To jest niedobra informacja, przedwczesna. Trzeba było poczekać na rozstrzygnięcie kwestii wojny w Ukrainie - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 były minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Odniósł się do decyzji o relokacji wojsk amerykańskich z bazy w Jasionce.
W poniedziałek amerykańskie dowództwo ogłosiło relokację amerykańskiego personelu i sprzętu wojskowego z Jasionki na Podkarpaciu do innych miejsc w Polsce. Jak czytamy w komunikacie, przeniesienie to "jest częścią szerszej strategii optymalizowania amerykańskich operacji wojskowych, poprawienia wsparcia sojuszników i partnerów przy jednoczesnym zwiększeniu wydajności".
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Były szef MSZ Jacek Czaputowicz ocenił, że to jest "niedobra informacja, przedwczesna".
- Trzeba było poczekać na rozstrzygnięcie kwestii wojny w Ukrainie. To może być kwestia tygodni bądź miesięcy, a teraz jest osłabienie pozycji Zachodu relacjach z Rosją moim zdaniem i to zrobione zostało celowo - powiedział.
Dodał, że "trzeba na to bardzo poważnie patrzeć jako na taki głębszy sygnał o zmianie polityki amerykańskiej".
Pytany, czy to ma być sygnał dla Putina, że Trump jest na tyle gotów do negocjacji czy wręcz ustępstw, odparł, że "to jest sygnał dla wszystkich, przede wszystkim dla Europejczyków (...), że to rzeczywiście Europejczycy muszą wziąć odpowiedzialność za wsparcie Ukrainy, za bezpieczeństwo, to jest wyraźne, ale na pewno też Władimir Putin to docenia i widzi, że to jest ważny gest przed rozmowami, że ta współpraca rysująca się między Rosją a Stanami Zjednoczonymi jest tutaj potwierdzana".
"To zły sygnał"
Czaputowicz odniósł się również do doniesień stacji NBC News, która we wtorek - powołując się na swoich informatorów - przekazała, że wysocy rangą urzędnicy Pentagonu debatują nad przyszłością 20 tysięcy żołnierzy i personelu wspomagającego armię, którzy od 2022 roku stacjonują w Europie Środkowo-Wschodniej.
Pytany, czy to by zwiastowało początek wielkiego odwrotu Stanów Zjednoczonych z Europy, powiedział, że "to byłoby ograniczenie o połowę obecności w Polsce i w Rumunii". - Natomiast druga połowa, mam nadzieję, że by pozostała, więc to jest po prostu redukcja personelu ze względów oszczędnościowych, ale także jest to też sygnał dla świata, że Amerykanie są mniej zainteresowani regionem Europy i liczą, że państwa europejskie wezmą odpowiedzialność za to bezpieczeństwo - mówił.
Ocenił, że "to jest zły sygnał dla Polski, dla tego regionu". Mówił, że "to jest też sygnał dla innych graczy typu Władimir Putin, że tu Amerykanie nie będą zbytnio zaangażowani i że ta redukcja jest poważna".
Czaputowicz o wezwaniu do debaty Nawrockiego
Odniósł się także do trwającej kampanii przed wyborami prezydenckimi. Kandydat KO Rafał Trzaskowski odpowiedział w środę kandydatowi PiS Karolowi Nawrockiemu na jego wezwanie do debaty i zapowiedział, że będzie na niego czekać w najbliższy piątek w Końskich.
W ocenie Czaputowicza kandydat PiS powinien do stanąć do debaty. - To szansa też dla społeczeństwa, żeby poznać argumenty - powiedział.
Dopytywany był, czy przed pierwszą turą wyborów należy organizować dualizm polityczny i wchodzić w polaryzację tak mocno.
Ocenił, że "taka debata podkreśliłaby znaczenie obu kandydatów". - Myślę, że z perspektywy Rafała Trzaskowskiego kandydat Nawrocki to jest ten dobry kandydat. Warto go podtrzymać w takiej debacie, żeby był w drugiej turze - dodał.
Doprecyzował, że "dobry, bo łatwiejszy". Dodał, że wskazują na to badania opinii publicznej.
- Codziennie możemy o tym przeczytać, że w drugiej turze Rafał Trzaskowski miałby większą przewagę, gdyby się spotkał z Karolem Nawrockim niż z innym kontrkandydatem - mówił były szef MSZ.
Czaputowicz o polityce migracyjnej
Były szef MSZ został zapytany w "Rozmowie Piaseckiego", czy rząd PiS miał świadomość, jak wielu migrantów przechodzi przez Polskę i granicę polsko-niemiecką, idąc dalej na Zachód.
- Trudno, żeby nie miał. Przecież to monitorują służby graniczne, instytucje - powiedział. - Monitorowały i widziały to. Oczywiście nie jest tak łatwo zatrzymać taki nagły napływ, bo przecież ci migranci przechodzili też cały czas przez granicę z Białorusią mimo zapory, ale także ci z Białorusi przedostawali się przez Ukrainę czy przez Litwę, to był ten główny nurt - mówił.
Dodał, że był też szlak bałkański ze Słowacji, "kiedy setki (migrantów-red.) dziennie przejeżdżały".
Został zapytany, czy była świadomość, że tak się dzieje i ówczesny rząd myślał sobie: to nie jest nasz problem, to będzie problem niemiecki, może francuski, może brytyjski, bo oni pójdą na Zachód.
Czaputowicz zaznaczył, że nie był już trzy lata wtedy w rządzie, więc "nie poczuwa się do odpowiedzialności za ten rząd w okresie, kiedy do niego nie należał".
Odpowiadając na pytanie, ocenił, że "to nie była celowa polityka, to znaczy, że my celowo ich wpuścimy, żeby Niemcy mieli problem, a tak to jest interpretowane".
- Natomiast to, że mieliśmy świadomość i nie zareagowaliśmy, może lekceważąc to, może nie wiedząc, jak zadziała, to jest prawda. I przecież wtedy Niemcy wprowadzili kontrole na granicy. I też żeśmy wspólnie z Niemcami zaczęli kontrolować ten napływ ze Słowacji - mówił.
CZYTAJ: Ilu migrantów odsyłano z Niemiec do Polski? Mamy dane
Prowadzący program Konrad Piasecki zauważył, że jego byli koledzy z rządu biją na alarm, że Niemcy podrzucają, czy zawracają migrantów ze swojej granicy wschodniej.
Czaputowicz powiedział, że "Niemcy przyjęli te osoby, jeżeli już tam wjechały". - Natomiast jest inny problem. Problem odsyłania migrantów, którzy się zarejestrowali w Polsce. I chcę powiedzieć, że tę politykę prowadził rząd Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Jak ja byłem w rządzie, to my żeśmy przyjmowali od Niemców na zasadzie readmisji na granicy te osoby, które nie miały prawa, a one przyjechały z Polski i tutaj złożyły dokumenty - mówił.
- Ta dzisiejsza polityka nie różni się od tamtej, jeśli chodzi o ten aspekt - dodał.
Dopytywany, czy rząd nie protestował, odparł, że "jest to zobowiązanie międzynarodowe i wszystkie rządy, w tym Donalda Tuska - ale od premier Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego - zachowują się odpowiedzialnie tak samo".
- To znaczy, jeżeli jest podstawa prawna, to przyjmują tych migrantów. Nawet chcę powiedzieć, że te liczby w czasie rządu Beaty Szydło były większe niż teraz, bo to było ponad tysiąc rocznie. I to jest dokładnie ta sama procedura, więc ja nie widzę problemu. Jest drugi aspekt, napływ i Niemcy mają kontrolę i nie wpuszczają tych osób, tak jak my nie wpuszczamy z Białorusi - powiedział.
Autorka/Autor: js/kg
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24