Sąd Okręgowy w Kaliszu umorzył ze względu na przedawnienie sprawę Andrzeja Gąsiorowskiego, wspólnika firmy Art-B, który był oskarżony o przywłaszczenie na szkodę spółki ponad 71,7 mln zł. O takim zakończeniu sprawy zdecydowała zmiana przepisów. Gdyby nie ona, sprawa przedawniłaby się dopiero w 2016 roku
Decyzja sądu ma związek z wejściem od 1 lipca w życie zmian w kodeksie karnym, które spowodowały skrócenie o pięć lat okresu przedawnienia za zarzucane Gąsiorowskiemu czyny.
Zarzuty względem oskarżonego dotyczyły okresu między październikiem 1990 a sierpniem 1991 roku. Gdyby nie nowelizacja przepisów, sprawa przedawniłaby się w 2016 roku. Z wnioskiem o umorzenie postępowania z powodu przedawnienia wystąpił oskarżony, jego obrońca i prokurator.
- W niniejszej sprawie bieg terminu przedawnienia liczy się od zakończenia przestępczej działalności składającej się na przestępstwo ciągłe, tj. od sierpnia 1991 roku. Przedawnienie karalności tego czynu nastąpiło z dniem 1 sierpnia 2011 – powiedział w piątek sędzia Marek Bajger.
"Udowodniłbym, że jestem niewinny"
Andrzej Gąsiorowski, który zgodził się na podawanie swojego nazwiska, powiedział dziennikarzom, że żałuje, iż został pozbawiony możliwości stwierdzenia przez sąd jego niewinności. Podkreślił, że w procesie udowodniłby, że nie doszło do żadnego zagrabienia środków.
- Powinienem być zadowolony, że ta sprawa się kończy, ale czuję niedosyt – ta sprawa procesowa powinna się zacząć przynajmniej 10 lat temu i bym w sądzie udowodnił, że jestem niewinny – nie na zasadzie, że jest przedawnienie, ale uniewinnienie. Zostałem tej szansy pozbawiony, wolałbym, by to się skończyło inaczej – powiedział.
Jak dodał, myśli o założeniu fundacji na rzecz obrony ofiar polskiego wymiaru sprawiedliwości, na tym forum mógłby dowieść swojej niewinności. Podkreślił, że czuje się ofiarą wymiaru sprawiedliwości. Stwierdził, że zaczęto go ścigać, bo ówczesny premier Jan Krzysztof Bielecki „uruchomił służby”.
- Według faktów, które są mi znane, premier Jan Krzysztof Bielecki sam stwierdził, że najpierw uruchomione zostaną procedury śledcze w postaci służb, a później prawne. Nie uważam, że to jest normalny tryb postępowania prawnego w takim kraju, jak Polska – powiedział.
Według aktu oskarżenia, Andrzej Gąsiorowski jako wiceprezes zarządu i współwłaściciel spółki Art-B miał uczestniczyć w nabyciu za pieniądze spółki 37 mln dolarów, których większość została wytransferowana za granicę. Ponadto miał kupić dla siebie BMW o wartości 70 tys. zł, a także kupić dla siebie i żony nieruchomość w Cieszynie. Miał też, wraz z innymi osobami, przekazać na konto w Zurychu pod pozorem zawartej umowy ponad 35 mln zł jako zapłatę za dostawę nigeryjskiej ropy. Umowa ta nie została zrealizowana.
Głośna afera z lat 90.
Sprawa Art-B była najgłośniejszą aferą początków III RP. Andrzej Gąsiorowski ze swoim wspólnikiem Bogusławem B. mieli, omijając prawo przy pomocy tzw. oscylatora, zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych zł). W 1991 r. wspólnicy uciekli z Polski i osiedli w Izraelu. Bogusław B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na 9 lat więzienia.
W zeszłym roku warszawska prokuratura okręgowa badająca sprawę Andrzeja Gąsiorowskiego umorzyła z powodu przedawnienia wątek śledztwa dotyczący tzw. oscylatora.
Sprawa zarzucanego Gąsiorowskiemu przywłaszczenia 71,7 mln zł trafiła do Wielkopolski, bo Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że stołeczny sąd okręgowy nie będzie w stanie rozpoznać sprawy przed czasem jej przedawnienia. Akta sprawy liczą 310 tomów. Przesłuchanych miało być ponad 80 świadków.
Andrzej Gąsiorowski w "Piaskiem po oczach":
Autor: FC / Źródło: PAP