W piątek od rana policja prowadziła działania związane z zatrzymaniem i doprowadzeniem Zbigniewa Ziobry na posiedzenie sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa. W tym czasie Ziobro opublikował wpis w mediach społecznościowych krytykujący Rafała Trzaskowskiego oraz pojawił się w sprzyjającej Prawu i Sprawiedliwości stacji telewizyjnej.
Po godzinie 6 policjanci pojawili się przed domem byłego ministra w Jeruzalu (Łódzkie), ale nie zastali w nim Ziobry. Później funkcjonariusze sprawdzili także dwa inne adresy Ziobry w Warszawie. W tym czasie poseł pojawił się w studiu telewizyjnym sprzyjającej PiS telewizji. Na miejsce przyjechali policjanci i zatrzymali byłego ministra sprawiedliwości.
"Wobec ewidentnie kryminalnej niegospodarności i podejrzenia wielkiej defraudacji przy inwestycjach Trzaskowskiego skieruję w jego sprawie zawiadomienie do prokuratury. I już dziś zapowiadam, że układem mafijnym wokół prezydenta Warszawy zajmie się w kolejnej kadencji Sejmu legalna komisja śledcza" - napisał Ziobro w piątek przed godziną 9 na portalu x. W tym czasie funkcjonariusze już prowadzili poszukiwania byłego ministra, aby doprowadzić go na posiedzenie komisji, które rozpocznie się o godzinie 10:30.
Ziobro napisał, które inwestycje w stolicy jego zdaniem zostały zrealizowane w sposób "niegospodarny".
"Metr kwadratowy baraku-muzeum @trzaskowski kosztował 10 razy więcej niż budowanego w Warszawie w tym samym czasie Centrum pomocy ks. Olszewskiego. Dwa razy więcej niż nagradzanego w światowych konkursach muzeum w Budapeszcie o skomplikowanej konstrukcji, w 60 proc. pod ziemią. Zaś nadal nieczynna toaleta w parku, licząc ponad 50 tys. zł z metra, to najdroższy budynek w stolicy. Mają rozmach! Jak wynika z publikowanych danych kryminalnych nawet włoska mafia zawyżała zamówienia publiczne o połowę" - stwierdził.
W kolejnym wpisie Ziobro ponownie podkreślił, że jego zdaniem komisja "działa nielegalnie". Przyznał również, że przebywa w sprzyjającym byłemu obozowi władzy studiu telewizyjnym.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka