To m.in. "zabezpieczenie finansowe rodzin, wsparcie w zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych rodzin, wsparcie trwałości rodzin, popularyzacja kultury sprzyjającej rodzinie".

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS) w ubiegłym roku wydało na kampanie wspierające "trwałość rodzin" prawie 8,5 mln zł.

A teraz wróćmy z pełnomocniczką Barbarą Sochą do Czech.

Wzór dla Polski. Ale tylko tam, gdzie rząd wybierze

- Największą zaletą czeskiej polityki prorodzinnej jest jej spójność z wartościami i kulturą czeskiego społeczeństwa, a także prostota i konsekwencja. W 2002 roku dzietność wynosiła tam 1,17 dziecka na kobietę, a w 2020 już 1,71. To największy wzrost w Europie - mówi Barbara Socha.

To akurat nie do końca prawda, więc od razu sprostujmy - według danych Eurostatu za 2020 rok najwięcej dzieci w krajach UE urodziło się we Francji i Rumunii, Czechy są na trzecim miejscu.

Czechy wychodzą na prowadzenie pod względem dzietności w Europie. W roku 2000 byli na szarym końcu
Liderzy dzietności w Europie
Źródło: Eurostat

Pełnomocniczka wylicza dalej, skąd czeski cud demograficzny: Czesi akceptują tzw. sekwencyjny tryb życia kobiet, czyli uznają, że w życiu są różne etapy. Jest czas pracowania, czas rodzenia i wychowywania dzieci, kiedy kobiety, najczęściej na trzy lata, wycofują się z rynku pracy. Wtedy państwo daje gwarancję dochodu w postaci świadczenia rodzicielskiego w wysokości ok. 60 tys. zł przez trzy lata, do dowolnego wykorzystania.

Demografowie: czeskiego modelu nie da się zastosować w Polsce

- Pani wiceminister pomija bardzo ważną kwestię. W Czechach dzięki dostępowi do nowoczesnej antykoncepcji i edukacji dotyczącej prokreacji kobiety mogą zdecydować, ile mieć dzieci i kiedy - podkreśla prof. Irena E. Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk.

I dodaje: - W Czechach znakomicie jest też rozwinięta infrastruktura zdrowia reprodukcyjnego, a więc także diagnostyki i leczenia niepłodności. Z tego typu usług zdrowotnych korzystają nie tylko mieszkańcy Czech. Tego w strategii rządowej nazwanej "strategią demograficzną" nie ma.

Z demografami zgadzają się socjolodzy. - Czechy i Polska? To porównywanie zupełnie nieprzystających kontekstów. W rządowej strategii demograficznej stosowane są różne chwyty retoryczne, którymi próbuje się wykazać połączenia tam, gdzie ich nie ma - np. jest coraz mniej małżeństw wyznaniowych i dlatego jest mniej dzieci - uważa Paula Pustułka, socjolożka i wykładowczyni w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej (SWPS), zajmująca się tematem pokoleń i migracji.

Pustułka podkreśla też, że czeska polityka demograficzna przystaje do rzeczywistości:

Najpierw Czesi obserwowali, co się dzieje w ich społeczeństwie: o, mamy dużo urodzeń pozamałżeńskich; o, kobiety chcą się edukować i pracować, więc dzieci mają później. Teraz Czesi zaczęli wprowadzać polityki publiczne i społeczne, które sprawiają, że zostanie rodzicem jest możliwe w najróżniejszych konfiguracjach. A to pozytywnie wpływa na dzietność.
W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Jak to zmienić?
W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Jak to zmienić?
Źródło: Shutterstock

In vitro nie dla Polek

Czechy są liberalnie nastawione do zapłodnienia in vitro i pod tym względem są europejskim liderem. Niskie koszty zabiegu sprawiają, że na in vitro w tym kraju decydują się też kobiety z zagranicy. Aż 60 proc. Czeszek po 35. roku życia zachodzi w ciążę w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego, a rocznie dzięki tej metodzie rodzi się ok. 6 tys. dzieci.

W Polsce, jak napisano w "Strategii Demograficznej 2040", niepłodność dotyczy ok. 20 proc. wszystkich par w wieku prokreacyjnym (to ok. 1,5 mln par). Czy rząd ma jakiś pomysł, by im pomóc w zostaniu rodzicami? Nie. Poświęca temu jedynie krótki rozdział, o in vitro konsekwentnie milczy.

Wiceminister Socha, zapytana o brak planu leczenia niepłodności metodą in vitro w "Strategii", unika klarownej odpowiedzi: - Niepłodność jest bardzo złożonym tematem. To oczywiście wynik wielu chorób, ale też zjawisko naturalne związane z wiekiem.

W 2016 roku rządowy program dofinansowania leczenia niepłodności metodą in vitro został zniesiony przez PiS. Tam, gdzie samorządy było na to stać, wzięły finansowanie in vitro na swoje barki. Według szacunków dzięki programowi in vitro realizowanemu przez poprzedni rząd PO-PSL w latach 2013-2016 - do roku 2020 urodziło się 22 191 dzieci. Rząd PiS wprowadził swój, oparty na naprotechnologii, "Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce". Kosztował 40 mln zł. Ministerstwo Zdrowia podało, że w 2021 roku i pierwszym kwartale 2022 roku w wyniku przeprowadzonej diagnostyki doszło do 209 poczęć. Dla porównania - dzięki samorządowemu programowi in vitro w samej tylko Łodzi w 2022 roku urodziło się 400 dzieci.

Szósta edycja miejskiego programu dofinansowania zabiegów in vitro w Łodzi
Źródło: TVN24

Zakazać aborcji, dzieci będzie więcej

Wiosną 2021 roku przeprowadzono powszechny spis ludności. Wynika z niego, że w Polsce na stałe lub przynajmniej przez rok mieszkało 37 mln osób, dekadę temu było nas o milion więcej. Niższa niż dekadę temu jest też liczba dzieci i młodzieży - 6,7 mln. Różnica wynosi 370 tys. - to tak, jakby nagle zniknęła cała Bydgoszcz.

Z przyrostem naturalnym jest coraz gorzej. Podczas konferencji 30 stycznia mówił o tym prezes GUS Dominik Rozkrut:

W 2022 roku zanotowaliśmy najmniej urodzeń w okresie powojennym. Szacujemy, że liczba urodzeń wyniosła 305 tysięcy, czyli o 27 tysięcy mniej niż w ubiegłym roku. Liczba zgonów wyniosła 448 tysięcy i również była niższa niż w poprzednim roku - o 72 tysiące.

- To oznacza, że populacja Polski zmniejsza się w tempie szybszym, niż prognozowano jeszcze kilka lat temu. Fatalny wynik - ocenia Oskar Sobolewski - prawnik, ekspert emerytalny i rynku pracy w HRK Payroll Consulting, założyciel inicjatywy Debata Emerytalna.

W Polsce jesienią 2020 roku Trybunał Konstytucyjny zerwał wieloletni kompromis, zaostrzając prawo do aborcji. Pytamy Barbarę Sochę, czy zakaz aborcji ze względu na wady płodu nie przekłada się na sytuację demograficzną Polski. Przekonuje, że wyrok TK "nie wpłynął negatywnie na dzietność".

A jednak Polki - wbrew temu, co twierdzi pełnomocniczka - od ponad dwóch lat boją się zajść w ciążę. Według najnowszego badania United Surveys dla "Dziennika Gazety Prawnej" i RMF FM z października 2022 roku aż 67 proc. ankietowanych kobiet potwierdza, że wyrok TK zmniejszył chęć posiadania potomstwa. To o 10 proc. więcej niż w poprzednim sondażu z 2021 roku.

Aktualnie czytasz: "Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd
Źródło: Grafika z raportu GUS "Sytuacja demograficzna Polski do 2020 roku. Zgony i umieralność"

Barbara Socha jednak na poparcie swoich słów o efektach wyroku TK sięga po amerykańską kartę: - Niedawno w Stanach Zjednoczonych Sąd Najwyższy dał możliwość poszczególnym stanom, by - jeśli uważają to za właściwe - zmniejszyły dostępność aborcji. Część stanów skorzystała z tej możliwości. Proces ten przebiegał z podobnymi emocjami społecznymi i zaangażowaniem mediów jak u nas. I co się okazuje? Pierwsze analizy wskazują, że po wyroku sądu w USA liczba urodzeń wzrosła ponad oczekiwania. Pisał o tym niedawno nawet w Polsce "Dziennik Gazeta Prawna" - mówi Socha.

Polki o przyczynach niskiej dzietności
Źródło: TVN24

Faktycznie, pisał: 21 grudnia ukazał się w internetowym serwisie "DGP" artykuł "Demografia w USA: Mniej aborcji, więcej narodzin". Tyle że poza statystykami, o których wspomina pełnomocniczka, można w nim znaleźć choćby i taki fragment: "(…) niemal co czwarta kobieta z 'restrykcyjnych stanów' chcąca przerwać ciążę z różnych przyczyn nie ma obecnie możliwości wyjechać do miejsca, które to zapewnia. Wiele z nich decyduje się na donoszenie ciąży. Tymczasem stany z najbardziej restrykcyjną polityką aborcyjną mają w USA najniższe standardy opieki okołoporodowej".

Artykuł kończy zdanie: "(…) środowiska lewicowe apelują o wprowadzenie powszechnej edukacji seksualnej, dowodząc, że wskaźnik nastoletnich ciąży jest najwyższy w stanach, gdzie w szkołach jej nie ma (…)". W Polsce też słychać apele o edukację seksualną w szkołach, w rządowej "Strategii Demograficznej 2040" próżno jej jednak szukać.

Ale wiceminister Socha idzie dalej. - W nauce o demografii istnieje właściwie konsensus, że zwiększenie dostępności do środków kontroli urodzeń, do których należy też aborcja, zmniejsza dzietność - uważa pełnomocniczka. Z ministerialnego na język polski: aborcja to jedna z metod kontroli urodzeń i zmniejsza dzietność.

Prof. Kotowska kontruje: - Aborcja nie jest traktowana przez demografów jako równoważna innym metoda kontroli urodzeń. Nacisk jest położony na nowoczesne metody antykoncepcji. Generalnie wiedza i dostęp do antykoncepcji służą wspieraniu swobody wyborów rodzicielskich: ile dzieci ma się pojawić i kiedy. Wyrok TK z października 2020 r. pokazał, że nie liczą się preferencje i emocje Polaków. To wpłynęło na wzrost obaw dotyczących decyzji o prokreacji i wręcz strachu, że nie uzyska się pomocy w sytuacji zagrożenia zdrowia kobiety - podkreśla prof. Kotowska.

Trwałe małżeństwo i demograficzne manowce

W jednym z wywiadów dotyczącym zapaści demograficznej Barbara Socha mówiła, że "od trzydziestu lat rośnie liczba rozwodów, a co bardziej niepokojące, wzrasta także społeczne przyzwolenie na nie". Na ile więc trwałe małżeństwo jest istotne dla polskiej demografii?

- Badania z 2020 roku pokazują że dla ok. 85 proc. Polaków małżeństwo jest warunkiem decyzji o dziecku. To znaczy, że Polacy chcą mieć dzieci w małżeństwach - podkreśla pełnomocniczka.

Prof. Kotowska kontruje: - Nie wiem, skąd takie wyniki. Zarówno dane GUS dotyczące małżeństw i urodzeń, jak i wyniki badań pokazują, że to nie jest warunek. Decyzja o małżeństwie pojawia się często, gdy dziecko ma przyjść na świat albo już po narodzinach.

gorniak
Coraz więcej polskich par żyje w związkach nieformalnych
Źródło: "Fakty" TVN

Wystarczy spojrzeć na dane: jeszcze w 2010 r. średni wiek Polki rodzącej pierwsze dziecko był o 0,4 roku wyższy od średniego wieku zawarcia pierwszego małżeństwa, w 2020 roku nie było różnicy między tymi wskaźnikami. Trend ten widać też w innych krajach - weźmy choćby tak chętnie przywoływane przez pełnomocniczkę Czechy. Średni wiek Czeszki zostającej matką był w 2010 r. niższy od średniego wieku zawarcia pierwszego małżeństwa o 0,3 roku, dziesięć lat później - już o 1,2 roku.

Kobiety coraz później decydują się na urodzenie pierwszego dziecka. W UE wiek rodzącej to ponad 29 lat
Kobiety coraz później decydują się na urodzenie pierwszego dziecka. W UE wiek rodzącej to ponad 29 lat
Źródło: PAP

- Rośnie też odsetek dzieci rodzących się poza małżeństwem. W miastach liczących 100 tys. i więcej mieszkańców przekracza nawet 40 proc. urodzeń. Dokument nazwany "strategią demograficzną" rządu ignoruje te trendy demograficzne - uważa prof. Kotowska.

Potwierdzają to dane GUS: systematycznie rośnie odsetek dzieci rodzących się w związkach pozamałżeńskich. Na początku lat 90. było to w Polsce około 7 proc., w 2000 roku - 12 proc., a w 2019 - ponad 25 proc.

Paula Pustułka, socjolożka z SWPS:

W badaniach, które prowadzimy, ważność małżeństwa słabnie. Ona nie znika i nigdy nie zniknie, ale nie jest już warunkiem koniecznym do posiadania dzieci. Obecna fetyszyzacja małżeństwa i myślenie życzeniowe, że tylko w małżeństwach będą rodzić się dzieci, prowadzi nas na dalsze manowce demograficzne.

Barbara Socha martwi się jednak o małżeństwa. - Problem ze znalezieniem odpowiedniego kandydata na ojca czy matkę jest w Polsce bardzo duży. Wynika on między innymi z tzw. luki edukacyjnej, czyli dużej różnicy w wykształceniu. Aż 52 proc. młodych kobiet ma wyższe wykształcenie i raczej migruje do dużych miast. Wśród młodych mężczyzn tylko 32 proc. ma wyższe wykształcenie i przeważnie zostają w rodzinnych miejscowościach - mówi Socha.

kamil 2
Beata Sadowska o roli mężczyzn w zjawisku niskiej dzietności w Polsce
Źródło: TVN24

Potwierdzają to dane GUS: w 2021 roku tylko 19 proc. mężczyzn ukończyło szkoły wyższe, podczas gdy wśród kobiet było to 26,9 proc. Luka edukacyjna w Polsce wyniosła aż 19 procent.

Profesor Kotowska z SGH: - Z naszych badań wynika, że mężczyźni o niższym poziomie wykształcenia mają większą chęć zachowania sztywnych ról społecznych. A kobiety nie chcą już wiązać się z mężczyznami incelami, nieakceptującymi społecznego awansu kobiet, przekonanymi, że kobieta ma chronić ognisko domowe i wychowywać dzieci. 

500 plus (nie jest) lekiem na całe zło

Rząd PiS od 2015 roku podkreśla, że polityka prorodzinna to główny filar jego programu - wydano na ten cel już ponad 152 mld złotych. Flagowym projektem, który miał zwiększyć dzietność, jest oczywiście Rodzina 500 plus. Najpierw 500 zł przysługiwało na drugie dziecko i kolejne. Pierwsze wpłaty trafiły na konta rodziców w kwietniu 2016 roku. Od 1 lipca 2019 r. świadczenie przysługuje na każde dziecko. Dziś wiemy, że program 500 plus nie spełnił pokładanych w nim nadziei - nie rodzi się dzięki niemu więcej dzieci.

Demograficzne fiasko programu 500 plus
Źródło: TVN24

W dodatku przy obecnej inflacji realne wsparcie z programu 500 plus zdecydowanie stopniało. Czy świadczenie to będzie rewaloryzowane? Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg uciekała od odpowiedzi na to pytanie w internetowej części porannej rozmowy RMF FM 26 stycznia. - Jeżeli chodzi o świadczenie 500 plus, musimy spojrzeć szerzej. Dzisiaj żyjemy w zupełnie innej sytuacji, po covidzie, gdzie inwestycja państwa, potężna interwencja, żeby ratować miejsca pracy... - kluczyła minister. Kilka dni później, 30 stycznia, wszelkie wątpliwości na antenie tej samej rozgłośni rozwiał wiceminister finansów Artur Soboń: - Nie pracujemy nad waloryzacją programu 500 plus.

Jarosław Kaczyński o programie Rodzina 500 plus
Jarosław Kaczyński o programie Rodzina 500 plus (wypowiedź z 15 października 2022)
Źródło: TVN24

- Transferami pieniężnymi do rodzin wielodzietnych tworzonych przez pary małżeńskie nie zahamujemy wzrostu liczby rodzin z jednym dzieckiem czy liczby osób rezygnujących z bycia rodzicem - komentuje prof. Kotowska program 500 plus. - Przyczyny są złożone i nie chodzi tylko o brak pieniędzy, ale także rosnącą niepewność dotyczącą przyszłości. W aspiracjach rozwojowych młodych osób niekoniecznie jest miejsce na rodzinę.

Barbara Socha broni jednak programu 500 plus. Przekonuje, że dzięki niemu liczba urodzeń w Polsce od 2017 roku była znacznie wyższa niż prognozy GUS. - Co więcej, ciągle obserwujemy znaczny wpływ 500 plus na urodzenia trzecie i kolejne - mówi.

I w tej sprawie wiceminister rodziny znów się myli. Program 500 plus wzięło pod lupę dwóch naukowców z Uniwersytetu w Białymstoku - Sławomir Bartnicki i Maciej Alimowski. Badacze "sięgają do danych, które pokazują, że do końca 2017 r. program 500+ nie wpłynął na pierwsze urodzenia, a najwyższy przyrost wywołał w przypadku urodzeń piątych (25 proc.), trzecich (16 proc.), czwartych (14 proc.) i drugich (9,2 proc.). (…) W połowie 2019 r., czyli w momencie rozszerzenia świadczeń na pierwsze dzieci, program nie wykazywał już wpływu na urodzenia" - czytamy w internetowym wydaniu "Rzeczpospolitej", w kwietniowym omówieniu badań naukowców z Białegostoku.

- Nie ma systemowych rozwiązań, by poprawić tę sytuację. Jeżeli 500 plus chcielibyśmy traktować jako świadczenie na rzecz zwiększenia dzietności, to powinno być ono przyznawane nie na każde, a na drugie dziecko. Wiemy jednak, że to działanie polityczne. Oczywiście wielu osobom to świadczenie poprawiło sytuację ekonomiczną, ale nie był to program, dzięki któremu urodziło się więcej dzieci - mówi tvn24.pl Oskar Sobolewski.

Skutki po latach

Barbara Socha w jednym z wywiadów opowiadała, że pochodzi z małego miasta, pierwsze dziecko urodziła w 2002 roku, w trudnej rzeczywistości ekonomicznej. Wyjechała na studia do dużego miasta, dziś ma pięcioro dzieci i jest zawodowo spełniona.

Co radzi młodym kobietom, by nie musiały stanąć przed wyborem "rodzina albo kariera" i mogły bez poczucia straty spełnić się osobiście i zawodowo?

Aktualnie czytasz: "Zakaz aborcji jako polityka prokreacyjna? Przerażające". Strategia rządu to droga donikąd

- Radziłabym, by kobiety, podejmując decyzje, brały pod uwagę ich skutki nie tylko natychmiastowe, ale też takie, które zaczną odczuwać po latach. I żeby pamiętały, że brak decyzji też jest decyzją. Skutkiem natychmiastowym moich (naszych z mężem) decyzji o kolejnych dzieciach było mnóstwo nieprzespanych nocy i kartony pieluch. Po latach odcinam kupony w postaci licznej rodziny, długiego stołu, nie tylko na Wigilię, i tego, że kiedy wracam z pracy, zawsze ktoś na mnie czeka - mówi Socha.

Prof. Kotowska też ma radę dla młodych kobiet: - Podejmujcie decyzje dotyczące pracy zawodowej, myśląc o skutkach długoterminowych. Długie przerwy w pracy zawodowej zaburzają rozwój kompetencji i podwyższanie zarobków. Nie rezygnujcie z pracy, bo w razie rozpadu związku znajdziecie się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Niższe wynagrodzenie przekłada się na niską emeryturę. Wśród osób starszych bieda ma twarz kobiety.

Czytaj także: