Potrąconą przez samochód sarnę znaleziono w niedzielę w Radlinie (woj. wielkopolskie). Miała połamane nogi, leżała przy rzece, żyła. Zawiadomiono wiele instytucji, nikt nie pomógł cierpiącemu zwierzęciu. Zlitował się jeden z okolicznych gospodarzy, zabrał ją do stodoły. Mimo kolejnych próśb o pomoc, nikt się sprawą nie zajął. Zwierzę padło.
Podczas spaceru ojciec Małgorzaty Żarnowskiej znalazł sarnę. Zwierzę leżało przy rzece, miało połamane nogi, ale żyło. Pani Żarnowska zawiadomiła pobliskie schronisko dla zwierząt. Maciej Troiński, kierownik schroniska, natychmiast przekazał informację dalej.
- Ustaliłem do kogo należy teren obwodu łowieckiego, na którym znaleziono sarnę. Skontaktowałem się z nimi. Łowczy koła po moich długich naleganiach zobowiązał się zorganizować weterynarza, który zwierze podda eutanazji, a oni je zakopią na własnym terenie. Nikt nie dotarł - mówi Maciej Troiński.
Nikt nie pomógł
Kierownik schroniska poprosił o pomoc również dziennikarzy. Karol Górski z lokalnego portalu próbował interweniować. Efektu nie przyniosło zawiadomienie policji czy centrum weterynaryjnego, które zajmuje się opieką nad zwierzętami w gminie, ponieważ umowa nie obejmuje dzikich zwierząt. Górski kontaktował się także z urzędnikami z Jarocina, którzy zapewnili, że zajmą się sprawą. Faktycznie, na ich polecenie po sarnę przyjechało dwóch mężczyzn. Zabrali ze dwie inne, martwe już sarny, ale ranne zwierzę zostawili. Stwierdzili tylko, że wrócą z weterynarzem. Wrócili, ale z informacją, że żaden weterynarz nie chce przyjechać.
Sarna w tym czasie przeczołgała się i wpadła częściowo do rzeki. Wtedy Żarnowscy postanowili wyciągnąć ją z wody i zabrać do stodoły. Kiedy zwierzę było już u nich, dalej trwały próby uzyskania pomocy. W poniedziałek nie zareagował powiatowy lekarz weterynarii, ani referat budownictwa i środowiska w Starostwie Powiatowym w Jarocinie.
Cierpiała dwa dni
Po nagłośnieniu sprawy, cierpiącym zwierzęciem zainteresowało się stowarzyszenie "Benek" spod Poznania. Kiedy jego wolontariusze dotarli do Radlina, sarna już nie żyła. Padła po dwóch dniach.
- Zwykłym ludziom, którzy mają serce, zależy, żeby zwierzętom pomagać, a urzędnicy, czyli osoby, które powinny za to odpowiadać - nie reagują - zauważa Karol Górski.
Odpowiedzi na to dlaczego nikt przez kilka dni nie zainteresował się losem sarny i nie był w stanie jej pomóc szukał reporter „Blisko Ludzi” TTV Artur Zakrzewski. Reportaż na antenie TTV dziś po 17:10.
Autor: hr / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: jarocinska.pl