Poznań

Poznań

Troje dzieci utonęło w Darłówku. Prokuratura umarza śledztwo

Rodzice, ratownicy i władze Darłowa nie są winni śmierci trójki rodzeństwa, które utonęło w sierpniu 2018 roku w Darłówku - uznała Prokuratura Rejonowa w Koszalinie. W ocenie śledczych do utonięcia dzieci doszło w dużej mierze na skutek zmiany warunków pogodowych. - Nagle okazało się, że na morzu są już 4 stopnie w skali Beauforta, morze było wzburzone i najprawdopodobniej dzieci same z tej wody nie mogły już wyjść - mówi Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Tygrysy już w "sanatorium". Jeden rozbił szybę i wyszedł na wybieg

Konwój z pięcioma tygrysami, które pod koniec października utknęły na granicy polsko-białoruskiej, dojechał w poniedziałek do ośrodka w Villenie koło Alicante (Hiszpania). Tygrysy pokonały ponad 2600 kilometrów. Podróż zajęła im nieco ponad 42 godziny. "Teraz mogą spokojnie odpocząć w naszych przestronnych przestrzeniach" - napisała fundacja AAP Adwokaci Zwierząt (Animal Advocacy and Protection) na portalu społecznościowym. Jeden z nich nie zamierzał siedzieć w budynku, wybił szybę i wyszedł na wybieg.

Nie przyjmie nagrody za ratowanie tygrysów. Chce, by  te pieniądze trafiły do przyszłego azylu dla zwierząt

10 tysięcy złotych za ratowanie tygrysów - taką nagrodę miała otrzymać Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo, od prezydenta Poznania. Już jednak odmówiła przyjęcia tych pieniędzy. - Mimo iż należę do osób majętnych inaczej, bardzo serdecznie proszę o dołożenie tej nagrody jako cegiełki pod przyszły azyl dla zwierząt, o który zabiegamy – napisała w mediach społecznościowych.

Uratowała tygrysy, straciła część premii

Robią sobie zdjęcia z tygrysami i dziękują dyrektorce zoo za ich uratowanie. Ale jednocześnie zabierają jej pieniądze. Władze Poznania pozbawiły Ewę Zgrabczyńską części premii. Za samą akcję ratowania tygrysów może jednak oczekiwać nagrody.

Archeolodzy przekopią dawny cmentarz

Archeolodzy zbadają teren dawnego cmentarza na poznańskich Winogradach. Na jego części już stoją kościół i blok. Wkrótce prowadzić będzie tędy trasa tramwajowa.

W płomieniach stracili miejsce pracy. Niepewna przyszłość części pracowników zakładu w Turku

Jeszcze wczoraj zakład produkujący w Turku (woj. wielkopolskie) trawił ogień. Po miejscu pracy 300 osób zostały zgliszcza i zgniecione fragmenty blachy. Strażacy uporali się z ogniem. Teraz zarząd spółki i pracownicy muszą się na nowo odnaleźć w tej trudnej sytuacji. - Musimy ocenić, jak szybko jesteśmy w stanie podnieść zakład i znów produkować - mówi Piotr Chełmiński, prezes firmy.