Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu toczy się proces Leszka W. i Konstantego K. Mężczyźni, zdaniem śledczych, mieli wyszukiwać osoby mające problem z nadużywaniem alkoholu i posiadające majątek. Pod pozorem sprawowania nad nimi opieki mieli doprowadzać do sporządzenia na ich korzyść testamentów. Jeden z nich - zdaniem prokuratury - podawał jednej z ofiar, panu Grzegorzowi spod Kórnika, alkohol z domieszką toksycznego alkoholu izopropylowego, stosowanego jako rozpuszczalnik. Przyjmuje się, że 240 ml tego alkoholu stanowią dawkę śmiertelną, a objawy zatrucia występują już po wypiciu 20 ml.
Śledczym udało się zabezpieczyć próbkę tego alkoholu. Stwierdzono w niej izopropanol w stężeniu 1,7 procent. O tym jakie mogą być skutki jego picia mówiła w środę w sądzie Bogna Geppert, biegła farmeceuta i toksykolog.
"Mogą się pojawić wymioty, bóle żołądka, biegunki..."
- Izopropanol nie jest alkoholem spożywczym, wykazuje działanie dwukrotnie silniejsze niż etanol na ośrodkowy układ nerwowy. Istotne jest to, że izopropanol wywołuje również inne działania na narządy miąższowe, głównie za sprawą acetonu, do którego się metabolizuje. Alkohol etylowy takich właściwości nie posiada - wyjaśniała.
Dodała, że alkohol izopropylowy będzie nasilał działanie alkoholu etylowego na ośrodkowy układ nerwowy i dodatkowo będzie powodował różne działania związane z jego metabolizmem. - To się przede wszystkim będzie objawiało w przypadku jego chronicznego spożywania - mówiła Geppert.
Jak tłumaczyła mówiąc o wielokrotnym spożywaniu mówimy nawet o małej ilości kilka razy w tygodniu. Wynikające z tego uszkodzenia narządów miąższowej mogą pojawić się już po kilku tygodniach. Jak podkreśliła, jest to kwestia indywidualna - u każdego objawy zatrucia mogą pojawiać się po różnym czasie.
- Spożycie takiego skażonego alkoholu może oddziaływać na układ pokarmowy, mogą się pojawić wymioty, bóle żołądka, biegunki - wyliczała.
Zapytana jakie konsekwencje zdrowotne może spowodować regularne picie takiego alkoholu, wymieniła osłabienie siły mięśniowej, uszkodzenie nerek (w dłuższej perspektywie), niedokrwistość hemolityczną, zaburzenia w poziomie węglowodanów, takie jak jak spadek czy podniesienie cukru w organizmie, a nawet śpiączkę.
Sędzia Renata Żurowska dopytywała ją czy zapach tego alkoholu jest do odróżnienia od etylowego, spożywczego. - Nie. Organoleptycznie jest nie do rozróżnienia - wyjaśniła biegła.
Do śmierci pana Grzegorza doszło w czasie pandemii. Ciało znaleziono po dłuższym czasie. Rodzina zdecydowała się go pochować bez przeprowadzania sekcji zwłok.
- Jeśli u denata był we krwi był izopropanol, to w badaniach zwłok powinien się pojawić izopropanol lub aceton - mówiła Bogna Geppert. Jak dodała, do kilku tygodni lub miesięcy od zgonu do badania taki wynik by wyszedł. Wyjaśniła też, że nie prowadzi się badań narządów miąższowych po śmierci. - Nawet gdybyśmy się podjęli badania na przykład mięśni, to zaawansowane procesy gnilne doprowadziły już do licznych zmian - tłumaczyła.
Udawał opiekuna, miał podawać zatruty alkohol
Pan Grzegorz zmagał się z chorobą alkoholową. Był nieporadny życiowo. Jednocześnie był właścicielem działek o wartości ponad dwóch milionów złotych położonych w atrakcyjnych miejscach.
Jak ustalili śledczy Leszek W. w jego otoczeniu znalazł się w 2020 roku. - Oskarżony podjął się opieki pokrzywdzonego, zobowiązując się do robienia zakupów, dostarczania posiłków i lekarstw, zapewnienia opieki medycznej i pomocy w utrzymaniu higieny osobistej. Jednak "opiekun" nie realizował przyjętych na siebie obowiązków. Dostarczał mu natomiast alkohol o silnym działaniu toksycznym - wyjaśniał prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
CZYTAJ TEŻ: "Panie Tomku, potrzebuję pieniędzy, nie mam co jeść". Mieli truć, by zdobyć mieszkania
Jak podawał Onet, który jako pierwszy opisywał tę sprawę, Leszek W. częstował pana Grzegorza zatrutym alkoholem, a ten po wypiciu wódki "miał notoryczną biegunkę".
Według informacji Onetu, w 2020 r. siostra Grzegorza zaczęła podejrzewać, że ktoś chce oszukać jej brata. Rodzinie udało się wtedy namówić Grzegorza, by prawie dwuhektarową działkę nad jeziorem wartą około 1,8 mln zł przepisał bliskim. Leszek W. miał jednak namówić pana Grzegorza do przekazania mu pozostałej części majątku. - Takie zabiegi doprowadziły do sporządzenia na rzecz Leszka W. testamentu, w którym został on w całości powołany do dziedziczenia, z jednoczesnym wyłączeniem z tego procesu spadkobierców ustawowych - żony i dzieci - podawał prokurator Wawrzyniak.
Leszkowi W. nie udało się zmienić decyzji dotyczącej działki na jeziorem. Wykorzystał natomiast swojego "podopiecznego" do zakupu na kredyt quada o wartości 4900 złotych, który trafił do syna Leszka W.
Na przełomie 2020 i 2021 roku pan Grzegorz zniknął. Rodzina, której nie dawał znaku życia, zgłosiła zaginięcie. Gdy policja zaczęła go szukać, zgłosił się na komisariat w Kórniku i oznajmił, że teraz mieszka pod Mogilnem z Leszkiem W. Ten ulokował go w warsztacie wulkanizacyjnym swojego kolegi. Tam 5 kwietnia 2021 r. znaleziono go martwego, pośród butelek po alkoholu.
Ostatecznie do przejęcia przez Leszka W. majątku wartego co najmniej 300 tysięcy złotych nie doszło.
Leszek W. został oskarżony o oszustwo i usiłowanie doprowadzenia do śmierci Grzegorza S. poprzez podawanie mu do picia skażonego alkoholu. W akcie oskarżenia prokurator stwierdził, że "opieka nie może się wyrażać w cyklicznym i systematycznym dostarczaniu osobie uzależnionej alkoholu, w tym alkoholu silnie niszczącego organizm". Zdaniem śledczych Leszek W. "swoim zachowaniem w sposób intencjonalny dążył do przyspieszenia zgonu (…), a tym samym do przyśpieszenia otwarcia spadku, z czego uzyskałby oczywistą korzyść materialną". - Dlatego też Leszek W. oprócz oszustwa i próby jego dokonania został oskarżony o usiłowanie zabójstwa - tłumaczył Wawrzyniak.
Leszek W. nie został oskarżony o zabójstwo, bo w sprawie brakuje dowodów, które wskazałyby, że to wypicie skażonego alkoholu spowodowało śmierć Grzegorza. Po zatrzymaniu znaleziono u niego skażony alkohol w butelce.
"Czego się nie tknęli, to w tle były dziwne zgony"
W. w innych sprawach miał działać wspólnie z Konstantym K., który oskarżony jest o oszustwa.
- Operacja "Testament" została zainicjowana przez naszych policjantów z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, którzy otrzymali informację, że jacyś ludzie chcą przejąć kilkanaście hektarów atrakcyjnych gruntów. Wkrótce, czego się nie tknęli, to w tle były dziwne zgony właścicieli nieruchomości i bardzo dziwni ludzie z testamentami w ręku - wyjaśnia Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Wyjaśnieniem sprawy zajmowali się wspólnie z Prokuraturą Okręgową w Poznaniu. Jak ustalili śledczy, celem Leszka W. i Konstantego K. było przejmowanie kontroli nad osobami starszymi i schorowanymi, a następnie przejęcie majątku pokrzywdzonych. - Osoby nieporadne z uwagi na wiek lub stan zdrowia izolowano od bliskich, podejmując nad nimi pozorną lub wypaczoną opiekę. Następnie skłaniano je do dokonania niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem na rzecz "opiekunów". Wszyscy dysponowali bowiem określonym majątkiem - mieszkaniem, gospodarstwem rolnym, atrakcyjnymi działkami - który po przejęciu przez oskarżonych stanowił oczywistą korzyść - tłumaczył Wawrzyniak.
Zdaniem śledczych inną ofiarą Leszka W. był 81-letni mieszkaniec powiatu gnieźnieńskiego, którego namówił do zawarcia umów o świadczenie usług telekomunikacyjnych. W ten sposób miał wyłudzić trzy telefony. - Miało to być niezbędne do sprawowania opieki. Osiemdziesięciolatkowi telefony zabrano, a raty z tytuły zakupów nigdy nie zostały spłacone - opisywał Wawrzyniak.
Kolejna sprawa, którą obejmuje proces, dotyczy 62-latka z Gniezna. - Podstępne działania Leszka W. i Konstantego K. doprowadziły do wydziedziczenia córki pokrzywdzonego, a następnie przejęcia jego mieszkania - podaje Wawrzyniak.
Mężczyzna miał zostać namówiony do sprzedaży swojego lokum i przekazania uzyskanej z tego tytułu gotówki oskarżonym. W zamian za to obiecano mu, że zostanie umieszczony w domu pomocy społecznej.
- Wcześniej córka pokrzywdzonego – w wyniku oszukańczych zabiegów oskarżonych – została pozbawiona prawa do udziału w mieszkaniu. Kolejnym krokiem w przejęciu majątku 62-latka było doprowadzenie do sporządzenia testamentu, na mocy którego do dziedziczenia w całości powołano jednego z oskarżonych - wyjaśniał Wawrzyniak.
Ostatecznie mieszkanie pokrzywdzonego zostało sprzedane przez jednego z oskarżonych na mocy udzielonego mu pełnomocnictwa. Uzyskana z tej transakcji kwota 120 tysięcy złotych nigdy nie trafiła do rąk pokrzywdzonego.
Leszek W. miał też nakłaniać inną osobę do przekazania 20 tysięcy złotych łapówki notariuszowi w zamian za poświadczenie nieprawdy o obecności w kancelarii osoby spisującej testament i podpisania przez nią aktu notarialnego. - Próby skorumpowania notariusza nie powiodły się. Podejrzany został zatrzymany, a przestępczy proceder, którym się parał, został przerwany - wyjaśnia Wawrzyniak.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Leszek W. był już karany za oszustwo. Na początku procesu przebywał w areszcie śledczym, obecnie odpowiada z wolnej stopy. Wobec Konstantego K. prokurator zastosował poręczenie majątkowe w kwocie 30 tysięcy złotych.
Leszkowi W. grozi nawet dożywocie, Konstantemu K. - osiem lat więzienia.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock