Umęczone dziecko, przywiązane do wózka, co chwilę upadało, a matka w dość brutalny sposób je podnosiła. Służby zawiadomił operator monitoringu miejskiego w sobotę. W niedzielę reporter "Faktów" TVN znów spotkał kobietę, która z dwójką dzieci prosiła przechodniów o pieniądze, bądź coś do jedzenia.
Przechodnie nie reagowali na zachowanie kobiety.
- Pierwszy raz się spotkałem, żeby dziecko było, można powiedzieć, na smyczy, jak piesek przywiązane do wózka - przyznaje st. insp. Janusz Lis ze straży miejskiej w Kaliszu.
"Dzieci mają humorki"
Jak swoje zachowanie tłumaczy kobieta? - Dziecko mi się położyło na chodnik, ja je podnosiłam, bo mi się kładzie, dzieci mają różne humorki - mówiła reporterowi "Faktów".
Do Kalisza przyjechała z południa Polski. Utrzymuje się z renty, niewielkiego zasiłku na dzieci i dorywczej pracy ich ojca. Inna pomoc im nie przysługuje.
- Powiedzieli, że mój dochód przekracza 7 złotych i raz w roku mogę dostać zasiłek okresowy.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej dopiero zajmie się rodziną. - Ona po prostu wielu rzeczy może nie rozumie, albo nie tak pojmuje. Trzeba by było z nią troszeczkę popracować, przyznać asystenta rodziny - mówi Eugenia Jahura z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kaliszu.
Niewykluczone, że kobietą zajmą się też inne służby. Sprawdzą, czy nie naraziła zdrowia lub życia dzieci swoim postępowaniem. - Zachowywała się gorzej niż osoba prowadząca psa na smyczy, jakby to była lalka nie dziecko - zaznacza Dariusz Hybś, komendant straży miejskiej w Kaliszu.
Do kobiety zdaje się docierać, jakie mogą być konsekwencje jej postępowania.
- Co chcą mi odebrać dzieci? Za takie rzeczy? - pyta.
Autor: ib/i / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24