Schodzą w najniebezpieczniejsze miejsca i wydobywają z nich swoich kolegów. Ratownicy górniczy - bo o nich mowa - to grupa 6,5 tysiąca osób. Najczęściej są to wieloletni górnicy, którzy gotowi są odłożyć na bok lęki i wyruszyć w nieznane.
- Idziemy po żywych, idziemy ratować. Nie dopuszcza się tego, że idziemy po martwych, bo nie na tym rzecz polega – mówi Jan Gaura, ratownik, który trzy lata temu brał udział w akcji w kopalni „Halemba”. Podziemną akcję przez kilka dni śledziła cała Polska. Po pięciu dobach ratownicy wydobyli spod ziemi żywego kolegę.
Pierwsi na miejscu są zwykle ratownicy z kopalnianej stacji ratowniczej. Są to odpowiednio przeszkoleni i wyposażeni górnicy, którzy dyżurują na wypadek, gdyby kolegom trzeba było iść z pomocą. Przy tak poważnych akcjach jak ta w Rudzie Śląskiej, ratownicy z kopalnianej stacji wspierani są przez kolegów z centralnej lub okręgowej stacji ratownictwa górniczego.
"Zawsze jest nadzieja"
W sumie w Polsce jest około 6,5 tys. ratowników (jeden przypada więc na kilkunastu górników). Osoby te gotowe są odłożyć na bok lęk o swoje życie i ratować swoich kolegów. – Ratownicy idą po żywego i zawsze jest nadzieja. Im szybciej, tym szanse na przeżycie tych ludzi są o wiele większe – mówi Grzegorz Pyka, były ratownik.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24